czwartek, 30 lipca 2015

NIEPOKOJĄCY ZNAK ZAPYTANIA

Zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że człowiek żyje tak, jakby miał żyć wiecznie. Myślę, że jest to dla wielu akt samoobrony, który pozwala zachować im zdrowy rozum.
Niewielu jest między nami takich, którzy nie boją się śmierci, więc aby ten strach okiełznać, zepchnąć do ciemnej piwnicy i zabarykadować za nim drzwi udają, że nie mają pojęcia o co chodzi z tym umieraniem, że jest to problem medyczny, który co prawda istnieje, ale ich nie dotyczy.
Śmierć to wynik równania z tyloma irracjonalnymi niewiadomymi, że nie sposób je rozwiązać w logiczny sposób.
Wielokrotnie już pisałam, że zazdroszczę samobójcom ich pewności, pewności, że wiedzą, że "tam" będzie im lepiej. Choć moim zdaniem gdy rozstają się z tym światem w ich mózgu musi musi być jakieś zwarcie, awaria...
Czasem myślę sobie, że w śmierci nie jest najgorsze to, że niewątpliwie kończy ona definitywnie czyjąś egzystencję na tym ziemskim padole, stawiając ostatnią kropkę na końcu czyjejś biografii.
Najgorsza nie jest jednak ta kropka, ale postawiony tam obok niej znak zapytania.

piątek, 24 lipca 2015

KŁOPOTY Z KANALIKAMI



Prawdziwa kobieta po prostu i zwyczajnie (jak dla niej) musi się czasami wypłakać, aby mogła lepiej oddychać.
Nie wiem o co chodzi w kobiecym organizmie, ale płacz ma na niego zbawienny wpływ.



Kobieta potrzebuje wówczas nie tyle uronić łezkę i pociągnąć delikatnie, kilka razy noskiem, ale potrzebuje solidnego wypłakania i to takiego, kiedy to trzymając się ukochanej poduszki niczym deski ratunkowej, będzie jednocześnie potokami łez moczyć swoją najpiękniejszą, jedwabną koszulkę.

wtorek, 7 lipca 2015

KUKUŁCZE MYŚLI


Lubię sobie, jeszcze chwilę, trochę poleżeć po przebudzeniu.
Nie należę do tych, co to jak sprężyna, natychmiast rześcy wyskakują z łóżka, gotowi do szarpania się z nowym dniem.
Więc sobie tak leżę, na granicy jawy i snu, nie otwieram oczu i próbuję leniwie ogarnąć myśli...
Czasem, przypominam sobie fragmenty, które wyświetlały mi się nocą, a czasem obudzona z jakąś wyraźną myślą, co to wzięła się nie wiadomo skąd, staram się ją zatrzymać nim umknie mi w blasku poranka.
Taka myśl pojawia się niczym podrzutek, kukułcze jajo i żyje własnym, niezależnym ode mnie życiem...


Mam niekiedy wrażenie, że ta myśl jest wyjątkowa, że jest tworem jakiegoś innego niż mój mózgu, o wiele sprawniejszego, bo tak wydaje mi się odkrywcza, a nawet mądra.
Ta myśl mnie zaskakuje do tego stopnia, że mam pewność, że ja bym na nic takiego przenigdy nie wpadła, a już na pewno, nie w ciągu dnia.

sobota, 4 lipca 2015

UCIEKINIERKA


Kiedy wychodziłam rano z domu, było jeszcze bardzo wcześnie, a mimo to powietrze było już gęste, nagrzane i nieruchome, jak puchowa pierzyna zarzucona na miasto.
Wcisnęłam głębiej czapkę, aby oddzielić się od słońca i od razu obrałam szybkie tempo; chciałam się zmęczyć, doprowadzić się do stanu, w którym serce będzie mi walić z wysiłku, kiedy skupię się wyłącznie na jego uderzeniach. 
Aż świat wokół mnie rozpłynie się i zniknie, a ja znajdę się w kołysce rytmu kroków i uderzeń serca…
Jak byłoby to pięknie, tak się samej rozpłynąć i nagle znaleźć się w innym miejscu…
Ot marzenia i mrzonki sprzed chwili…
Chwili, w której myślałam, żeby "wszystko" rzucić w diabły...
Cóż..., w pewien sposób, ale nie do końca zrealizowałam to pragnienie, jednak nie o to mi do końca wszak chodziło...
Wtedy czułam, że abym mogła znowu czuć się ze sobą dobrze, muszę zrobić coś więcej; choćby i sprzedać wszystko co się tylko da, spakować jedną walizkę i kupić bilet w jedną stronę do nie wiadomo dokąd.
Chciałam zostawić za sobą wszystko to, co na mnie spadło i przygniotło do ziemi, bo czułam, że życie wymyka mi się z rąk i rozpada na tysiące kawałków.

czwartek, 2 lipca 2015

PO BURZY SPOKÓJ

Kiedyś, bardzo, bardzo dawno temu, kiedy na świecie zapewne biegało jeszcze kilka dinozaurów, a ja wyglądałam jeszcze na dziecko, popularne było hasło; Bóg, honor i ojczyzna (przynajmniej tak mi się wydawało).
Te trzy wyrazy określały jednoznacznie człowieka prawego, choć niekoniecznie prawicowego. Teraz każdy z nich, podlega dowolnej modyfikacji, w zależności od upodobań, czy aktualnych preferencji danego osobnika.
Bóg albo jest, albo Go nie ma, a jak już jest, to "każe" Mu się być potakującym, akceptującym wszystko staruszkiem z Ajzhajmerem, na dodatek takim, który ma wyskakiwać niczym królik z kapelusza magika, w stosownym dla nas momencie.
Ojczyzna?
No niby jest...