sobota, 20 stycznia 2018

MAMY BYĆ CHRYSTUSAMI?

Zupełne oderwanie od rzeczywistości i bezmyślność, mogą spowodować większe spustoszenie, niż wszystkie złe instynkty razem wzięte...

Zbliża się wiosna i zapewne wraz z rosnącą temperaturą powietrza i wody, pojawią się u europejskich wybrzeży flotylle wiozące na nasz kontynent kolejnych pseudo uchodźców.
Aby nie zasypać gruszek w popiele, już teraz, ruszyła z kopyta kampania mająca na celu szerokie otwieranie granic, domów, serc i ramion dla wyznawców islamu.
Tym razem, sezon otworzył ostro kościół katolicki, co spotkało się z aplauzem lewackich celebrytów, którzy co prawda go zawsze z założenia krytykują, ale... w zasadzie nie powinno mnie to dziwić, bo to środowisko z reguły aprobuje, lub krytykuje wszystko dość wybiórczo, wybierając tylko to, co popiera ich demagogiczne racje, bo jak wiadomo, życia poczętego, dzieci w łonach matek, bronić już tak ochoczo nie mają zamiaru, a wręcz przeciwnie; są za aborcją na życzenie.
Bo tak jest wszak nowocześnie, po europejsku, no i ubogaca się kulturowo...
Ale wracając do tego zamiłowania do przyjmowania "uchodźców"...
Zastanawia mnie jedno, że za otwieraniem granic są głównie celebryci, ludzie dobrze sytuowani, a nie ci, którzy powinni w zasadzie być im najbliżsi - tak zwani zwyczajni szarzy ludzie, ci żyjący biednie, a tych w Europie, i w Polsce, przecież nie brakuje.
Może decyduje tu nie poziom życia, czy światowe obycie, a może po prostu i zwyczajnie - mądrość życiowa, nie mająca nic wspólnego z niechęcią do obcych, czy "innych", jak się usiłuje ludziom wmawiać?
Moim zdaniem, celebryckie zamiłowanie do islamskich imigrantów bierze się nie z ich szerszego pojmowania świata, sięgającego ich zdaniem dalej, a nawet wyżej, niż jest to dane tępemu ludowi, zwanemu przez nich ciemnogrodem, ale z kompletnego oderwania od rzeczywistości.
Celebryci, jak i z przykrością muszę przyznać, że również wielu przedstawicieli Kościoła, a przede wszystkim hierarchów kościelnych, żyje w świecie niewiele mającym wspólnego z życiem przeciętnego obywatela, który na własnych nogach, a nie w limuzynach, bez eskorty ochroniarzy przemierza ulice naszych miast, który nie mieszka w strzeżonych, opłotowanych domach i osiedlach, który sam kupuje ziemniaki i mleko w markecie i na targu...
I który to, być może gdy i u nas pojawią się "uchodźcy", będzie na co dzień ich spotykał..., i to nie z oddali, zza kuloodpornej szyby, ale mijając go na schodach, czy w sklepie.
W TVN-nie krzyczą, że w Polsce łamana jest demokracja, a przecież demokracja to rządy większości, a większość jak wskazują na to wszelkie badania, nie chce w Polsce islamskich imigrantów, więc gdzie logika w tych krzykach i protestach?
Inna rzecz to taka, że jeśli nie mamy do kogoś zaufania, to nie zapraszamy go do domu. Nie wpuszczamy też do domu kogoś, kto właśnie zapukał do naszych drzwi, bo teraz postanowił z nami zamieszkać.
Celebryci "kochają" imigrantów, jak bezpańskie pieski ze schroniska, które nawet jeśli wezmą do własnego apartamentu, zostają natychmiast oddane pod opiekę komuś z personelu, żeby nie powiedzieć, że ze służby!
Nie, nie boję się takiego określenia, bo nie jest ono dalekie od prawdy!
A z pieskiem cóż, potem od czasu do czasu dadzą się sfotografować jakiemuś paparazzi, aby pokazać jakie to ma się dobre serce i jak to kocha się zwierzątka i tyle.
Tak samo kochają imigrantów - z daleka...
Z daleka, od swoich wypieszczonych, eleganckich domów, z daleka od siebie...
Ot usta pełne frazesów, których konsekwencje poniosą inni..., bo w ich bezpiecznym i strzeżonym otoczeniu nikt bomby nie podłoży, ani się nie wysadzi...
Wiele ostatnio czytam o islamie, o jego zasadach, z których najważniejszą jest szerzenie wiary. Każdy, kto nie wierzy w Allaha, każdy niewierny, jest wrogiem, a niszcząc wrogów islamista toruje sobie drogę do raju. Wielu z nich modli się wręcz o męczeńską śmierć w imię wiary, a jeszcze inni wcielają to pragnienie w czyn, zakładając pasy szahida, czy podkładając bomby.
Europa otwierając się na islam, wpuściła nie lisa, ale całe stado lisów do kurnika...
Papież Franciszek w każdym swoim wystąpieniu nakazuje przyjmować "uchodźców", tak jakbyśmy przyjmowali Chrystusa, tylko o jednym jakoś nie wspomina, że jest jedna zasadnicza różnica, której on nie dostrzega, albo o tym nie chce mówić; ta, że Chrystus przybywał i przybywa zawsze w pokoju i z miłością, a nie z ładunkiem wybuchowym. Ta,  że Chrystus mówił - Nie zabijaj bliźniego...
Nie wiem..., może Franciszkowi chodzi o to , żebyśmy ginęli na "arenie" jak pierwsi chrześcijanie..., którzy biernie dawali się rozszarpywać przez lwy i płonęli na krzyżach?
Może to my mamy być "Chrystusami", a nie wyznawcy islamu?               

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz