niedziela, 30 listopada 2014

ZAJEBISTYCH ŚWIĄT CI ŻYCZĘ

Jutro już grudzień...
Jak ten rok śmignął mi niepostrzeżenie...
Za chwilę już święta...
Za chwilę przyjdzie czas składania wszystkim wokół życzeń świątecznych...
To był taki piękny zwyczaj...
Był...
Był, choć ciągle mam nadzieję, że zostały gdzieś wśród nas jego ślady, piękne ślady...
- Życzę Tobie,.. 
- Życzę Wam...
Czy to nie piękne słowa?
Tylko, że to słowa, które nie powinny być tylko zwyczajową formułką, wyklepaną z marszu przy okazji kolejnej firmowej wigilii, czy rzuconą w biegu do sąsiada, którego mijamy na schodach dwa dni przed świętami.
Oczywiście lepiej tak niż wcale, ale...
Ale chciałoby się usłyszeć coś naprawdę szczerego, przemyślanego, pełnego serdecznej energii, skierowanego do nas...
Cóż, na to trzeba by się zatrzymać i pomyśleć o tym drugim człowieku..., a na to nie ma czasu, czasami nawet i chęci...
Nie dajemy siebie innym, nawet przy takich okazjach, jak zbliżający się okres świąteczny.

poniedziałek, 24 listopada 2014

BABA NA SZMATACH

Baba na szmatach, czyli w lumpeksie...
Wstyd się przyznać?
Bo to takie niehigieniczne?
No to się wstydzę, że się nie wstydzę!
Co gorsza, ja to uwielbiam!
Czuję się wśród tych łaszków jak Ali Baba w swoim Sezamie!
Mam wrażenie, że buszując wśród wieszaków zamieniam się w poszukiwaczkę skarbów!
Bo to nigdy nie wiadomo na co się trafi!
A trafiają się czasami prawdziwe perełki.
Dzisiaj zaszalałam i wydałam całe 15 zł na przepiękne, długie, karakułowe futro.

niedziela, 16 listopada 2014

MIEĆ ..., BYĆ...?

Gadżetowa cywilizacja wyważyła drzwi do naszych domów...
Chęć posiadania, zaczęła przesłaniać chęć "bycia"...
Gromadzenie dopadło nie tylko bogatych...
Czy to oznacza, że wystarczy "mieć", aby być szczęśliwym człowiekiem?

Prawdopodobnie tak myśli wielu ludzi, szczególnie tych, którzy często nie mają przysłowiowej kromki chleba... 
I ja ich do pewnego stopnia rozumiem...
Do pewnego stopnia, bo zgrzeszyłabym gdym powiedziała, że zaznałam w życiu skrajnej biedy, choć bywały dni kiedy byłam po prostu głodna, choć bywały i nadal bywają dni, kiedy "ciągnę na debecie".



Najbardziej brak przedmiotowego świata odczuwają jednak ludzie, którzy mieli "wszystko" i zostali tego w jakiś sposób pozbawieni.
Wystarczy, że po jakimś czasie odzyskają odrobinę tego, co stracili, to zaczynają się czuć wielkimi szczęściarzami.
Nagle doceniają tę niewielką część dawniej posiadanego bogactwa, tak jak nigdy nie cenili go jak je mieli.
Nagle okazuje się, że nie potrzeba dwóch telewizorów, drogiego auta, garderoby pełnej ciuchów i mieszkania w apartamentowcu, aby być zadowolonym z życia.
Ostatnio wpadła mi w ręce książka o minimalizmie; "Minimalizm po polsku" Anny Mularczyk-Meyer, autorka i zdeklarowana minimalistka, próbuje przekonać czytelników, że dobrowolne ograniczenie stanu posiadania, prowadzi do zmiany patrzenia na świat, do innej jego oceny. Pomaga zacząć widzieć rzeczywistość nie poprzez jej stronę materialną, a w kategorii bycia i czucia.
Zminimalizowanie posiadania...
Myślę, że to dałoby się zrobić, bo sama ostatnio dostrzegłam, że obrosłam w zbyt dużo przedmiotów, ale jednocześnie sama myśl o tym przyprawia mnie o ból i rozterkę.
Z drugiej strony, takie radykalne przewietrzenie stanu posiadania, wydaje mi się też do pewnego stopnia wariactwem, a nawet kolejną dziwną modą, która dotarła do naszego pięknego kraju z "przejedzonego zachodu".
Moim zdaniem, ograniczenie na przykład wszystkich przedmiotów w naszym domu (wliczając to skarpetki, majtki i szczoteczki do zębów) do 100 to obłędny radykalizm.
Faktem jednak jest, że wielu z nas ma za dużo i nie chodzi tu o konkretną liczbę, ale o to, że w naszych szafach jest pełno rzeczy, których nie używamy, które nie są nam potrzebne i obrastają kurzem, a z którymi (tak jak w moim przypadku) nie potrafimy się rozstać i nie potrafimy nawet uzasadnić tego w logiczny sposób.
Zastanawiam się więc, czy nie zrobić w najbliższym czasie jakiejś dramatycznej (dla mnie) selekcji i nie wpuścić trochę powietrza do mojego świata.
Tyle, że nie wiem od czego zacząć...
Ile sztućców zostawić?
Ile kolczyków, a może żadnego? Bo i po co?
Czy jedna para kozaków na zimę wystarczy?
Czy jeśli mam e-booki w komputerze, to powinnam zlikwidować biblioteczkę?
Im więcej się nad tym zastanawiam, to coraz bardziej dochodzę do wniosku, że żaden ze mnie materiał na minimalistkę.
A z drugiej strony czuję, że dla mnie więcej znaczy być, niż mieć.
Tyle, że często żeby być, muszę niestety też mieć; i to nie tylko wiedzę i talent...
No i mam z tego powodu dylemat nowy; jakie jest moje minimum "mieć", abym z mojego "być", była zadowolona?

piątek, 14 listopada 2014

PRZEPROGRAMOWAĆ SIEBIE

- Powinieneś, musisz się zmienić!
Założę się, że każdy z nas usłyszał to zdanie przynajmniej raz w życiu.
Nie jest to miłe, bo oznacza, że jest coś w nas, czego nie akceptują inni.
W sumie, to może nam to powiewać.
Gorzej jeśli wypowiada to osoba, która jest nam bliska, na której nam zależy...
Wtedy..., wtedy może być różnie...
Różnie, bo taki tekst tak naprawdę rani nas, rani nasze ego...
I co z takim fantem?
- Jak Ci zależy, to się zmień!
To też znany tekst - Nieprawdaż?
Łatwiej to jednak powiedzieć, niż zrobić...
Bo czy można zmienić się ot tak?! Na komendę?

czwartek, 13 listopada 2014

RANKIEM W LISTOPADZIE

- Łał, jak miło – Pomyślałam sobie dzisiaj rano, kiedy uświadomiłam sobie, że moja jak zwykle wysunięta spod kołdry stópka, wcale, a to wcale, nie jest zmarznięta!
- Ha! - Z rozkoszą przeciągnęłam się w moim ciepłym i pachnącym jeszcze snem łóżku i z wdzięcznością spojrzałam na pięć ciepłych, białych żeberek pod okiennym parapetem - tak to można się budzić codziennie.
Jakże by było cudownie zatrzymać tę chwilę na dłużej; miękkie zawieszenie między nieważkością nocy, a czekającym już za oknem nowym dniem.
Zazwyczaj staram się od razu przypomnieć, co mi się śniło i trochę ponaciągać pojawiające się obrazy w kierunku rzeczywistości, bo a nuż to jakaś przepowiednia przyszłości, a ja nie odczytam na czas całej tej sennej symboliki?
Dzisiaj wdrapywałam się na wysoki nasyp…

sobota, 1 listopada 2014

CO BĘDZIE POTEM?

Strach, lęk, jakkolwiek by tego nie nazywać, to uczucia, które nie są one obce żadnemu człowiekowi. Towarzyszą nam niemal od narodzin, a może nawet i od chwili poczęcia, bo przecież dziecko w łonie matki przeżywa to, co i ona.

Chyba nie ma nikogo, kto by się nie bał chociaż raz, kogoś lub czegoś.
Są nawet jednostki chorobowe bezpośrednio z lękami związane.