środa, 30 października 2013

CHODZIĆ PROSTO

Jestem chrześcijanką, a dokładniej mówiąc, katoliczką, przynajmniej za taką się podaję, kiedy mam wypełnić rubrykę wyznanie.
Ale czy tak jest w istocie?
Czasami zastanawiam się jaka to ze mnie jest katoliczka...
Co prawda zostałam ochrzczona, byłam u Pierwszej Komunii Świętej i Bierzmowania, a nawet wzięłam kiedyś ślub kościelny.
No i jeszcze znam podstawowe modlitwy, takie jak Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario, czy Wierzę w Boga, pamiętam też 10 Przykazań Bożych i moje ulubione Przykazanie Miłości.
Chodzę w niedziele i święta na mszę świętą, odmawiam (co prawda na leżąco) rano i wieczorem modlitwę.
Niby z tego wymieniania wychodzi, że tego trochę jest, ale...
Jest jedno duże "ale", które niepokojąco zasiali w mojej głowie wyznawcy Jehowy.
Co do nich, potraktowałam ich uprzejmie kiedy zapukali do mojego domu; nie zatrzasnęłam im  przed nosem drzwi, ani ich nie oplułam jak to robią niektórzy.
Wręcz przeciwnie, wzbudzili mój szacunek, swoją wiarą i swoim apostolstwem.
Jakoś bowiem nie widzę moich współwyznawców chodzących po domach, głoszących Słowo Boże i z pokorą przyjmujących wyzwiska rzucane  z tego powodu pod ich adresem.
Zresztą, kto z nich wykazałby się taką znajomością Pisma Świetego jak tamci, kiedy nie każdy ksiądz mógłby stanąć z nimi w tym temacie w szranki.
Z drugiej strony, przewrotnie rzecz ujmując, to może my, katolicy, przy całej naszej  nieznajomości Pisma Świętego, a więc braku wiedzy o tym, w co tak naprawdę wierzymy posiadamy większą wiarę w Boga niż Jehowici, którzy wiedzą o nim prawie wszystko?
Przecież wierzyć to nie to samo co wiedzieć...
Jeśli się wie, to nie musi się wierzyć...
A my katolicy, wierzymy w Boga, Jezusa Chrystusa, nic, albo prawie nic, o nich nie wiedząc.
To prawie, ogranicza się do rajskiej historii o Adamie i Ewie i otoczce Świąt Bożego Narodzenia, czy Wielkanocy (choć tutaj bardziej nas interesują kurczaczki i pisanki niż sens zmartwychwstania).
Coś mi tu nie pasuje, a raczej się nie podoba...
Na dodatek wierzymy, że po śmierci Bóg nas będzie sądził, a nie potrafimy nawet przestrzegać 10 przykazań, mimo, że mamy je od dzieciństwa wykute na pamięć.
Deklarujemy swoją wiarę, a żyjemy tak, jakby Boga nie było, albo jakby był On ślepy i głuchy.
Liczymy na jego miłosierdzie, jak syn marnotrawny?
Tylko, że syn marnotrawny zawrócił ze złej drogi i wrócił do domu ojca...
Czy zdążymy na czas zawrócić tak jak on?
Sławne pytanie - Jak żyć panie premierze? - powinno być skierowane raczej do kogoś innego, może nie do samego Boga, ale właśnie do nas samych?
Może powinniśmy szukać właściwej dla nas drogi, prawdy w naszym życiu, drogowskazu, zaczynając od najważniejszej na  świecie księgi wszystkich chrześcijan, od Biblii?
Ewidentnie, współcześni ludzie zbaczają z właściwej drogi, pogubili się, zatracili podstawowe wartości, może tam będą mogli odnaleźć je na nowo?
Od lat, na półce w mojej biblioteczce, kurzy się Stary i Nowy Testament, i od lat, co jakiś czas, obiecuję sobie, że w końcu zbiorę się i go przeczytam. Na obiecywaniu jak dotąd się kończyło...
Dzisiaj zawzięłam się i przeczytałam kilka stron, ale przyznaję, że ciężko mi to szło, po pierwsze, ze względu na trudny język, a po drugie, na bardzo drobne literki (wzrok już nie ten).
Nie wiem, kiedy zajrzę tam powtórnie, choć mam nadzieję, że znajdę na tych stronach siłę i umocnienie wiary, i może jeszcze coś..., ale z przykrością stwierdzam, że już na samym początku dopadły mnie wątpliwości, a nawet sprzeciw, wobec niektórych, z mojego punktu widzenia, kontrowersyjnych zachowań - na przykład Abrahama i ich akceptacji przez Boga.
Być może, jeśli kiedyś zabrnę w mych poszukiwaniach dalej, będę mogła to lepiej ogarnąć i zrozumieć.
Jak widać, słomiana ze mnie katoliczka, nie lepsza od innych, usiłująca chodzić prosto po krzywych liniach.
Cóż, słabej wiary kobieta ze mnie..., oby Bóg zechciał naprostować moje ścieżki...

2 komentarze:

  1. Witaj! Jeśli zrodziło się u Ciebie pragnienie poznania bliżej Boga, to idź za nim. Może znajdź koło domu parafię, gdzie jest Wspólnota Odnowy w Duchu Świętym, a zobaczysz jak chrześcijanie wielbią Boga. Jestem w Odnowie od prawie siedmiu lat, gdzie spotkałam Boga i przyjaciół i jestem szczęśliwa, bo Bóg odbudował moje życie, które odzyskało sens. Na spotkaniach jest też rozważanie Słowa Bożego.
    Pozdrawiam i zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za podpowiedź, ale to chyba nie dla mnie. Kiedyś byłam na spotkaniu oazy Rodzin, bardzo dawno temu i nie odnalazłam się w tym. Spotkałam się (jak dla mnie) z nadmierna egzaltacją co wydawało mi się nawet zarozumialstwem tych ludzi, w ich pewności, że są w tym co robią lepsi od innych. Było to jak wyścigi; kto więcej się modli, odmówi różańców i zaliczy mszy św. Ale to może ja nie mam racji...

    OdpowiedzUsuń