czwartek, 31 lipca 2014

BRĄZ WYSZCZUPLA

Siedzę przy kompie i w przerwie w waleniu w klawiaturę; w ramach gimnastyki, obgryzam sobie paznokcie; w ramach dokładki do deseru.
Bo deser już zjadłam i popiłam.
Teraz to niszczę sobie manicure!
To tak dla odwrócenia uwagi, żeby zatrzeć obraz moich dwóch koleżanek, no i żeby z ich powodu nie załapać doła z zazdrości.

Coby nie powiedzieć; nie mogę, choćbym z wielką chęcią chciała, do niczego się przyczepić. Obie o rewelacyjnych twarzach (świeżo wygładzonych), i o rewelacyjnych figurach.
Niechętnie, acz sprawiedliwie przyznaję, że miło na nie było popatrzeć.



Nieco mniej miło mi się patrzyło, jak na moich oczach; radośnie, a z mojego punktu widzenia bezczelnie; bezkarnie i bez ubocznych efektów zajadały się bezowym tortem z malinami i bitą śmietaną, popijając mrożoną kawą (też ze śmietaną).
I to zaraz po spałaszowaniu obfitego lunchu!

wtorek, 29 lipca 2014

MIŁOŚĆ Z PERSPEKTYWY LEŻAKA

Co by tu nie mówić, mamy jak na razie iście afrykańską pogodę. Dzień w dzień, ponad 30 stopni, aż się zaczyna tęsknić do kilku kropel deszczu.
Nie dziwię się już południowcom, że potrzebują w środku dnia sjesty, by móc funkcjonować na pełnych obrotach.
Sama zauważam, i to nie tylko u siebie, że mózg pod wpływem temperatury, delikatnie mówiąc, się lasuje. 
Upoconemu delikwentowi, a w tym wypadku delikwentkom, nie chce się gadać o niczym poważnym, istotnym, a już żeby mądrym - to odpada.

Bo będzie o leżakowej rozmowie damsko - damskiej, która pod wpływem nieustannej parady opalonych, i co najważniejsze, rozebranych z odzienia ciał, a wspomaganej wzmocnionymi napitkami skoncentrowała się na temacie oczywistym - damsko -męskim.


Wzmocnionej rozmowie, rzecz jasna, bo takie "chrześcijańskie" dziewczyny jak ja, nie dyskutują o seksie i orgazmach na trzeźwo... 
Czyli rzecz o miłości... i nie tylko...
Nie wiem, czy procenty, czy słońce, ale zamiast zgodnie przyłączyć się do wzdychania i tęsknot za uczuciem, zaprezentowałam wojowniczą i zgoła oponencką postawę, co spowodowało u moich rozmówczyń, szersze otwarcie oczu i uniesienie brwi, tym razem bez wspomagania botoksem.
Żeby czasem nie było, na marginesie zaznaczę, że nie mam nic przeciw medycynie estetycznej!

niedziela, 27 lipca 2014

WIWISEKCJA BÓLU DUSZY

Jeśli boli, to boli...
Proste? 
Choć być może dotkliwe..., przynajmniej czasami.
Znaczy to ni mniej, ni więcej, że czujemy, że gdzieś nas kłuje, czy rwie.
Jest to oznaka, że nasz organizm domaga się uwagi. I to tak gwałtownie, że musimy zareagować równie ostro jak on i uciec się do środka przeciwbólowego, lub co nie daj Boże, do skalpela.
Kto ma szczęście, temu udaje się wygrać ten pojedynek...
Ale co zrobić w sytuacji gdy zaboli dusza?
Bo ona jest; gdzieś tam, wewnątrz nas...
To, że dusza jest, udowodniono naukowo!

niedziela, 20 lipca 2014

PO GORĄCZCE SOBOTNIEJ NOCY

Minionej nocy, leżałam całkiem rozbudzona, wsłuchując się w dźwięki upalnej, lipcowej nocy. W sypialni, mimo otwartych okien, było bardzo duszno, bo cud techniki w postaci klimatyzacji, do mnie jeszcze niestety nie dotarł.
Wierciłam się więc niemiłosiernie, wyginając śmiało ciało i szukając naiwnie, optymalnie chłodnej pozycji.
Wiadomo, że nie znalazłam, bo czy jest ktoś taki, kto słyszał o chłodnych pozycjach?

piątek, 18 lipca 2014

DLA DZIECI?

Bycie mieszkanką dużego osiedla, ma swoje minusy i plusy. Bywa również pouczające i dostarcza nowych tematów dla moich zamyśleń.
Na najwyższym poziomie utrzymuje się tutaj akustyka, szczególnie latem, kiedy społeczeństwo wietrzy mieszkania i skarpetki.
Znam wszystkie aktualne ploteczki, dzięki balkonowemu radiu, które działa jak telefon bezprzewodowy z włączonym głośnikiem. Nie trzeba nawet przykładać ucha do ściany, by dowiedzieć się co u współmieszkańców pod kanapą piszczy.
Niekiedy, całkiem niezamierzenie, jestem niemym świadkiem, scen z życia rodzinnego, żeby nie powiedzieć małżeńskiego.
Stwierdzam, że powoli nawet zaczynam rozpoznawać "znajome" twarze, a z niektórymi osobami zamieniam kilka zdań, kiedy spotykamy się w mleczarni, czy tak jak dzisiaj, przy straganie z warzywami.

czwartek, 17 lipca 2014

W LABIRYNCIE

Powietrze dzisiaj stoi w miejscu, ani odrobiny wiatru. 
Ja, która nie przepadam za wiatrem, nawet tym we włosach, chętnie wystawiłabym się na jakiś malusi powiew.
W moim ogrodzie jest zielono, ale nie chłodno, niestety na fontannę miejsca mi nie starczyło, mimo to ciesze się, że w ogóle jest.

Niestety, prawa do niego roszczę nie tylko ja, ale i okoliczne ptactwo, zwłaszcza pewna, wredna parka gołębi.
Przeganiam toto, ale uparcie wracają i moszczą się na mojej pergoli.
Taka nasza, mała, prywatna wojenka.
Dzisiaj z przykrością stwierdzam, że było jeden do zera dla nich.



Po prostu, perfidnie się na mnie zaczaiły i odstawiły triumfalny nalot dywanowy nad moją głową. 
Niestety, jedna z rzuconych bomb trafiła do celu, to znaczy obryzgała moją nogę.

środa, 16 lipca 2014

WSZYSTKO ZACZYNA SIĘ RANO

Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że przeważnie zaczynam moje zapiski od odnotowania pierwszego mrugnięcia powiek, pierwszego spojrzenia w okno, czy pierwszego miauknięcia Neona!

Może to dziwne, może mało logiczne, a już na pewno bez polotu. 
Tak to jest, jak się zapisuje to, co jakiś neuron przypadkowo kliknie sobie w czaszce. Moje klikają ciągle w kółko to samo, jak widać.
Ot, stały początek, w końcu od czegoś trzeba zacząć, nie tylko dzień.
Dzisiaj na przykład, mogłabym zacząć miauknięciem, ale będzie inaczej. Taka odmiana hi, hi!


Bo środa, zaczęła się od neonowych wrzasków i skakania przeze mnie, niczym na kocim parkurze.
Ewidentnie, było to nietypowe zachowanie, mojego, jak dotychczas, dobrze wychowanego współlokatora, dlatego też, otwarłam natychmiast nie tylko jedno oko, ale obydwa na raz!
Kiedy w chwilę po tym, zerknęłam na zegar w przedpokoju, omal nie otworzyłam ust ze zdumienia - była prawie godzina 11!

wtorek, 15 lipca 2014

NIE BYĆ PTAKIEM, A ZAKWITNĄĆ RÓŻĄ

Odwiedziłam moją łąkę.
Jak co roku o tej porze, wśród traw brodziło tam kilkadziesiąt bocianów ale mam wrażenie, że tego lata jest ich jeszcze więcej.
Usiłowałam je policzyć, ale kiedy przekroczyłam 30-stkę zrezygnowałam. 
W końcu nie jestem ornitologiem - statystykiem, tylko osobą, która plącze się od czasu do czasu na obrzeżach bocianiego stada i jest przez nie tolerowana, dopóki nie przekroczy niepisanej granicy.
To zadziwiające, że te ptaki wracają co roku w to samo miejsce, do tych samych gniazd, pokonując tysiące kilometrów.

poniedziałek, 14 lipca 2014

BO TO CO WAŻNE I NIEWAŻNE

Przetarłam rankiem zaspane oczy, mając w nich jeszcze wszystkie barwy malowanego we śnie obrazu...
- No i nareszcie nie pada - ucieszyłam się i od razu zawstydziłam.
Zawstydziłam się, bo choć nie jestem niewolnicą szmaty i wiadra, ale pewne standardy muszą być spełnione, abym czuła się we własnym domu dobrze.
Niestety słońce bezlitośnie pokazało mi jakie to mam czyste okno na świat i jaka to ze mnie porządnicka.


- Trzeba by umyć - westchnęłam z niechęcią, bo nie jestem też miłośniczką pucowania szyb. - Ale nie dzisiaj - szybciutko dodałam.
Na dzisiaj miałam inny plan, zainspirowany przez moja przyjaciółkę Annę, która bije mnie na głowę na wszystkich, "codziennych" polach. 

niedziela, 13 lipca 2014

SĄ TAKIE DNI W TYGODNIU

Są takie dni w tygodniu, gdy nic się nie układa i jak na złość wypada wszystko z rak. 
Zasłaniam wtedy okna, w najdalszym kącie siadam i sama z sobą chcę do ładu dojść.

sobota, 12 lipca 2014

POZORY, POZORY..., WIECZNIE TE POZORY

Niedawno dostałam mały, ale uroczy prezent - wenecką maseczkę...
Kocham prezenty i nigdy się ich nie pozbywam. Nie wyrzucam, ani nawet nie przekazuję innym, w ramach tak zwanej sztafety niechcianych prezentów.
Faktem jest, że nie zawsze wiadomo gdzie taki upominek wyeksponować i z przykrością stwierdzam, że zdarzają się takie "durnostoje", z którymi nie za bardzo wie się co począć.

Ale durne, czy nie, zawsze to przecież skumulowany ładunek dobrej energii. Ktoś o nas pomyślał, zadał sobie trud, przyniósł - a przecież nie musiał...

poniedziałek, 7 lipca 2014

I ZNOWU GO SPOTKAŁAM...

W mieście, w którym mieszkam,  jest dom, w którym się kocham...
Nie, to nie żart...
Zapałałam do niego gorącym uczuciem od pierwszej chwili, kiedy go ujrzałam. Dopadło mnie ono niespodziewanie i zupełnie irracjonalnie. 
To uczucie, o dziwo trwa nadal i nie słabnie...
Nigdy nie byłam we wnętrzu tego domu, nie znam jego właścicieli, ale to nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Bo tak to już jest z moimi uczuciami; są ślepe, bezkrytyczne i nie potrzebują logicznego uzasadnienia.

Kiedy mijam go, zawsze posyłam mu uśmiech i czuję, że on też do mnie się uśmiecha, i co najdziwniejsze mam pewność, że i on odwzajemnia moje uczucia.
Jak dotychczas tylko tęsknie spoglądamy na siebie z daleka, ale mam nadzieję, że przyjdzie kiedyś taki czas, w którym będzie nam dane pogłębić naszą znajomość.