czwartek, 31 grudnia 2015

NA KONIEC

Pewna jest tylko śmierć, nie jej czas...



Wszyscy cierpimy na nieuleczalną chorobę, która nazywa się śmierć i nie możemy przed nią uciec...
Mówią, że dobre uczynki oświecają czas jaki jest nam dany tutaj na Ziemi, a ja mówię, że może go również uświęcić nasza śmierć...
Poświęcenie życia w imię dobrego celu, jest czymś wyjątkowym, cennym darem, dlatego powinno być jako takie, szanowane i pamiętane.
Ofiara z życia, jest ostatnim podarunkiem, jaki my śmiertelnicy, możemy komuś dać.




Nie powinno się takiego daru trwonić, ani lekceważyć, lecz przyjąć go z pełnym poważaniem, uznaniem, a nawet z radością, że oto ktoś dla nas, albo za nas..., podjął tak ważną decyzję...
Taki prezent, to coś, co na ogół nie mieści się w ograniczonym ludzkim umyśle, a jednak istnieje, jako możliwość, od zarania dziejów, od początków wszelkich...

środa, 30 grudnia 2015

ODERWAĆ SIE OD SKAŁY NIEMOŻNOŚCI

Niezależnie od tego, czego dotyczy problem, to aby się z nim zmierzyć, potrzebna jest wiara.
Wiara, że się uda...


Nadal się miotam; z jednej strony nienawidzę schematów, codziennej rutyny, a z drugiej strony, to własnie te powtarzalne czynności, a nawet "powtarzalne" myśli, mnie uspokajają i porządkują mój świat.
Prawdopodobnie wynika to z tego, że nie mam już siły, aby podjąć jakiekolwiek ryzyko zmiany.
To mnie niepokoi, bo osoba, która woli złe, ale znane, ewidentnie zaczyna się starzeć...


I tu powstaje dylemat, od kiedy człowiek zaczyna się starzeć?
Niektórzy twierdzą, że dzieje się to już od dnia urodzin... Tylko od których?
Tak sobie myślę, kiedy patrzę na kobietę z lustra, że jeszcze tego po niej nie widać, ale może to tylko zasługa genów, albo makijażu?
Mimo to, nie chce mi się już "oczarowywać" otoczenia. Nie interesuje mnie, jak jeszcze przed chwilą, taka sztuka, dla samej sztuki...

wtorek, 29 grudnia 2015

TRZY MAŁPKI W JEDNEJ

Jeśli nie potrafisz inaczej, to chociaż udawaj, że radzisz sobie w życiu...


Jeszcze tylko dwa dni i pożegnam dziada!
Wredny on, ale głupia ja...
Oj głupa, bo jak można pomyśleć, że kiedy szóstka zastąpi piątkę, w moim życiu nastąpi cudowny zwrot, a życie zamiast bacikiem, poczęstuje mnie kieliszkiem szampana?
Łapię się na tym, że znowu chcę się ratować, udając, że jestem trzema małpkami, w jednej osobie.



Mam takie ciągoty nie od dziś niestety...
W zasadzie, co to szkodzi, tak zabawić się znowu w teatr, by poczuć się dzięki temu dobrze?
Mam trochę w tym wprawy...
Niestety, te wielokrotne eksperymenty na samej sobie, spowodowały, że zamknęłam się w sobie i zatraciłam sens życia za cenę kilku chwil złudnego spokoju.
Tak chciałam, tak mi było wygodniej?

poniedziałek, 28 grudnia 2015

ZAMKNIĘCI W BECZCE ZDARZEŃ

W każdym z nas jest potwór i w każdym z nas jest święty...
- Któremu damy pierwszeństwo?
- Który z nich, pokona tego drugiego?
I co wydaje się być najważniejsze;
- W jakim momencie nastąpi to przebudzenie mocy?
Przed chwilą, spojrzałam w dół z mojego bocianiego gniazda; tysiące świateł, z tysiąca okien tego miasta i ani jedno nie wydało mi się bliskie, ani znajome...
Ot, wieczorna iluminacja, stworzona przez ludzi stłoczonych w osiedlowych ulach.
Ten bezosobowy, industrialny widok, jest jak niemy krzyk w pustce..., który słyszałam już tak wiele razy...
Chciałam poprawić sobie nastrój, a wyszło jak zawsze...
Przypomniał mi się Nietzsche i jego idea wiecznego powrotu... 
Wszystko już było i znowu będzie... 

niedziela, 27 grudnia 2015

ODRZUCIĆ NADZIEJĘ...?

Bywa, że jedynym sposobem na przeżycie, jest przestać mieć nadzieję...

Niech ten rok wreszcie się skończy. 
Niech ten stary dziad, sobie wreszcie pójdzie, i oby jak najdalej ode mnie.
Niech..., bo dał mi nieźle w kość... ; przegonił mnie po lekarzach, szpitalach i nie oszczędził mi żadnego bólu; ani tego psychicznego, ani fizycznego...
Chciałoby się mu pomachać ręką na pożegnanie i powitać z nadzieją ten nowy...
Nadziei jednak brak, gdy nastaje taka noc jak ta ostatnia, kiedy mimo światła za oknem, wydaje się trwać bez końca i bez radosnej perspektywy na ranek. Wtedy nie można znaleźć początku nowej drogi i czuję się bezradna...
Bezradna i bez sił..., tonę w tej ciemności, usiłując przeczekać ból i złapać kolejny oddech...

piątek, 25 grudnia 2015

ŚWIĄTECZNA SAMOKRYTYKA

No i miałam rację; jak widać trochę siebie znam, bo nie napisałabym tego co wczoraj...
Czy coś się zmieniło w moim zamyśleniu od wczoraj?
Nie, ale dzisiaj rano, dostrzegłam też drugą stronę medalu, tę, która również była, tę którą pieczołowicie wyrzeźbiłam sama.
Być może, to ja własnie byłam największą hipokrytką pośród tych zamaskowanych ludzi...
Trzeba mi było lepiej zostać w domu, niż teraz mierzyć się z przykrą dla mnie prawdą.


Starałam się, nadal się staram zmienić swoje życie, ale jak na razie słabo mi się to udaje, jest wręcz przeciwnie, to życie wyraźnie zmieniło mnie; i to prawdopodobnie na gorsze. 
Poranione zwierzę bywa agresywne, ze mną jest podobnie, tyle że ja nie atakuję innych, tylko odgryzam siebie, kawałek po kawałku.
Głupie co?

POWIGILIJNE ZAMYŚLENIE


Za chwilę północ, a ja, zamiast iść na Pasterkę, stukam w te obojętne (a może tylko neutralne) klawisze i popijam sobie melisę.
Ot tak, posiorbuję sobie dla oczyszczenia, a oczy mi się kleją do snu, który zapewne nie nadejdzie kiedy przytulę się do poduszki.

Pewnie to co teraz piszę, nie napisałabym jutro, ale cóż...
Piszę bo czuję jakiś niedosyt, niedosyt prawdziwej miłości...
Bo tego co mi w życiu brakuje, to tylko jej..., no może jeszcze i szacunku...
Przed chwilą wróciłam z kolacji wigilijnej, na którą mnie niby zaproszono, choć ja nie odczytałam tego jako zaproszenie, takie, jakie ono powinno być...
Dziwne nieprawdaż?
A przecież mimo to poszłam...
Dlaczego?
Bo nie chciałam spędzić tego wieczoru sama?
Bzdura...

czwartek, 17 grudnia 2015

ZIMNE SERCE

Najbardziej lubię zamyślać się solo i w zasadzie nie za bardzo interesuje mnie stosunek innych do moich zamyśleń, więc z reguły nie podejmuję w tym temacie żadnych dyskusji... 
To znaczy, że w pełni uznaję inność poglądów, jak również zgadzam się z góry na wszystkie oceny; te pozytywne i te negatywne.
Wczoraj jednak, zupełnie przypadkowo, prawdopodobnie z racji zbliżających się świąt, jakoś niechcący, wypłynęła w rozmowie moja wczorajsza notka o świątecznej hipokryzji, a dokładniej, o pojawiającej się w tej notce "litości".
Osoba, z którą rozmawiałam, próbowała dociec jak to ze mną jest i co mną kieruje..., było to nawet ciekawe, choć w wielu punktach zupełnie nie zgadzałam się z padającymi stwierdzeniami.

wtorek, 15 grudnia 2015

ŚWIĄTECZNA HIPOKRYZJA...


"Zakłamanie" niektórych ludzi, zwłaszcza w święta, osiąga według mnie apogeum...
Ludzie, którzy mówią o sobie źle, unikają się przez cały rok, lub zgoła nawet się nie widują; nagle w święta zaczynają manifestować więzi rodzinne, których tak de facto nie ma.
Dla mnie to niepojęte i nie do zaakceptowania..
Jak można łamać się z uśmiechem opłatkiem i życzyć wszystkiego dobrego osobie, którą się z całą premedytacją skrzywdziło słowem, albo nawet i czynem.
Czy nie są to szczyty hipokryzji?
Czasem zastanawiam się, czy paru osobom ten opłatek nie powinien stanąć w gardle.
Święta to czas wybaczania...
Uważam, że jak ktoś chce wybaczyć, to nie musi czekać do świąt...
Ciekawi mnie tylko, jak czuje się w takiej sytuacji ta druga osoba, ta której się wybacza...

niedziela, 13 grudnia 2015

OPOZYCJA NIE CHCE SCHABOWEGO

Staram się zachowywać spokój, bo niby mam unikać stresów, żeby przypadkiem nie zejść przed końcem roku, więc pewnie, między innymi, powinnam w ogóle nie włączać odbiornika telewizyjnego.
Ale ciągnie wilka do lasu niestety...

Nie chce mi się już wracać do tematu Trybunału Konstytucyjnego, który stał się swoistym kuriozum sądownictwa w Polsce, ale jak zobaczyłam wczoraj ten tłum na ulicach Warszawy i kilku innych miast, to adrenalina mi się nieco znowu niepotrzebnie podniosła.
Ten tłum mnie przeraził, bo tłum jakikolwiek by nie był i pod jakimi hasłami by nie szedł, zawsze wzbudza we mnie strach.

piątek, 11 grudnia 2015

ZAGUBIENI NA ŚCIEŻKACH ZYCIA


Myślę sobie, że sensem życia człowieka jest "podróż".... a najważniejszą z ludzkich podróży jest pokonywanie ścieżek życia w poszukiwaniu prawdy.
Mam przeświadczenie, że świat tak długo będzie istniał w swej obecnej ułomnej postaci, dopóki ludzkość tej prawdy nie pozna. 



W zasadzie świat taki będzie istniał dopóki, dopóty ktoś nie pozna istoty prawdy, a więc właśnie tego, co jest sensem bycia człowiekiem.
Choć droga do poznania jej wydaje się prosta, bo wiedzie przez wiarę i nadzieję , wprost do miłości, jak dotąd nikomu się to jeszcze nie udało; przynajmniej w sposób, który by przekonał wszystkich.
Dlaczego...?
Któż to wie?
Może jeszcze za wcześnie?
A może pogubiliśmy się na tej drodze, sięgając najpierw po władzę i bogactwo?

PIS NA GAŁĘZI?

No i PiS się zapętliło...

Działań tej partii to już nie rozumiem nawet ja, która jak dotąd byłam po tak zwanej "jego stronie". Przecież ewidentnie rządząca większość podcina gałąź, na którą mozolnie, przez 8 lat się drapała.
Czasem trzeba się cofnąć i przeczekać, nawet jeśli się ma rację, bo trzeba zwyczajnie zminimalizować straty.
Bo straty w boju o Trybunał Konstytucyjny ewidentnie są...
Dotychczas słaba i odsunięta przez społeczeństwo opozycja, która złapała kurczowo i zawzięcie temat, wydaje się być na fali wznoszącej; szczególnie Nowoczesna.pl ewidentnie najlepiej potrafiła tę szansę wykorzystać. 

środa, 2 grudnia 2015

SEJMOWY BURDEL

"Czasem pragnąłem opróżnić głowę ze wszystkiego, co się tam osiedliło, i zacząć myśleć od początku.
Ale już tego nie pragnę.
Akceptuję zawartość mojej głowy i próbuję się z nią pogodzić."

                           - Elias Canetti "Prowincja ludzka"

..........................................................................
To ostatnimi czasy moje ulubione motto.
Jak na razie, jeszcze mi się nie udało osiągnąć tego stanu, ale cóż, nigdy nie byłam dobra w realizacji czegokolwiek do końca z zadowalającym mnie skutkiem.
Ten wpis też będzie pewnie nie taki jak bym chciała, bo kątem oka podglądam w telewizorze hucpę w Sejmie i pod.
Moje chore serce samo się kraje, jak widzę marszałka Kuchcińskiego, który usiłuje prowadzić te obrady. Wyraźnie widać, że jest za delikatny i za grzeczny, na to poselskie chamstwo.

Popis rodem z bazaru dała Pani Henryka Krzywonos wymachująca egzemplarzem Konstytucji, a inni opozycyjni posłowie w niczym jej nie ustępowali.



Na sali żenująca awantura, a na zewnątrz uśmiechnięte buźki przedstawicieli ugrupowań, których społeczeństwo odrzuciło w ostatnich wyborach. 
Nareszcie mają okazję się pokazać w mediach...

wtorek, 24 listopada 2015

PĘKŁO MI SERCE...

- Tylko spokojnie, niech się Pani nie denerwuje..., musimy to jeszcze dokładnie sprawdzić,  to nie zawał, ale efekt leku i rozpaczy, ma Pani prawdopodobnie złamane serce.
- To żart, czy diagnoza psychologiczna? - usiłowałam dość nieudolnie zażartować, starając się jednocześnie złapać więcej powietrza w płuca.

Leżałam w szpitalnej izbie przyjęć, podłączona kabelkami do pykającego monitora, walcząc z bólem w klatce piersiowej i o każdy kolejny oddech.
W zasadzie to było mi wszystko jedno, czy to zawał, czy inny diabeł. W głębi duszy, bo już nie serca, chciałam tylko, żeby to wszystko się już skończyło...
Nie czułam strachu...

niedziela, 22 listopada 2015

PRZYZWYCZAIĆ SIĘ DO TERRORYZMU?

Mam wiele złych nawyków i co najgorsze, choć wiem, że są złe, w ogóle nie przejawiam chęci, aby coś z nimi zrobić.
Rozsiadłam się z nimi jak kura na grzędzie i bezrefleksyjnie sobie z nimi trwam.
Weźmy na przykład takie jedzenie...

Powinno się zasiąść "porządnie" przy stole i całą uwagę skupić na talerzu i przeżuwaniu jego zawartości. Podobno jest to jeden ze sposobów na dobre trawienie i uniknięcie przejadania się.
No więc (nie zaczyna się zdania od więc), ja się przejadam i zapewne źle trawię, bo permanentnie wcinam "przy okazji".



Dzisiaj na przykład, podczas oglądania porannych wiadomości na TVN 24, pochłonęłam miskę owsianki i zapiłam  ją kawą.
Pomijając fakt, że rzeczywiście nie zauważyłam kiedy i jak, doskrobałam się dna i wysiorbałam ostatni łyk z kubka, to na dodatek, poziom adrenaliny mi wzrósł w niepozytywny sposób dla mojego organizmu.
Bo co ja słyszę w ten niedzielny poranek z ust kolejnej prawomyślnej mądrali?! 

sobota, 14 listopada 2015

ANO TAK...

Ból fizyczny i teoretyczna rozmowa są moimi jedynymi przyjemnościami – wtedy nie myślę o rzeczywistości mego życia… (Witkacy)

EUROPA PŁACI ISLAMSKIE RACHUNKI

Wczorajszy piątek trzynastego potwierdził swoją czarną moc w bardzo dramatyczny sposób...
W Paryżu w ataku terrorystycznym zginęło ponad 120 osób, drugie tyle jest rannych...
Po raz kolejny Francja stała się celem ataków Państwa Islamskiego...
Dlaczego?
Dlatego, że Europa jest ślepa i bezradna..., i głupa...

niedziela, 8 listopada 2015

WSZYSTKO JEST PŁYNNE

Jak tak sobie siądę na mojej czerwonej kanapie i poddam zamyśleniom, to popadam w czarnego doła, więc robię to ostatnio coraz rzadziej. Chcę bowiem zachować nie tylko zdrowe ciało, ale przede wszystkim zdrowy umysł. A może rozum...?
W sumie nie wiem czy to nie jest czasem to samo. Dla mojej jednak osobistej świadomości, nazywam to porządkiem nad oczami.
Pedantką nie jestem i nigdy nie byłam, ale porządek lubię. Czuję się wtedy jakoś pewniej, zwłaszcza gdy nie potykam się o coś nierozważnie pozostawionego na drodze, lub gdy coś niespodziewanie nie spada mi na głowę.
Przewidywalność daje mi poczucie bezpieczeństwa, którego mi na co dzień bardzo brakuje.

piątek, 6 listopada 2015

LISTOPADOWO...?

Wydaje się, że przed chwilą pisałam datę - styczeń 2015,  nawet nie zdążyłam zauważyć, że to już listopad...
Tak szybko mija mi ten rok...
A może to i dobrze?
Chociaż nie do końca, bo przecież jestem znowu starsza o te parę miesięcy...
Domyślam się, że pewnie przybyło mi kilka nowych zmarszczek, których nie widzę w lustrze, bo przezornie do łazienki nie zabieram okularów. (Taki wymyśliłam sobie sposób na wieczną młodość).
Czy to dobry czas na posumowanie?

niedziela, 6 września 2015

#EUROPO PRZEJRZYJ NA OCZY, BOŚ ŚLEPA!

Jeśli przyjmiesz do siebie zabiedzonego psa i sprawisz, że zacznie mu się dobrze powodzić – nie ugryzie cię. Na tym polega zasadnicza różnica między psem a człowiekiem. (Mark Twain)

Zamyśliłam się nad sobą i wyszło mi, że jestem niedobrą chrześcijanką, i że moja miłość do bliźniego jest tylko jakimś pustym tworem.
Ot wydmuszka ...
Powinnam się wstydzić, a mam tylko mieszane uczucia... i to głównie dlatego, że nie tylko Niemcy, ale nawet papież Franciszek nawołuje, aby przyjmować z otwartymi ramionami uchodźców ze wschodu i południa.
U mnie ramiona jakoś nie chcą się same otworzyć, zwłaszcza jak widzę te nadciągające na granice Europy tłumy.
Czy ja nie mam litości?

niedziela, 23 sierpnia 2015

REFERENDALNY NOKAUT


O referendum już zostało tyle powiedziane, że powoli nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać, czy iść zagłosować, czy mieć tę całą bezpośrednią demokrację w głębokim i ciemnym poważaniu.
Bo i po prawdzie, zaczyna ona nawet brzydko pachnieć.


Nie będę tutaj analizować treści zadawanych pytań, ponieważ żadnej ze stron nie chodzi tutaj o wysłuchanie zdania społeczeństwa, ale wyłącznie o efekt wyborczy.
Były już prezydent, Bronisław Komorowski chcąc za wszelka cenę załapać się na następną kadencję, podrzucił swojej partii istne kukułcze jajo, a ona zamiast jej wyrzucić, jak to się robi ze zbukami, przygarnęła je, bo choć śmierdzące, ale było jednak swoje.

sobota, 22 sierpnia 2015

MYŚL NIEDOKOŃCZONA


Mam już tyle lat, że choćby z tego względu powinnam być osobą dojrzałą...
W końcu mam za sobą kawał życia...
Uważam się za kobietę może nie za mądrą, ale też nie na tyle głupią, aby nie wysnuć jakiś wniosków z tego co przeżyłam...
Staram się ( na ogół) te wnioski zatrzymać dla siebie, bo jak wiadomo, nikt za nikogo życia nie przeżyje, więc moje zdanie i mój pogląd na życie niekoniecznie może pasować komuś innemu.
I w tym bywa problem...
Problem, bo to, że każdy uparcie podąża swoją drogą powoduje, że ludzkie drogi się przeważnie rozchodzą i to do tego stopnia, że nie ma już szans na to, aby kiedykolwiek mogły się znowu skrzyżować, a tym bardziej, aby mogły połączyć się w jedną wspaniałą autostradę.
Niby dobrze, mieć swoje zdanie..., tyle, że czasami to nie o to zdanie chodzi, ale o zwykły upór, o chęć pokazania, że ma się rację, i że nikt nie będzie nam mówił co mamy zrobić.
Faktycznie, sama się na tym łapię, że tak bywa..., szczególnie wówczas gdy spotykam się z ludźmi, którzy autorytatywnie mówią mi jak mam postępować, jak żyć. Wtedy wkurzam się i zaczynam się natychmiast okopywać w miejscu, które jeszcze przed chwilą tak do końca mi nie pasowało.

piątek, 7 sierpnia 2015

SĄ TAKIE DNI

Czas leczy rany?
Gówno prawda!
Co jakiś czas ta gówniana prawda niestety do mnie dociera, choć ja z uporem maniaka staram się ją od siebie odganiać...
Bywa, że na kilka dni, kilka tygodni, mi się to udaje...
A udaje mi się wiele; między innymi nauczyłam się tego, że ból istnieje i to nie tylko ten fizyczny,  i że tego bólu nie da się ani skutecznie wyleczyć, ani zignorować, ani uśmierzyć wmawianiem sobie, że wszystko będzie dobrze.
Bo to, że wszystko będzie dobrze, wygadują tylko ludzie, którym się w życiu udało.
Ci sami ludzie chętnie też częstują kolejnym banałem, że niby rozmowa o tym co nas dręczy i smuci pomaga.
A już najbardziej wkurzają mnie ci, którzy lubią dawać dobre rady typu - Weź się w garść! Spróbuj żyć normalnie!

wtorek, 4 sierpnia 2015

SMAK KONTRA ZAPACH


Gdzie się podziały czasy, w których leżałam w 40 stopniach, w pełnym słońcu na plaży, gdy tymczasem wszyscy tubylcy siedzieli pochowani w domach!?





Teraz z przerażeniem patrzę na słupek rtęci w moim termometrze za oknem.
Rtęć w nim cały czas wykonuje posłusznie swoją robotę, mimo że podziałka ze wskazaniami dawno już się poddała i rozpłynęła się w promieniach słonecznych.
Oj przydałaby mi się klimatyzacja!

sobota, 1 sierpnia 2015

WINA I WYBACZENIE

Zły postępek, czy w rozumieniu poprzez pryzmat wiary - grzech, zawsze ma wymiar osobisty...
Dotyczy to zarówno tego co wyrządza krzywdę, jak i tego co jej doznaje. Każdy z nich przeżywa ją sam i  na swój sposób...
Krzywda jest trucizną, która czasami w równej mierze działa na kata, jak i na ofiarę...
Nie zawsze oczywiście czyniąc źle, odczuwamy wyrzuty sumienia, bywa, że wręcz przeciwnie, możemy czuć satysfakcję, czy nawet radość, że udało się nam skutecznie komuś "podłożyć świnię".
Nie ma co się oszukiwać; są takie momenty w życiu, gdy cieszy nas czyjeś niepowodzenie, a nawet krzywda...

czwartek, 30 lipca 2015

NIEPOKOJĄCY ZNAK ZAPYTANIA

Zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że człowiek żyje tak, jakby miał żyć wiecznie. Myślę, że jest to dla wielu akt samoobrony, który pozwala zachować im zdrowy rozum.
Niewielu jest między nami takich, którzy nie boją się śmierci, więc aby ten strach okiełznać, zepchnąć do ciemnej piwnicy i zabarykadować za nim drzwi udają, że nie mają pojęcia o co chodzi z tym umieraniem, że jest to problem medyczny, który co prawda istnieje, ale ich nie dotyczy.
Śmierć to wynik równania z tyloma irracjonalnymi niewiadomymi, że nie sposób je rozwiązać w logiczny sposób.
Wielokrotnie już pisałam, że zazdroszczę samobójcom ich pewności, pewności, że wiedzą, że "tam" będzie im lepiej. Choć moim zdaniem gdy rozstają się z tym światem w ich mózgu musi musi być jakieś zwarcie, awaria...
Czasem myślę sobie, że w śmierci nie jest najgorsze to, że niewątpliwie kończy ona definitywnie czyjąś egzystencję na tym ziemskim padole, stawiając ostatnią kropkę na końcu czyjejś biografii.
Najgorsza nie jest jednak ta kropka, ale postawiony tam obok niej znak zapytania.

piątek, 24 lipca 2015

KŁOPOTY Z KANALIKAMI



Prawdziwa kobieta po prostu i zwyczajnie (jak dla niej) musi się czasami wypłakać, aby mogła lepiej oddychać.
Nie wiem o co chodzi w kobiecym organizmie, ale płacz ma na niego zbawienny wpływ.



Kobieta potrzebuje wówczas nie tyle uronić łezkę i pociągnąć delikatnie, kilka razy noskiem, ale potrzebuje solidnego wypłakania i to takiego, kiedy to trzymając się ukochanej poduszki niczym deski ratunkowej, będzie jednocześnie potokami łez moczyć swoją najpiękniejszą, jedwabną koszulkę.

wtorek, 7 lipca 2015

KUKUŁCZE MYŚLI


Lubię sobie, jeszcze chwilę, trochę poleżeć po przebudzeniu.
Nie należę do tych, co to jak sprężyna, natychmiast rześcy wyskakują z łóżka, gotowi do szarpania się z nowym dniem.
Więc sobie tak leżę, na granicy jawy i snu, nie otwieram oczu i próbuję leniwie ogarnąć myśli...
Czasem, przypominam sobie fragmenty, które wyświetlały mi się nocą, a czasem obudzona z jakąś wyraźną myślą, co to wzięła się nie wiadomo skąd, staram się ją zatrzymać nim umknie mi w blasku poranka.
Taka myśl pojawia się niczym podrzutek, kukułcze jajo i żyje własnym, niezależnym ode mnie życiem...


Mam niekiedy wrażenie, że ta myśl jest wyjątkowa, że jest tworem jakiegoś innego niż mój mózgu, o wiele sprawniejszego, bo tak wydaje mi się odkrywcza, a nawet mądra.
Ta myśl mnie zaskakuje do tego stopnia, że mam pewność, że ja bym na nic takiego przenigdy nie wpadła, a już na pewno, nie w ciągu dnia.

sobota, 4 lipca 2015

UCIEKINIERKA


Kiedy wychodziłam rano z domu, było jeszcze bardzo wcześnie, a mimo to powietrze było już gęste, nagrzane i nieruchome, jak puchowa pierzyna zarzucona na miasto.
Wcisnęłam głębiej czapkę, aby oddzielić się od słońca i od razu obrałam szybkie tempo; chciałam się zmęczyć, doprowadzić się do stanu, w którym serce będzie mi walić z wysiłku, kiedy skupię się wyłącznie na jego uderzeniach. 
Aż świat wokół mnie rozpłynie się i zniknie, a ja znajdę się w kołysce rytmu kroków i uderzeń serca…
Jak byłoby to pięknie, tak się samej rozpłynąć i nagle znaleźć się w innym miejscu…
Ot marzenia i mrzonki sprzed chwili…
Chwili, w której myślałam, żeby "wszystko" rzucić w diabły...
Cóż..., w pewien sposób, ale nie do końca zrealizowałam to pragnienie, jednak nie o to mi do końca wszak chodziło...
Wtedy czułam, że abym mogła znowu czuć się ze sobą dobrze, muszę zrobić coś więcej; choćby i sprzedać wszystko co się tylko da, spakować jedną walizkę i kupić bilet w jedną stronę do nie wiadomo dokąd.
Chciałam zostawić za sobą wszystko to, co na mnie spadło i przygniotło do ziemi, bo czułam, że życie wymyka mi się z rąk i rozpada na tysiące kawałków.

czwartek, 2 lipca 2015

PO BURZY SPOKÓJ

Kiedyś, bardzo, bardzo dawno temu, kiedy na świecie zapewne biegało jeszcze kilka dinozaurów, a ja wyglądałam jeszcze na dziecko, popularne było hasło; Bóg, honor i ojczyzna (przynajmniej tak mi się wydawało).
Te trzy wyrazy określały jednoznacznie człowieka prawego, choć niekoniecznie prawicowego. Teraz każdy z nich, podlega dowolnej modyfikacji, w zależności od upodobań, czy aktualnych preferencji danego osobnika.
Bóg albo jest, albo Go nie ma, a jak już jest, to "każe" Mu się być potakującym, akceptującym wszystko staruszkiem z Ajzhajmerem, na dodatek takim, który ma wyskakiwać niczym królik z kapelusza magika, w stosownym dla nas momencie.
Ojczyzna?
No niby jest...

środa, 24 czerwca 2015

NIE WIADOMO KTO...

- Robię przecież co chcesz!
- To nie ja mam chcieć, tylko TY!
- Ale ja chyba nie chcę...
- Jak to?!
- Tak to...
Ot dialog, jeden z tych jakie ostatnio, jak dla mnie, COŚ za często się powtarzają. 
Zrezygnowałam nawet ze zwykłej u mnie poprawności i ugodowości towarzyskiej, po prostu odstawiam otwarty bunt na pokładzie.
A mówiąc dokładniej, na mojej osobistej, dryfującej, samotnej tratwie.


Nie wiem dlaczego, jest ona postrzegana jako tratwa ratunkowa, która z uratowanym rozbitkiem (czyli mną), powinna koniecznie dobić do jakiegoś brzegu.
Jak dla mnie, ta tratwa to jest to mój kawałek podłogi; może niestabilny, może i przecieka, może za chwilę się rozpadnie, ale mój i nie mam zamiaru zamieniać go na jakiś tam brzeg.
W zasadzie to na żaden brzeg...
Lubię M, i mimo okropnych rzeczy, które wygaduje, staram się ją zrozumieć, czego ona nie robi w stosunku do mnie. Ale nic to, przyjmuję to z dobrodziejstwem inwentarza, w którym jest w tym wypadku M.
Bo czy syty zrozumie głodnego?

wtorek, 23 czerwca 2015

OBUDŹ SIĘ!

Jestem zakręcona jak słoik z fasolką z zeszłego roku; całkowicie nie do wydobycia. Podstawowe czynności dorosłego człowieka, zostały przeze mnie zamknięte w jakimś szczelnym naczyniu.
Nawet takie zwykłe, prozaiczne, jak pisanie, powoli odchodzą też w niebyt.
I nie chodzi tu o treść, bo od biedy, potrafię jeszcze od czasu do czasu, sklecić jakieś mniej lub bardziej. bezsensowne zdanie.
To straszne, ale za chwilę, nie będę już potrafiła pisać!
Ta cała komputeryzacja zamiast mnie rozwijać, to mnie uwstecznia!
Odkopałam przed momentem, moje ukochane niegdyś wieczne pióro...
Już zapomniałam, jaka to przyjemność trzymać je w palcach, dotykać jego cudownie gładkiej, srebrnej powierzchni...
Zapomniałam, bo odłożyłam na półkę, zamieniłam na komputer...
Nie tylko ja o nim zapomniałam, ale ono także wypięło się na mnie, a może nawet jest obrażone?
Bo moje stare pióro strajkuje!
W proteście, nie chce dopuścić świeżo napuszczonego atramentu do papieru!
Muszę być wytrwała; pokonać jego opór siłą i pokonać opór mojej dłoni, która przyzwyczaiła się do wyszukiwania literek na klawiaturze. Nie potrafi już sprawnie i ładnie; tak po staroświecku, łączyć je w słowa w kajecie.
Bo w kajecie powinno być pięknie, i z duszą...
Tylko o czym tak pięknie napisać?

sobota, 13 czerwca 2015

UZURPACJA CZY MIŁOŚĆ?

Prawdziwa miłość jednak istnieje!
I to taka, co to się nie zraża mimo trudności i trwa mimo ewidentnego odrzucenia!
A co !
W końcu i mnie się trafiło jak ślepej kurze ziarno!
Tak sobie mówię, bo się łudzę, a raczej pocieszam, nie chcąc dopuścić do głosu myśli, że to nie miłość, ale coś zgoła innego...

piątek, 12 czerwca 2015

TRUSKAWKI NA DESZCZ

Siedzę i zażeram się truskawkami.
Obrodziło dzisiaj w moim kuchennym koszyku owocem - 3 kg; patrzę i nie wierzę.
Miałam przez chwilę jakby przebłysk, coby część przerobić wzorem gospodyń wiejskich na konfitury, ale szybko zgasł.
Postanowiłam w ramach nie marnowania żywności, bo przecież gdzieś tam ludzie głodują (mówię w tej chwili całkiem poważnie), wszystko zjeść na surowo.

Na suro jest zdrowo, zwłaszcza, że przed momentem przeczytałam, że jakoby dieta truskawkowa jest to dieta odchudzająca, bo owoc ten ma wspaniały enzym, który pomaga spalać tłuszcze i węglowodany.
Ma niski indeks glikemiczny, mało kalorii i dużo wody.


Więc zjem wszystko choćbym miała pęknąć, zwłaszcza są tam duże ilości witaminy C, które nie mogą się zmarnować. Podobno w truskawce jest więcej witaminy C niż w cytrynie, a także więcej substancji hamujących choroby i niszczących bakterie niż w czosnku, a ja po dzisiejszym muszę się ratować.
Na razie dietetycznie i ku zdrowotności wsunęłam pół kilograma, ale nie poczułam się jeszcze zdrowsza, natomiast musiałam poluzować spodnie w pasie.
Ale coś za coś i nie mam tutaj na myśli powiększającego się obwodu talii.
Pokarało mnie bowiem piątkowo!

wtorek, 9 czerwca 2015

GNOM I ZAUFANIE

Bardzo wcześnie straciłam złudzenia, myślę, że stało się to już w dzieciństwie, kiedy to powinnam być ufna i z szeroko otwartymi oczami, chłonąć radośnie świat niczym gąbka.
Nie potrafię dokładnie uchwycić momentu, w którym brutalnie zdjęto mi różowe okulary, na pewno był to jakiś proces..., ale jedną z takich sytuacji pamiętam do dzisiaj; miałam wówczas tylko 7 lat...
Trudno w to uwierzyć, ale wtedy prawdopodobnie po raz pierwszy, zdałam sobie sprawę z tego, co to znaczy zdrada, choć prawdopodobnie nie potrafiłam tego jeszcze zdefiniować. Było to jednak na tyle dla mnie wówczas traumatyczne przeżycie, że pamiętam je nadal...
Zdrady popełnione przez osoby najbliższe, które darzy się bezwzględnym zaufaniem, bolą najmocniej i nigdy się o nich nie zapomina, bo odzierają z naiwności i uczą nieufności.
Przeżyłam trochę lat na tym świecie, i przeżyłam również po tej pierwszej, wiele innych zdrad; większych i mniejszych. Czasami myślę, że miałam pecha, albo to była moja wina... Usiłuję się też pocieszać, że niektórzy (ja) po prostu tak mają...
Myślę też, że nie potrafiłam tego mężnie udźwignąć, czy ja wiem..., stanąć do walki o swoje?

poniedziałek, 8 czerwca 2015

GNOM I MIŁOŚĆ

"Kazali nam wierzyć, że miłość, ta prawdziwa, zjawia się tylko jeden raz w życiu i do tego zazwyczaj przed trzydziestym rokiem życia.
A ja wiem, że to nieprawda.
Nie powiedziano nam, że miłość nie jest sterowana i nie przychodzi w ściśle określonym czasie.
Wręcz przeciwnie kazano nam mądrze wybierać, kierować się rozumem, a nie ślepym instynktem, no i oczywiście broń Boże nie pożądaniem. Czy jednak jest miłość bez dotyku, bez pragnienia zespolenia się w jedno?


Kazali nam wierzyć, że każdy z nas jest połówką pomarańczy, że życie ma sens tylko wtedy, gdy znajdziemy tę drugą połowę.
A życie przecież ma wiele sensów niezależnych od siebie..




Nie powiedziano nam, że rodzimy się w całości, że nikt w naszym życiu nie zasługuje na to, by nieść na swoich barkach odpowiedzialność za dopełnienie naszych braków: rozwijamy się w sobie, choć niekoniecznie dla siebie. 
Najgorszym błędem jest zawierzenie siebie w całości drugiej osobie, szukanie w niej podpory.
Nikt nie zastąpi nam brakującej ręki, ani bicia naszego serca.

niedziela, 7 czerwca 2015

GNOM I SZKLANKA WODY

Z nieba się leje, więc zamyślam się egzystencjalnie....
Ostatnio często się oglądam, coby sprawdzić czy jestem kobietą, czy jak to mówi mój znajomy - samicą rodzaju ludzkiego..., czy czymś tylko podobnym.
Z pozoru, czyli z anatomicznego spojrzenia na ciało, wszystko wskazuje, że tak, ale jak wiadomo z telewizji, anatomia to nie wszystko i nie takie dziwy świat widział i się pomylił.
A wszystko przez to, że dowiedziałam się, że ze mną jest coś nie tak!

W zasadzie, to miałam już od pewnego czasu, pewne przeczucia w tym względzie, ale nie dawałam się im zwieść.
Dopiero siła zewnętrzna, w postaci samca rodzaju ludzkiego, w pełni mi to uświadomiła, a kropkę nad i, postawił wikary ( prawdopodobnie też samiec) w niedzielnym kazaniu.


Kazanie było długie i zapewne umoralniające, ale przyznaję się ze skruchą, że zapamiętałam z niego tylko jedno zdanie, no może dwa, ale to drugie nie pasuje mi do dzisiejszych zamyśleń,..
Człowiek nie został stworzony przez Boga, aby żyć sam..., w przeciwnym wypadku Bóg poprzestałby tylko na Adamie...

sobota, 6 czerwca 2015

JESTEM JAK GOLIAT

Nic mi się nie chce, albo inaczej..., chce mi się, ale na tym koniec.
Stałam się specjalistką od wynajdywania usprawiedliwień i konstrukcji wygodnych alibi.
Lista spraw i czynności, które powinnam wykonać, jest długa niczym rolka papieru Velvet Classic i tak jak ona, zajmuje niewiele miejsca w moim planie dnia.
Jeśli tu jakimkolwiek planie może w ogóle być mowa.
Na dodatek, muszę sobie podarować moją ukochaną szesnastkę na co najmniej dwa tygodnie, bo chirurg założył mi wczoraj 4 szwy na stopie. To zadziwiające, bo wyciął mi półcentymetrowy pieprzyk, a rozharatał przy tym jej połowę. 
W zasadzie to miał mi jeszcze usunąć odcisk na pięcie, ale zostawił go sobie na deser, jak przyjdę do wyciągnięcia szwów. Taki był litościwy!

wtorek, 2 czerwca 2015

NOŻEM W MĘSKI RÓD

M mi tyle nawkładała do głowy z tym swoim "coś", że zaczęłam się nad tym z braku konkretnego zajęcia zamyślać.
Zamyśliłam się i zrobiłam, czyli zgłupiałam po raz kolejny!
Zaczęłam "szukać" faceta!
Nie wiem czy mam teraz śmiać się, czy płakać!
Chciałam żeby było pięknie, chciałam zrobić dobre wrażenie i to takie, aby być postrzegana wedle charakteru, a nie według na przykład rozmiaru ud, czy wielkości miseczki biustonosza.
Coś jednak musiało być z tym wrażeniem nie tak...
Ale nic to..., spokojnie, postanowiłam się mimo wszystko skupić na pozytywach, chociaż na razie, było niestety tak, jak przewidywałam.
Mój adorator, okazał się nad wyraz przenikliwy, bo już po pół godzinie wymiany spojrzeń ponad czerwonym obrusem zaścielającym restauracyjny stolik i po kilku wypowiedzianych przeze mnie zdaniach, doszedł do wniosku, że jestem elastyczna jak radziecka gimnastyczka, i że mam wyobraźnię gwiazdy porno, a co za tym idzie, muszę być seksbombą w łóżku.

sobota, 30 maja 2015

"COŚ"



- Nie mam co czytać przy śniadaniu. Obijasz się! A w zasadzie to dlaczego nie napiszesz czegoś większego, takiego opowiadania na przykład, albo coś! - wystąpiła wczoraj z takim tekstem M.
Znam ja dobrze te jej odkrywcze propozycje dla mnie i zapamiętuję równie dobrze, bo zawsze kończą się na "coś".


Ostatnio, za jej poradą miałam "coś" zrobić ze sobą, żeby olśnić społeczeństwo płci męskiej, a teraz próbowała mnie zagonić przed komputer, co przecież odniosłoby wręcz przeciwny skutek.
Bo jak tu olśniewać, kiedy siedzi się kilka godzin z tyłkiem przyklejonym do krzesła, ze wzrokiem wbitym w ekran i pożera się tony słodyczy między jednym klapnięciem w klawiaturę, a drugim?
Ani chybi, efekt byłby tylko jeden; garb na plecach, a po bokach dodatkowe mięciutkie wałeczki!

piątek, 29 maja 2015

MOGŁAM BYĆ JAK KOT

Wróciłam nieco zmachana, chociaż powinnam się już chyba przyzwyczaić do mojej
16 - kilometrowej trasy, ale cóż, widocznie miałam dzisiaj gorszy poranek.
Wdrapując się na moją wieżę, marzyłam już tylko aby zrzucić buty, klapnąć sobie na kanapie i równo pooddychać.

czwartek, 21 maja 2015

REMIS W CZASIE DECYZJI...

Debata i po debacie...
W zasadzie to jeszcze powinnam dodać - przed debatą, bo dzisiejsza wieczorna debata kandydatów na prezydenta RP w TVN, była poprzedzona dość nachalną reklamą, piastującego jeszcze ten urząd Bronisława Komorowskiego. Zapewne miała to być przygrywka do tego, co ten miał zrobić kandydatem Dudą. Miał być to zapewne ostateczny pogrom...
Prawie we wszystkich wypowiedziach "znawców" polityki, którzy przewinęli się przez ekrany telewizorów po pierwszej debacie obu panów, panowała jedna opinia - Duda przegrywa z Komorowski w bezpośrednim starciu.
Ja również z pewnymi obawami czekałam na dzisiejsze wystąpienie Andrzeja Dudy, który w poprzednim spotkaniu był niestety wyraźnie zestresowany, zbyt ugrzeczniony w stosunku do Bronisława Komorowskiego i pokazał wszystkie swoje słabe medialne punkty. Studio i kamery w oczywisty sposób go deprymowały.
Komorowski natomiast, był lepiej przygotowany i było widać, że ma obycie w takich sytuacjach, choć jak dla mnie sprawiał wrażenie jakby się nałykał jakiś dopalaczy; zachowywał się chwilami niekulturalnie i agresywnie. Sprawiał wrażenie pewnego siebie, wręcz zadufanego w sobie
Być może czerpał tę pewność z festiwalu obietnic jaki zafundował społeczeństwu przez ostatnie kilka dni.

wtorek, 19 maja 2015

NA PRZEKÓR SOBIE

Po ostatniej wizycie u M, dopadły mnie znienacka pewne refleksje na tym, co powoduje nami (czytaj - mną w szczególności), co dzieje się w tej nędznej, człowieczej głowie, że nie potrafimy pewnych osób, osób, które na to w pełni zasługują, wyrugować raz na zawsze z naszej pamięci.
Jest to tak, jakby nasze ciało i dusza, wbrew naszej woli, przykleiły się do pewnych sytuacji z przeszłości i mimo, że próbujemy je zniszczyć, nadal je pamiętamy...
Pamiętamy te osoby, i mimo, że z czasem przestały one dla nas cokolwiek znaczyć, to w głębi duszy chcemy je nadal nienawidzić, za to, że są chwile, w których pojawiają się stare emocje...
Oczywiście rzeczywistość jest już diametralnie inna, ale pozostały w nas niestety niechciane okruchy tego, co było kiedyś dobre...
Te drobiny są na tyle silne, że z biegiem lat, trzeba się wysilić, aby wygrzebać ponownie te chwile, w których czuliśmy się fatalnie po tym, jak zostaliśmy skrzywdzeni i upokorzeni, po tym jak tak osoba pokazała swoją prawdziwą twarz, po tym, jak podła i jak bezwzględna okazała się w swoim okrutnym egoizmie.

Mam wrażenie, że zachodzi tutaj proces podobny do tego, jaki przechodzimy w stosunku do zmarłych osób. Wszak z reguły myśląc o nich, nie wspominamy o niczym złym, koncentrujemy się raczej na pozytywach, niż na negatywach..
Ot było i minęło...
Jeśli chodzi o mnie; myślę, że to co mnie dręczy, to "zawód miłosny", który jest dla mnie w pewien sposób nadal żywy, mimo że upłynęło już 11 lat...

czwartek, 14 maja 2015

WEŹ SIĘ I COŚ ZRÓB!

- Ty weź się i coś ze sobą zrób! - usłyszałam wczoraj między porową z serem, a szaszłykiem z zestawem kapuścianych surówek.
- Nie mam zamiaru nic robić, jestem z siebie zadowolona! - zaprotestowałam siorbnąwszy kompotu z rabarbaru.
A tak w ogóle o co jej chodzi - zamyśliłam się wieczorem nad sałatką z pomidorów - przecież chyba nie jest aż tak tragicznie!
Tak się pocieszywszy przespałam noc, ale już od rana miotałam się nerwowo po mieszkaniu, między lustrem w sypialni, a lustrem w łazience.
Cholercia, ten uszczypliwy komentarz rzucony znad pełnego talerza obudził we mnie uśpioną potrzebę podobania się i znieważył moją próżność!
Zerwałam się bladym świtem i nim jeszcze zdążyłam się umyć i wypić obowiązkową kawę, na początek wlazłam na wagę i dobrze przyjrzałam się jej wskazaniom. 
Nie było tak źle, znaczy było tak jak zawsze,.. 
Zbliżyłam twarz do lustra, coby lepiej i uważniej niż dotychczas się sobie przyjrzeć...

wtorek, 12 maja 2015

OT TAK, Z PRZEJEDZENIA

Melduję posłusznie, że wreszcie posprzątałam domostwo, zrobiłam pranie, ugotowałam obiad i nawet go zjadłam.
Czuję się teraz obżarta jak bąk po powrocie z łąki, no i nabrałam ochoty na pisanie, ale bywają takie chwile, w których człowiek ma pustkę w głowie i to właśnie taka chwila… 
Może to przez to, że ledwo zginam się w pasie?
Ale jak jest nieumiarkowanie w jedzeniu i w piciu, to kara musi być.
Klepie w te klawisze i podglądam widok poprzez otwarte drzwi balkonu...
Osiedlowe domy tworzą ciekawy krąg, którego wnętrze wypełniają drzewa i krzewy w przepięknych odcieniach zieleni..., a nad tą barwną paletą stada ptaków.
Na mój gust i mój słaby wzrok to wrony…
Rozdzióbią nas kruki i wrony…

poniedziałek, 11 maja 2015

PO CO MI DIAMENTY...?

Uważam, że każdy, nawet ten co deklaruje, że jest szczęśliwym człowiekiem łapie w swoim życiu prędzej czy później jakiegoś doła.
Większość daje sobie z tym jakoś radę, ale część niestety popada w czarną otchłań depresji.
Ostatnio znowu myślę o tak zwanych sprawach damsko - męskich i o tym, że one również potrafią nieźle dać nam w kość i wykopać pod nami całkiem głęboki dół.

Pokuszę się nawet o jubilerskie porównanie; ludzie są jak diamenty, możemy ich pożądać, możemy ich kochać, a oni mimo, że nas wabią swoim blaskiem, pozostaną w głębi duszy tak naprawdę twardzi i zimni i ranią, ranią z całą bezwzględnością, ostro i celnie, jak diament szkło.



Może lepiej więc zmienić temat moich zainteresowań?