Jestem chrześcijanką, a dokładniej mówiąc, katoliczką, przynajmniej za taką się podaję, kiedy mam wypełnić rubrykę wyznanie.
Ale czy tak jest w istocie?
Czasami zastanawiam się jaka to ze mnie jest katoliczka...
Co prawda zostałam ochrzczona, byłam u Pierwszej Komunii Świętej i Bierzmowania, a nawet wzięłam kiedyś ślub kościelny.
No i jeszcze znam podstawowe modlitwy, takie jak Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario, czy Wierzę w Boga, pamiętam też 10 Przykazań Bożych i moje ulubione Przykazanie Miłości.
Chodzę w niedziele i święta na mszę świętą, odmawiam (co prawda na leżąco) rano i wieczorem modlitwę.
Niby z tego wymieniania wychodzi, że tego trochę jest, ale...
Jest jedno duże "ale", które niepokojąco zasiali w mojej głowie wyznawcy Jehowy.
Co do nich, potraktowałam ich uprzejmie kiedy zapukali do mojego domu; nie zatrzasnęłam im przed nosem drzwi, ani ich nie oplułam jak to robią niektórzy.