Jestem chrześcijanką, a dokładniej mówiąc, katoliczką, przynajmniej za taką się podaję, kiedy mam wypełnić rubrykę wyznanie.
Ale czy tak jest w istocie?
Czasami zastanawiam się jaka to ze mnie jest katoliczka...
Co prawda zostałam ochrzczona, byłam u Pierwszej Komunii Świętej i Bierzmowania, a nawet wzięłam kiedyś ślub kościelny.
No i jeszcze znam podstawowe modlitwy, takie jak Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario, czy Wierzę w Boga, pamiętam też 10 Przykazań Bożych i moje ulubione Przykazanie Miłości.
Chodzę w niedziele i święta na mszę świętą, odmawiam (co prawda na leżąco) rano i wieczorem modlitwę.
Niby z tego wymieniania wychodzi, że tego trochę jest, ale...
Jest jedno duże "ale", które niepokojąco zasiali w mojej głowie wyznawcy Jehowy.
Co do nich, potraktowałam ich uprzejmie kiedy zapukali do mojego domu; nie zatrzasnęłam im przed nosem drzwi, ani ich nie oplułam jak to robią niektórzy.
Wręcz przeciwnie, wzbudzili mój szacunek, swoją wiarą i swoim apostolstwem.
Jakoś bowiem nie widzę moich współwyznawców chodzących po domach, głoszących Słowo Boże i z pokorą przyjmujących wyzwiska rzucane z tego powodu pod ich adresem.
Zresztą, kto z nich wykazałby się taką znajomością Pisma Świetego jak tamci, kiedy nie każdy ksiądz mógłby stanąć z nimi w tym temacie w szranki.
Z drugiej strony, przewrotnie rzecz ujmując, to może my, katolicy, przy całej naszej nieznajomości Pisma Świętego, a więc braku wiedzy o tym, w co tak naprawdę wierzymy posiadamy większą wiarę w Boga niż Jehowici, którzy wiedzą o nim prawie wszystko?
Przecież wierzyć to nie to samo co wiedzieć...
Jeśli się wie, to nie musi się wierzyć...
A my katolicy, wierzymy w Boga, Jezusa Chrystusa, nic, albo prawie nic, o nich nie wiedząc.
To prawie, ogranicza się do rajskiej historii o Adamie i Ewie i otoczce Świąt Bożego Narodzenia, czy Wielkanocy (choć tutaj bardziej nas interesują kurczaczki i pisanki niż sens zmartwychwstania).
Coś mi tu nie pasuje, a raczej się nie podoba...
Na dodatek wierzymy, że po śmierci Bóg nas będzie sądził, a nie potrafimy nawet przestrzegać 10 przykazań, mimo, że mamy je od dzieciństwa wykute na pamięć.
Deklarujemy swoją wiarę, a żyjemy tak, jakby Boga nie było, albo jakby był On ślepy i głuchy.
Liczymy na jego miłosierdzie, jak syn marnotrawny?
Tylko, że syn marnotrawny zawrócił ze złej drogi i wrócił do domu ojca...
Czy zdążymy na czas zawrócić tak jak on?
Sławne pytanie - Jak żyć panie premierze? - powinno być skierowane raczej do kogoś innego, może nie do samego Boga, ale właśnie do nas samych?
Może powinniśmy szukać właściwej dla nas drogi, prawdy w naszym życiu, drogowskazu, zaczynając od najważniejszej na świecie księgi wszystkich chrześcijan, od Biblii?
Ewidentnie, współcześni ludzie zbaczają z właściwej drogi, pogubili się, zatracili podstawowe wartości, może tam będą mogli odnaleźć je na nowo?
Od lat, na półce w mojej biblioteczce, kurzy się Stary i Nowy Testament, i od lat, co jakiś czas, obiecuję sobie, że w końcu zbiorę się i go przeczytam. Na obiecywaniu jak dotąd się kończyło...
Dzisiaj zawzięłam się i przeczytałam kilka stron, ale przyznaję, że ciężko mi to szło, po pierwsze, ze względu na trudny język, a po drugie, na bardzo drobne literki (wzrok już nie ten).
Nie wiem, kiedy zajrzę tam powtórnie, choć mam nadzieję, że znajdę na tych stronach siłę i umocnienie wiary, i może jeszcze coś..., ale z przykrością stwierdzam, że już na samym początku dopadły mnie wątpliwości, a nawet sprzeciw, wobec niektórych, z mojego punktu widzenia, kontrowersyjnych zachowań - na przykład Abrahama i ich akceptacji przez Boga.
Być może, jeśli kiedyś zabrnę w mych poszukiwaniach dalej, będę mogła to lepiej ogarnąć i zrozumieć.
Jak widać, słomiana ze mnie katoliczka, nie lepsza od innych, usiłująca chodzić prosto po krzywych liniach.
Cóż, słabej wiary kobieta ze mnie..., oby Bóg zechciał naprostować moje ścieżki...
Witaj! Jeśli zrodziło się u Ciebie pragnienie poznania bliżej Boga, to idź za nim. Może znajdź koło domu parafię, gdzie jest Wspólnota Odnowy w Duchu Świętym, a zobaczysz jak chrześcijanie wielbią Boga. Jestem w Odnowie od prawie siedmiu lat, gdzie spotkałam Boga i przyjaciół i jestem szczęśliwa, bo Bóg odbudował moje życie, które odzyskało sens. Na spotkaniach jest też rozważanie Słowa Bożego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam :)
Dziękuję za podpowiedź, ale to chyba nie dla mnie. Kiedyś byłam na spotkaniu oazy Rodzin, bardzo dawno temu i nie odnalazłam się w tym. Spotkałam się (jak dla mnie) z nadmierna egzaltacją co wydawało mi się nawet zarozumialstwem tych ludzi, w ich pewności, że są w tym co robią lepsi od innych. Było to jak wyścigi; kto więcej się modli, odmówi różańców i zaliczy mszy św. Ale to może ja nie mam racji...
OdpowiedzUsuń