niedziela, 7 czerwca 2015

GNOM I SZKLANKA WODY

Z nieba się leje, więc zamyślam się egzystencjalnie....
Ostatnio często się oglądam, coby sprawdzić czy jestem kobietą, czy jak to mówi mój znajomy - samicą rodzaju ludzkiego..., czy czymś tylko podobnym.
Z pozoru, czyli z anatomicznego spojrzenia na ciało, wszystko wskazuje, że tak, ale jak wiadomo z telewizji, anatomia to nie wszystko i nie takie dziwy świat widział i się pomylił.
A wszystko przez to, że dowiedziałam się, że ze mną jest coś nie tak!

W zasadzie, to miałam już od pewnego czasu, pewne przeczucia w tym względzie, ale nie dawałam się im zwieść.
Dopiero siła zewnętrzna, w postaci samca rodzaju ludzkiego, w pełni mi to uświadomiła, a kropkę nad i, postawił wikary ( prawdopodobnie też samiec) w niedzielnym kazaniu.


Kazanie było długie i zapewne umoralniające, ale przyznaję się ze skruchą, że zapamiętałam z niego tylko jedno zdanie, no może dwa, ale to drugie nie pasuje mi do dzisiejszych zamyśleń,..
Człowiek nie został stworzony przez Boga, aby żyć sam..., w przeciwnym wypadku Bóg poprzestałby tylko na Adamie...
Ośmielam się zinterpretować to zdanie i stwierdzić, że Stwórca uważał, że człowiekowi będzie smutno bez drugiego człowieka...
Nie chcę tu się zaraz przyczepić do tego, że nie stworzył Adamowi do towarzystwa Krzysztofa, tylko Ewę, bo wyjdę na homofoba, ale fakt biblijny, pozostaje faktem i nie ma co tutaj dyskutować.
Ale ja nie o tym i nie teraz...
Ja o człowieczeństwie, a w zasadzie o jednym z jego aspektów, jakim jest potrzeba bliskości, czy inaczej pragnienie przynależności do stada podobnych, czy tożsamych gatunkowo osobników.
Wychodzę oczywiście z złożenia, że kobieta też człowiek...
Wyszło na to, że jako kobieta - człowiek, powinnam odczuwać potrzebę bliskości jeśli nie z mężczyzną - człowiekiem, to może (tfu, tfu...) z inną kobietą - człowiekiem.
Tylko szkopuł w tym, że ja nie odczuwam!
Może czasami, ale tylko przez chwilę!
W takich chwilach staję się podatna na sugestie M i robię bez przekonania jakieś próby zmiany tego stanu, które kończą się fiaskiem przeważnie z mojej winy.
Bo ja po prostu, tak naprawdę, nie chcę nic zmieniać!
Tak mi się porobiło, choć nie zawsze tak było... (poetka -  rymiarka).
I mam tak, od prawie pięciu lat...
Czasami myślę, że to rodzaj kary za Enrice..., a czasami, że to akt łaski i szansa...
A czasami myślę, że Ktoś mnie trwale okaleczył już wcześniej... 
Mam mieszane uczucia co do siebie i swoich wniosków..., ale też wiele wątpliwości...
Bo czy to, że w zasadzie na ogół dobrze mi samej, nie oznacza, że przestałam być człowiekiem?
Że zostało tylko człowiecze ciało, a w środku tkwi już tylko jakiś dziwny gnom?
A co w takim razie będzie z tą szklanką wody? Gnom też jej może potrzebować...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz