wtorek, 22 października 2013

ZAUFANIE W RODZINIE

Ostatnio pisałam o sytuacjach, które moim zdaniem sprzyjają zjawisku pedofilii, a dokładniej mówiąc zwyrodnialcom, którzy umiejętnie je wykorzystują, krzywdząc najsłabszych, dzieci.
Jedną z przyczyn, które wystawiają jako łatwy łup, dzieci, według mnie jest brak zaufania; zaufania dzieci, rodzicom. Skrzywdzone dzieci, trwają w osamotnieniu ze swoim cierpieniem, nie mówiąc o nim nikomu… Stąd, moje zamyślenie nad zaufaniem w rodzinie w ogóle.
Jakże trudno jest żyć, kiedy nie można nikomu w pełni, bezgranicznie i bez obaw zaufać, nawet najbliższym.
Nikt chyba nie zaprzeczy, że są takie rodziny, których członkowie wzajemnie sobie nie ufają, mają przed sobą tajemnice, niezależnie od tego, czy mają ku temu podstawy, czy nie.
W takich rodzinach się nie rozmawia, każdy ma swoje tylko sprawy, nie rozmawia się o tym, co jest naprawdę ważne.
Owszem, coś tam się mówi, o coś czasem zapyta, nie przywiązując zbytniej uwagi do odpowiedzi;
- Jak tam w pracy, w szkole?
- Czy śmieci zostały wyrzucone?
- Co na obiad?
Nie rozmawia się jednak o sensie życia; ideałach, rozterkach, o tym co w sercu i na dnie duszy…
Nie mówi się o wzajemnych uczuciach, nie mówi się bez skrępowania o uczuciach wobec innych. 
To zbyt osobiste…
Dochodzi do tego, że rodzice nie mają nawet odwagi o to zapytać swoich dzieci.
A czy one proszą ich o radę?
Nie. Wiedzą lepiej.
Czy rodzeństwo się wzajemnie wspiera, interesuje się co słychać u brata lub siostry, poza zdawkowym od czasu do czasu zapytaniem przez telefon - Jak leci?
Brak szczerej rozmowy, a czasem rozmowy w ogóle, to jedna z oznak braku zaufania.
A przecież rodzina, to jedyni ludzie na świecie, po których powinniśmy oczekiwać bezinteresownego wsparcia w każdej sytuacji.
Kiedy ktoś w rodzinie straci na przykład pracę, to nie powinno mu się wskazywać drzwi i nazywać darmozjadem, ale podać pomocną dłoń.
Tak powinno być…
Ale czy w każdej rodzinie tak jest?
Czy najczęściej nie jest tak, że jesteśmy samotni wśród swoich?
Czy nie jest tak, że kiedy potrzebujemy pomocy, mamy problemy, to nie mamy do kogo się zwrócić, a może nawet i nie próbujemy nie chcąc usłyszeć odmowy, albo – A nie mówiłem!
Wracając na chwilę do ofiary pedofila…
Dlaczego dziecko nie prosi o pomoc matki, ojca?
Odpowiedź jest prosta, ono nie wierzy, że tę pomoc otrzyma, jest przeświadczone o tym, że jeżeli powie co się dzieje, będzie jeszcze gorzej.
Jeśli taki mały człowiek, dla którego rodzice są wszystkim co najważniejsze w jego krótkim życiu, nie znajduje oparcia tam gdzie znaleźć powinien, to czy jako dorosły będzie go tam szukał?
Co się dzieje w naszych rodzinach?
Kiedyś rodziny były wielopokoleniowe, żyły w jednym domu, często w jednym, zbyt ciasnym mieszkaniu, a więzi w nich były bardzo mocne. Ich członkowie wzajemnie się wspomagali i kochali.
Teraz prawie każdy ma swoje mieszkanie i większość żyje o wiele lepiej niż żyło się kiedyś, ale miłości jakby mniej. 
Każdy chce być na swoim i spotykać się tylko okazji świąt, bo przecież z rodziną to najlepiej na zdjęciu.
Czy naprawdę?
Co się stało, że nagle zaczęło nam brakować miejsca, zaczęliśmy sobie nawzajem przeszkadzać, a nawet rywalizować ze sobą.
Jako dziecko mieszkałam z babcią w jednym pokoju i wcale mi to nie przeszkadzało. Kiedy było mi źle, wsuwałam się do niej pod pierzynę, a ona mnie przytulała. 
I już było mi lepiej.
Moja babcia była dla mnie najbliższą osobą, wiedziałam, że zawsze mnie wysłucha, nie skrytykuje, i że zawsze mogę na nią liczyć.
Czy teraz wnuki mogą zawsze liczyć na swoje babcie, mieszkając daleko od nich, widując je rzadko?
A czy babcie mogą liczyć na pomoc takich wnuków?
Więzi tworzy przede wszystkim bezpośredni kontakt i bliskość, poświęcony sobie czas, a nie tylko telefon, czy skype.
Takie czasy?
Złe czasy.
Jakże pięknie by było zasiadać do stołu, całą rodziną, przy niedzielnym obiedzie; dziadkowie, rodzice, wnuki i rozmawiać o wszystkim. Dzielić się swoimi radościami i problemami.
Przecież dom, rodzina, to jedyne miejsce, w którym możemy zdjąć maski, być sobą.
Czy jest jeszcze jakieś inne, takie miejsce?
Miejsce, gdzie możemy poczuć się synami, córkami, Nawet tymi marnotrawnymi…
Jednostka sama ze sobą, jest niczym, a mimo to obserwuję pęd do gloryfikowania JA i odsuwania na dalszy plan MY.
JA zamknięte w sobie, jest samotne w chwilach kryzysu i w chwilach radości, najeżone wobec innych, nie potrafi odnaleźć się w żadnej grupie.
Czy nastały teraz takie czasy, że nikt już nie ufa nikomu, nawet najbliższym?
Wiem, że na zaufanie trzeba sobie zasłużyć, a raz nadszarpnięte, bardzo trudno odbudować, ale jest to możliwe…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz