piątek, 18 lipca 2014

DLA DZIECI?

Bycie mieszkanką dużego osiedla, ma swoje minusy i plusy. Bywa również pouczające i dostarcza nowych tematów dla moich zamyśleń.
Na najwyższym poziomie utrzymuje się tutaj akustyka, szczególnie latem, kiedy społeczeństwo wietrzy mieszkania i skarpetki.
Znam wszystkie aktualne ploteczki, dzięki balkonowemu radiu, które działa jak telefon bezprzewodowy z włączonym głośnikiem. Nie trzeba nawet przykładać ucha do ściany, by dowiedzieć się co u współmieszkańców pod kanapą piszczy.
Niekiedy, całkiem niezamierzenie, jestem niemym świadkiem, scen z życia rodzinnego, żeby nie powiedzieć małżeńskiego.
Stwierdzam, że powoli nawet zaczynam rozpoznawać "znajome" twarze, a z niektórymi osobami zamieniam kilka zdań, kiedy spotykamy się w mleczarni, czy tak jak dzisiaj, przy straganie z warzywami.
Przypomniała mi się właśnie półka z kurczakami w Tesco, ale to już historia o całkiem innej znajomości.
Wracając do warzywniaka, zastanawiałam się właśnie, czy kupić fasolkę, czy szpinak, kiedy usłyszałam jak ktoś mówi mi - Dzień dobry, pani!
- A dzień dobry - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do sąsiadki z bloku naprzeciwko mojego balkonu.
- Gorąco dzisiaj - stwierdziłam oczywistość, gwoli zagajenia rozmowy.
- Gorąco - zgodziła się kobieta - Najchętniej rzuciłabym wszystko i stąd zniknęła.
- Też chętnie bym gdzieś pojechała na wakacje - podchwyciłam temat.
- Gdzie tam na wakacje. Chłopa mojego bym rzuciła. Mam wszystkiego dosyć, a jego w szczególności - pożaliła się.
- Może trzeba tak zrobić - wypaliłam bez zastanowienia, ale znając trochę jej sytuację. Wiedziałam, że wszystkie prawie domowe obowiązki są na jej głowie, łącznie z finansami, bo niestety jej mąż często zagląda do kieliszka. Co prawda nie dochodzi tam do przemocy, ale wypłata na ogół ląduje w kasie jakiegoś pubu.
- Myśli pani, że nie mam ochoty go zostawić? Mam! Ale nie mogę. Są przecież dzieci, one go uwielbiają, a on świata poza nimi nie widzi. Jestem z nim tylko dla nich.
- Coś dziwnie, ten pani mąż okazuje tę miłość - wyrwało mi się.
- To nie takie proste - stwierdziła ponuro.
Nie twierdzę, że to proste i łatwe, zawsze jest coś, za coś, ale nie kontynuowałam rozmowy, bo uznałam, że dalsza polemika do niczego by nie prowadziła. Moje zdanie w tej materii, jest bowiem całkiem inne.
Bo czy dla dzieci trzeba się aż tak poświęcać?
Przecież one dorosną i każde z nich w końcu pójdzie swoją drogą. Czy będą kochać swoją matkę więcej, czy może mniej, wiedząc, że poświęciła część siebie samej, w imię tak pojętego przez nią ich dobra?
A może tak postępując, spowoduje, że będą żyły w poczuciu nieuzasadnionej winy?
Bardziej prawdopodobne jednak, że dla niej nie zrezygnują z siebie i swojego życia.
Czy więc ona powinna rezygnować ze swojego szczęścia tylko dlatego, by miały pełną rodzinę?
Nie sądzę, aby takie poświęcenie, mogło dać kobiecie poczucie spełnienia obowiązku, który zrekompensowałby brak u jej boku mężczyzny, który daje jej miłość i wsparcie..
Moim zdaniem to czysty masochizm, jakiś rodzaj samookaleczania! 
Znając trochę życie, myślę że będzie wręcz przeciwnie - w końcu dzieci wyfruną z gniazda, a ona zostanie sama, lub co gorsze z nim; rozgoryczona z powodu braku uczucia, zezłoszczona na los i na cały świat.
Istotą życia kobiety, nie jest wyłącznie rodzicielstwo. 
Jak każdy człowiek, potrzebuje ona miłości i spełnienia na wielu płaszczyznach; od rodzicielskiej, po partnerską, a jedna nie powinna wykluczać drugiej, Są one raczej wzajemnym wzmocnieniem i uzupełnieniem.
Dlaczego kobiety decydują się trwać u boku mężczyzny, który w gruncie rzeczy jest im obcy, którego nie tylko nie kochają, a nawet nie lubią?
Co je powstrzymuje przed tym ostatecznym krokiem?
Przecież obrączka, którą kiedyś ten mężczyzna włożył im na palec, dawno przestała być symbolem uczucia, a stała się z czasem symbolem niepotrzebnego zniewolenia, któremu dobrowolnie zresztą, te kobiety się poddają.
Bez najmniejszego protestu skazują się tym samym na samotność przy  coraz bardziej obcym im mężczyźnie.
A co będzie kiedy właśnie  on, pewnego, pięknego dnia, postanowi odejść?
Wtedy może być już dla nich za późno; na zmianę kierunku i początek nowego.
Mężczyznom takie decyzje o dziwo przychodzą o wiele łatwiej. Dziwnym trafem, nie myślą wtedy ani o swoich żonach, ani o dobru dzieci.
Nie ma dla nich znaczenia ani etyka postępowania, ani złożone przysięgi, czy moralne ograniczenia.
Nie interesuje ich bilans strat i zysków rodziny..., bo liczy się w tym wypadku tylko  ich własny zysk.
Kobieta odwrotnie; odchodząc, przeważnie uważa, że ma o wiele więcej do stracenia, niż do zyskania. A jeśli do tego dojdzie jeszcze wiara i jej zasady, to nie ma szans na jakikolwiek radykalny krok.
Kompletne zapętlenie...
Może wydawać się po tych moich wywodach, że jestem zwolenniczką rozwodów...
Ależ nie!
Nie jestem jednak orędowniczką spraw przegranych!
Są sytuacje, kiedy trwanie w toksycznym związku jest po prostu złe i zasłanianie się dobrem dzieci jest w takim wypadku zupełnie bez sensu. 
Bez sensu, nawet gdy współmałżonek jest idealnym ojcem; bo cóż z tego, jeśli nie jest przy tym dobrym i kochającym mężem.
Kupiłam w końcu i fasolkę i szpinak. 
Na obiad był omlet za szpinakiem i serem feta, który zjadłam bez byle jakiego partnera, ale za to ze smakiem i w spokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz