niedziela, 20 lipca 2014

PO GORĄCZCE SOBOTNIEJ NOCY

Minionej nocy, leżałam całkiem rozbudzona, wsłuchując się w dźwięki upalnej, lipcowej nocy. W sypialni, mimo otwartych okien, było bardzo duszno, bo cud techniki w postaci klimatyzacji, do mnie jeszcze niestety nie dotarł.
Wierciłam się więc niemiłosiernie, wyginając śmiało ciało i szukając naiwnie, optymalnie chłodnej pozycji.
Wiadomo, że nie znalazłam, bo czy jest ktoś taki, kto słyszał o chłodnych pozycjach?
A może jednak?
Bo ja sprawdzałam bardzo sumiennie! Nie ma!
To przewalanie się z boku, na bok, przemieniło u mnie się wkrótce we frustrację, a frustracja w rezygnację i znudzenie.
Co tu robić?
Wstać, czy leżeć? - oto było jedynie w tym wypadku słuszne, hamletowskie pytanie.
Powoli zaczynałam podejrzewać, że ta noc nigdy się nie skończy i na zawsze już utknę w jej parnym namiocie.
Co za nuda! Nieprawdaż?
Czy ja nie mam już innych tematów do zamyśleń, niż moje "gorące, sobotnie noce"?
Nudzę nawet samą siebie!
Inna rzecz, że w końcu jednak musiałam zasnąć, bo obudziły mnie, (zresztą jak w każdą niedzielę), nie tylko dzwony, ale i msza w pobliskim kościele.
To proboszcz tego kościoła, zapewnia wszystkim mieszkańcom mojego osiedla taką właśnie atrakcję...
Wszystkie msze, co do jednej, są transmitowane na całe osiedle i to na pełny regulator głośnika, coby nikt, nie daj Bóg, nie zapomniał, że dzień święty, się właśnie święci!
Takie posłannictwo, czy może raczej apostolstwo?
Fakt, faktem, że się tak, czy inaczej obudziłam, a o ile mi wiadomo, nie można się obudzić, jeśli się nie spało.
Głośna eksplozja religijnego uniesienia za oknem, niezbyt mnie ucieszyła, ale podeszłam do niej ze stoickim spokojem.
To dowód na to, że z wiekiem pokornieję.
Jeszcze niedawno, zaprotestowałabym czynnie, przynajmniej na parafialnej stronie internetowej, a teraz mi to powiewa.
Oszczędzam resztki sił, czy co?
W sumie, to nawet i może nie wypada mi robić o to rabanu, bo przecież jestem osobą wierzącą. Już dawno zawarłam z Panem Bogiem "pokój", więc tym bardziej nie będę wszczynać wojny z jego proboszczem.
Jeśli nigdy nie pomstowałam na "odgórne działania", lub przyzwolenie na tragedie, choroby, czy kataklizmy przytrafiające się ludzkości, a w tym i mnie; to nie będę wszczynać awantur w przypadku niedzielnej pobudki.
Może to bierność, choć wolę w tym przypadku myśleć, że to postawa akceptacji rzeczywistości.
A może i kwestia wiary?
Nie żebym była jak pierwsi apostołowie, którzy przyjmowali wszystkie nieszczęścia jako dopust boży i konieczną drogę, wiodącą do zbawienia, ale coś w tym chyba jest...
Nigdy na przykład, nie zadałam Bogu pytania - Dlaczego ja? Dlaczego właśnie mnie to spotyka?
A to pytanie przecież, jest jednym najczęstszych pytań ludzi, w obliczu niepowodzeń i przykrości.
Nawet mnie samą to dziwi...
Chyba dlatego, że nie przyszło mi ono nigdy do głowy...
Co prawda nie mam powodu, aby aż tak bardzo narzekać na swój los, zawsze wszak mogłoby być gorzej.
Ostatnio nawet spotkałam znajomą, która zaskoczyła mnie stwierdzeniem - Jak ty ładnie wyglądasz, ale ty schudłaś!
W pierwszej chwili się ucieszyłam, ale nie byłabym sobą, gdybym trochę się tym i nie zmartwiła, bo jedna z moich dewiz przecież brzmi - Kobieta nigdy nie może być zbyt bogata, ani zbyt chuda.
No dobra, do chudości jeszcze mi daleko, ale muszę być czujna!
Ech! Gorsza sprawa, jeśli chodzi o to bogactwo...
Co prawda ogarniam jego problem przy pomocy karty kredytowej z dużym limitem, ale podejrzewam, że niedługo ten limit się może wyczerpać i to wraz z moimi zdolnościami do jego spłaty niestety. 
Kolejna moja, tym razem pocieszająca dewiza to - Nigdy nie jest tak źle, jakby się wydawać mogło!
Powiem więcej, nie jest jeszcze najgorzej; bo napiekłam w tych tropikach kolejną porcję drożdżowych bułeczek z wiśniami!
Siedzę sobie właśnie w moim wiszącym ogrodzie, popijam mrożoną kawę ze śmietanką i przymierzam się do ich konsumpcji
I najważniejsze!
Delektuję się niedzielnym spokojem, który nastał po ostatniej osiedlowej transmisji!   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz