Zastanawiam się właśnie, czy każdy ma, przynajmniej raz w życiu taki dzień, w którym po powrocie domu ma tylko ochotę położyć się do łóżka, zamknąć oczy, poudawać, że w ogóle nie istnieje i poczekać na lepszy czas?
Że pragnie tylko po prostu przeczekać, aż wszystko w jakiś cudowny, nawet w nie do końca zrozumiały sposób minie albo samo się poukłada...
Ja miałam wczoraj taki dzień...
Dlaczego świat jest taki upierdliwy i nie pozwala człowiekowi zwyczajnie zniknąć, kiedy nie ma się ochoty nawet na pomyślenie o tym, że jest coś poza czterema ścianami mieszkania?
Nie chciałam mieć z nikim kontaktu, choćby przez tylko kilka godzin, ale ten wścibski świat co rusz wyskakiwał z telefonu z wesolutkim uśmiechem i machając głupim kapeluszem mówił:
- Hej, nie bądź smutna. Nigdy nie jest tak źle jakby się mogło wydawać!
- Zaśpiewajmy jakąś wesołą piosenkę, żeby odgonić złe myśli!