wtorek, 29 października 2013

KROK LISTOPADOWY

Mimo, że słońce za oknem oszukuje na potęgę, wmawiając mi, że to jeszcze lato, gdzieś w środku, rośnie we mnie świadomość jesieni.

I to zarówno w sensie pory roku, jak i pory życia.
Choć czuję się czasami (kiedy nie patrzę w lustro) jakbym miała lat 20, to data na kawałku plastiku w portfelu sprowadza mnie na dół. Może to jeszcze nie jest podziemie, ale coś na kształt parteru na pewno.
Byłam w ostatnią sobotę na cmentarzu, aby uporządkować groby mojego pradziadka, babci i ojca. Przy samym wejściu, powitał mnie ogromny bilbord z napisem - "Miejsce na spokojne zamieszkanie'. W pierwszej chwili pomyślałam sobie, że ktoś, kto go tam umieścił musiał mieć niezwykłe poczucie humoru, ale potem przyszły inne z tym skojarzone refleksje, jak to zwykle u mnie, daleko odbiegające od początkowego zamyślenia.
Jednak były to zdecydowanie listopadowe refleksje, skoncentrowane wokół jednej myśli; że - czasu nie da się nijak zatrzymać, nawet jeśli nam się wydaje, że to możliwe i że damy mu radę.
Czas niestety nie stoi w miejscu, nawet mam wrażenie, że z biegiem lat naszego życia zaczyna przyspieszać i już nie biegnie, tylko gna opętańczo do przodu, coraz szybciej i szybciej.
I nie pomoże go zatrzymać ani najmodniejszy ciuch, ani kosmetyczka, czy najlepsze nawet SPA, z chirurgiem plastycznym łącznie.
Możemy nawet posiąść umiejętność stawania na głowie i kondycję maratończyka, ale ze współcześnie dominujacym kultem prawdziwej młodości, nie wygramy.
To tylko oszukiwanie samego siebie, bo innych liftingiem nie oszukamy.
Tak sobie myślę, że to całe udawanie, nie jest wcale korzystne ani dla tych, co to robią, ani dla tych ekspansywnie wchodzących w życie młodych, bo starsze pokolenie wcale nie jest takie passe i mogłoby im, i światu, dużo jeszcze zaoferować, a mimo to, jest sukcesywnie i bezwzględnie, odsuwane na boczny tor.
Pozostawanie na głównej trasie, powinno być możliwe bez walki z upływającym czasem, która czasami bywa śmieszna i bywa obiektem kpin.
A przecież kiedy komuś mija jak z bicza trzasł kolejna dziesiątka lat, nie oznacza, że jego czas się kończy. 
Według mnie, wiek dojrzały, to jeden z najlepszych okresów życia, w którym można swobodnie i bez rozpraszania się, zadbać o świadomość swojego sposobu myślenia, postrzegania świata, czy o rozwój intelektualny.
Dojrzały wiek, nie musi kojarzyć się tylko z narzekaniem, chorobami, a chęć podzielenia się swoimi przemyśleniami, doświadczeniem i wiedzą, z wymądrzaniem się i chęcią pouczania.
Ale wiadomo, młodość to jest "zadufanie" w sobie i wiara, że wie się wszystko lepiej, tak już pewnie ma zapisane w genach, więc niechętnie korzysta z tego co niesie dojrzałość.
Najważniejsze w życiu (i to niezależnie od wieku) jest to, aby zawsze ustawić się przodem do przodu i nie oglądać się do tyłu, krocząc przed siebie. 
To taka moja wydumana na własny użytek madrość.
Druga mądrość; to starać się ze wszystkich sił i do samego końca, aby nikt nas nie zepchnął na aut.
Trzecia mądrość; walczyć o siebie, nie depcząc przy tym innych, i nie dać się przy tym ranić.
Czwarta mądrość; nie pozwolić, aby umarła w nas ciekawość życia.
I piąta mądrość;  być do końca, w miarę oczywiście możliwości, aktywnym, a przede wszystkim nie dopuścić do tego, aby mózg nam rdzewiał nieużywany.
Nie ma, że boli; trzeba się ruszać.
Nie ma, że po co; trzeba ciągle się uczyć czegoś nowego, dokształcać, poszerzać horyzonty i to dla siebie samego.
Nie ma, że dla kogo; trzeba rano ubrać się ładnie i zrobić makijaż (lub ogolić się), bo w rozdeptanych kapciach i dresie, staniemy się rozmemłani wewnętrznie.
Ufff...no i wymądrzyła się - pani dobra dobra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz