czwartek, 14 maja 2015

WEŹ SIĘ I COŚ ZRÓB!

- Ty weź się i coś ze sobą zrób! - usłyszałam wczoraj między porową z serem, a szaszłykiem z zestawem kapuścianych surówek.
- Nie mam zamiaru nic robić, jestem z siebie zadowolona! - zaprotestowałam siorbnąwszy kompotu z rabarbaru.
A tak w ogóle o co jej chodzi - zamyśliłam się wieczorem nad sałatką z pomidorów - przecież chyba nie jest aż tak tragicznie!
Tak się pocieszywszy przespałam noc, ale już od rana miotałam się nerwowo po mieszkaniu, między lustrem w sypialni, a lustrem w łazience.
Cholercia, ten uszczypliwy komentarz rzucony znad pełnego talerza obudził we mnie uśpioną potrzebę podobania się i znieważył moją próżność!
Zerwałam się bladym świtem i nim jeszcze zdążyłam się umyć i wypić obowiązkową kawę, na początek wlazłam na wagę i dobrze przyjrzałam się jej wskazaniom. 
Nie było tak źle, znaczy było tak jak zawsze,.. 
Zbliżyłam twarz do lustra, coby lepiej i uważniej niż dotychczas się sobie przyjrzeć...
Cóż, nastolatka to już ze mnie nie jest, to niestety fakt nie do obalenia...; czoło jakoś obleci, ale w okolicach oczu i w kącikach ust pojawiły się zmarszczki.
Włosy też żadna rewelacja, co prawda długie, ale mogłyby być gęstsze, no i mogłyby się chociaż trochę kręcić - westchnęłam nieco rozczarowana.
Hmm... Czy mimo tych niewątpliwych mankamentów, mogłabym jeszcze się komuś podobać? - cofnęłam się nieco, aby popatrzeć na siebie z dystansu, tak, jakby tam po drugiej stronie, stała zupełnie mi obca osoba...
- Trochę pucu, nie zaszkodzi - jak mawiał Nikodem Dyzma. 
Taaa,.., nieco farby, tu i tam może wszak zrobić cuda, wiem to nie od dziś, ale bez przesady, bo nie jestem zwolenniczką panującej mody i udawania, że u zadbanej kobiety zmarszczki nie istnieją. 
Zmarszczki istnieją (co właśnie wyraźnie zobaczyłam na swojej własnej, osobistej twarzy) i wcale nie muszą być synonimem brzydoty i starości.
Od jakiegoś czasu (z wiadomych względów) utwierdzam się, że kobiece piękno nie leży wyłącznie na płaskim brzuchu i między jędrnymi pośladkami, a także nie wspiera się na sterczących w górę sutkach, ale wiem też, że w miarę upływu czasu, niestety trzeba poddać się pewnej obróbce aby je z siebie wydobyć.
- Weź się, coś ze sobą zrób! - Łatwo powiedzieć, ale co? - Może zmienić fryzurę?
Gdzieś przeczytałam, że kiedy kobieta chce zmienić uczesanie, to niezbity dowód na to, że chce zmienić coś w swoim życiu. Takie kombinacje z włosami mogą dużo mówić o tym, na jakim etapie kobieta się właśnie znajduje.
Dajmy na to, że chodzi tylko o zmianę przedziałka, czy wyprostowanie loków; oznacza to, że mamy ochotę tylko dodać pieprzyka zwyczajnemu dniowi, ale insza inszość jest wówczas, gdy nagle właścicielka włosów do pasa postanawia zmienić się w Sinead O`Connor, albo złocisty blond zamienić na krucze sploty, jest to niezbity dowód na to, że zamierza przewrócić swoje dotychczasowe życie do góry nogami.
Czy ja chcę wykonać taką woltę?
Chyba nie...
Ale coś bym zrobić chciała, tylko nie wiem co...
Na początek zaplotłam włosy w warkocz i wklepałam w lico nieco kremu, kto wie, może jutro obudzę się gładsza?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz