poniedziałek, 28 października 2013

PUSTOGŁOWIE DLA ROBAKA

Dzisiaj moja głowa jest pusta, mimo, że udaje pełną - pewnie to tylko kora mózgowa.

Chociaż..., czytałam, że i ona może zanikać, nie przerywając jednocześnie naszego trwania na tym padole.
Usiłuję więc wydusić z siebie jakąś ukrytą w ostatnim zwoju mózgowym myśl,  ale kiepsko mi to idzie.
Czyżby to zatwardzenie, lub bardziej mądrze rzecz ujmując - obstrukcja?
Mimo wszystko staram się nie poddawać i siedzę dalej uparcie na mej "muszli", licząc naiwnie na to, że w końcu coś do niej wpadnie.
Na razie kompletny, przygnębiający reset, który dopadł mnie po przeczytaniu książki "Passa", zapisem rozmowy Daniela Passenta z Janem Ordyńskim.
Rozmowy o jego życiu i jego z nim rozrachunkiem.
Passent w sposób dla niego charakterystyczny stwierdza, że nadszedł  dla niego czas, aby "zacząć się pakować", więc robi przegląd tego wszystkiego co zagarnął życiu i wkłada do swojego osobistego, zielonego pudełka.
To pudełko to interesująca opowieść o jego fascynujących losach.
Dodam, że przeczytałam wszystko jednym tchem.
Przez kolejne rozdziały przewijają się znane nazwiska, wielkie postacie, wplecione w konkretne fakty  z naszej historii najnowszej i w życie Daniela Passenta.
Po przeczytaniu ostatniego słowa - "koniec", poczułam się niespodziewanie dla samej siebie, tak, jakbym nagle siedziała w fotelu z "pustymi dłońmi", a nie tylko z "pustą głową".
Daniel Passent twierdzi, że "w gazetach pełno jest ludzi, którzy wystawiają rachunki innym, własnych nie regulując", tyle, że on może z czystym sumieniem wystawić rachunek życiu i to bez najmniejszego zastanowienia, czy ma za co.
Ale czy taki rachunek ma szansę wystawić osoba taka jak ja?
Wygląda na to, że to raczej życie mi go wystawi, a nie ja jemu...
Zawsze miałam obsesję, a w zasadzie nadal mam, na temat tego, co po mnie pozostanie "jak już się spakuję i odejdę".
Jakoś nigdy nie satysfakcjonowała mnie myśl,  że jedynym moim dokonaniem, będzie spełnienie obowiązku prokreacyjnego.
Chyba nie bardzo się przejmuję zachowaniem gatunku ludzkiego i zapewnieniem paru osobom głodowych emerytur. 
A pewnie powinnam...
Wygląda jednak na to, że ku memu zasmuceniu, przy rozmnożeniu pozostanę.
Pewnie byłam i nadal jestem za mało zdolna, albo zakopałam gdzieś po drodze swoje talenty zamiast je rozwijać, co świadczy oczywiście wyłącznie i tylko, przeciwko mnie niestety...
Dlaczego tak się stało? - pytam często sama siebie - Przecież nie jestem głupia (chyba), bo nawet ja, która jestem bardzo krytyczna wobec siebie, dostrzegam w sobie jakieś zdolności, czy wiedzę.
Kiedyś zażartowałam sobie - Ku mojej, jedynej, możliwej satysfakcji, na moim nagrobku napiszcie - "Tu leży magister".
Taaak...
Setki takich magistrów jak ja, zjadły robale... i pewnie już mają od nich niestrawność.
A ja chciałabym, jakby co, abym była dla nich wyjątkowym rarytasem, powiedzmy nieskromnie ucztą.
Niechby zeżarły z przyjemnością jakiegoś artystę, poetkę, pisarkę, naukowca, czy kogoś równie wyjątkowego i wartościowego.
Bezpodstawna megalomania ze mnie wylazła i kwiczy.
Już nawet nie chce mi się w tej sytuacji zadawać pytania - Jak żyć? - kiedy nie mogę znaleźć odpowiedzi na pytanie - Jak tu odejść?
No jak?
Jak tu odejść, kiedy nawet robali zachwycić nie mogę? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz