- Nie mam co czytać przy śniadaniu. Obijasz się! A w zasadzie to dlaczego nie napiszesz czegoś większego, takiego opowiadania na przykład, albo coś! - wystąpiła wczoraj z takim tekstem M.
Znam ja dobrze te jej odkrywcze propozycje dla mnie i zapamiętuję równie dobrze, bo zawsze kończą się na "coś".
Ostatnio, za jej poradą miałam "coś" zrobić ze sobą, żeby olśnić społeczeństwo płci męskiej, a teraz próbowała mnie zagonić przed komputer, co przecież odniosłoby wręcz przeciwny skutek.
Bo jak tu olśniewać, kiedy siedzi się kilka godzin z tyłkiem przyklejonym do krzesła, ze wzrokiem wbitym w ekran i pożera się tony słodyczy między jednym klapnięciem w klawiaturę, a drugim?
Ani chybi, efekt byłby tylko jeden; garb na plecach, a po bokach dodatkowe mięciutkie wałeczki!