środa, 24 czerwca 2015

NIE WIADOMO KTO...

- Robię przecież co chcesz!
- To nie ja mam chcieć, tylko TY!
- Ale ja chyba nie chcę...
- Jak to?!
- Tak to...
Ot dialog, jeden z tych jakie ostatnio, jak dla mnie, COŚ za często się powtarzają. 
Zrezygnowałam nawet ze zwykłej u mnie poprawności i ugodowości towarzyskiej, po prostu odstawiam otwarty bunt na pokładzie.
A mówiąc dokładniej, na mojej osobistej, dryfującej, samotnej tratwie.


Nie wiem dlaczego, jest ona postrzegana jako tratwa ratunkowa, która z uratowanym rozbitkiem (czyli mną), powinna koniecznie dobić do jakiegoś brzegu.
Jak dla mnie, ta tratwa to jest to mój kawałek podłogi; może niestabilny, może i przecieka, może za chwilę się rozpadnie, ale mój i nie mam zamiaru zamieniać go na jakiś tam brzeg.
W zasadzie to na żaden brzeg...
Lubię M, i mimo okropnych rzeczy, które wygaduje, staram się ją zrozumieć, czego ona nie robi w stosunku do mnie. Ale nic to, przyjmuję to z dobrodziejstwem inwentarza, w którym jest w tym wypadku M.
Bo czy syty zrozumie głodnego?

wtorek, 23 czerwca 2015

OBUDŹ SIĘ!

Jestem zakręcona jak słoik z fasolką z zeszłego roku; całkowicie nie do wydobycia. Podstawowe czynności dorosłego człowieka, zostały przeze mnie zamknięte w jakimś szczelnym naczyniu.
Nawet takie zwykłe, prozaiczne, jak pisanie, powoli odchodzą też w niebyt.
I nie chodzi tu o treść, bo od biedy, potrafię jeszcze od czasu do czasu, sklecić jakieś mniej lub bardziej. bezsensowne zdanie.
To straszne, ale za chwilę, nie będę już potrafiła pisać!
Ta cała komputeryzacja zamiast mnie rozwijać, to mnie uwstecznia!
Odkopałam przed momentem, moje ukochane niegdyś wieczne pióro...
Już zapomniałam, jaka to przyjemność trzymać je w palcach, dotykać jego cudownie gładkiej, srebrnej powierzchni...
Zapomniałam, bo odłożyłam na półkę, zamieniłam na komputer...
Nie tylko ja o nim zapomniałam, ale ono także wypięło się na mnie, a może nawet jest obrażone?
Bo moje stare pióro strajkuje!
W proteście, nie chce dopuścić świeżo napuszczonego atramentu do papieru!
Muszę być wytrwała; pokonać jego opór siłą i pokonać opór mojej dłoni, która przyzwyczaiła się do wyszukiwania literek na klawiaturze. Nie potrafi już sprawnie i ładnie; tak po staroświecku, łączyć je w słowa w kajecie.
Bo w kajecie powinno być pięknie, i z duszą...
Tylko o czym tak pięknie napisać?

sobota, 13 czerwca 2015

UZURPACJA CZY MIŁOŚĆ?

Prawdziwa miłość jednak istnieje!
I to taka, co to się nie zraża mimo trudności i trwa mimo ewidentnego odrzucenia!
A co !
W końcu i mnie się trafiło jak ślepej kurze ziarno!
Tak sobie mówię, bo się łudzę, a raczej pocieszam, nie chcąc dopuścić do głosu myśli, że to nie miłość, ale coś zgoła innego...

piątek, 12 czerwca 2015

TRUSKAWKI NA DESZCZ

Siedzę i zażeram się truskawkami.
Obrodziło dzisiaj w moim kuchennym koszyku owocem - 3 kg; patrzę i nie wierzę.
Miałam przez chwilę jakby przebłysk, coby część przerobić wzorem gospodyń wiejskich na konfitury, ale szybko zgasł.
Postanowiłam w ramach nie marnowania żywności, bo przecież gdzieś tam ludzie głodują (mówię w tej chwili całkiem poważnie), wszystko zjeść na surowo.

Na suro jest zdrowo, zwłaszcza, że przed momentem przeczytałam, że jakoby dieta truskawkowa jest to dieta odchudzająca, bo owoc ten ma wspaniały enzym, który pomaga spalać tłuszcze i węglowodany.
Ma niski indeks glikemiczny, mało kalorii i dużo wody.


Więc zjem wszystko choćbym miała pęknąć, zwłaszcza są tam duże ilości witaminy C, które nie mogą się zmarnować. Podobno w truskawce jest więcej witaminy C niż w cytrynie, a także więcej substancji hamujących choroby i niszczących bakterie niż w czosnku, a ja po dzisiejszym muszę się ratować.
Na razie dietetycznie i ku zdrowotności wsunęłam pół kilograma, ale nie poczułam się jeszcze zdrowsza, natomiast musiałam poluzować spodnie w pasie.
Ale coś za coś i nie mam tutaj na myśli powiększającego się obwodu talii.
Pokarało mnie bowiem piątkowo!

wtorek, 9 czerwca 2015

GNOM I ZAUFANIE

Bardzo wcześnie straciłam złudzenia, myślę, że stało się to już w dzieciństwie, kiedy to powinnam być ufna i z szeroko otwartymi oczami, chłonąć radośnie świat niczym gąbka.
Nie potrafię dokładnie uchwycić momentu, w którym brutalnie zdjęto mi różowe okulary, na pewno był to jakiś proces..., ale jedną z takich sytuacji pamiętam do dzisiaj; miałam wówczas tylko 7 lat...
Trudno w to uwierzyć, ale wtedy prawdopodobnie po raz pierwszy, zdałam sobie sprawę z tego, co to znaczy zdrada, choć prawdopodobnie nie potrafiłam tego jeszcze zdefiniować. Było to jednak na tyle dla mnie wówczas traumatyczne przeżycie, że pamiętam je nadal...
Zdrady popełnione przez osoby najbliższe, które darzy się bezwzględnym zaufaniem, bolą najmocniej i nigdy się o nich nie zapomina, bo odzierają z naiwności i uczą nieufności.
Przeżyłam trochę lat na tym świecie, i przeżyłam również po tej pierwszej, wiele innych zdrad; większych i mniejszych. Czasami myślę, że miałam pecha, albo to była moja wina... Usiłuję się też pocieszać, że niektórzy (ja) po prostu tak mają...
Myślę też, że nie potrafiłam tego mężnie udźwignąć, czy ja wiem..., stanąć do walki o swoje?

poniedziałek, 8 czerwca 2015

GNOM I MIŁOŚĆ

"Kazali nam wierzyć, że miłość, ta prawdziwa, zjawia się tylko jeden raz w życiu i do tego zazwyczaj przed trzydziestym rokiem życia.
A ja wiem, że to nieprawda.
Nie powiedziano nam, że miłość nie jest sterowana i nie przychodzi w ściśle określonym czasie.
Wręcz przeciwnie kazano nam mądrze wybierać, kierować się rozumem, a nie ślepym instynktem, no i oczywiście broń Boże nie pożądaniem. Czy jednak jest miłość bez dotyku, bez pragnienia zespolenia się w jedno?


Kazali nam wierzyć, że każdy z nas jest połówką pomarańczy, że życie ma sens tylko wtedy, gdy znajdziemy tę drugą połowę.
A życie przecież ma wiele sensów niezależnych od siebie..




Nie powiedziano nam, że rodzimy się w całości, że nikt w naszym życiu nie zasługuje na to, by nieść na swoich barkach odpowiedzialność za dopełnienie naszych braków: rozwijamy się w sobie, choć niekoniecznie dla siebie. 
Najgorszym błędem jest zawierzenie siebie w całości drugiej osobie, szukanie w niej podpory.
Nikt nie zastąpi nam brakującej ręki, ani bicia naszego serca.

niedziela, 7 czerwca 2015

GNOM I SZKLANKA WODY

Z nieba się leje, więc zamyślam się egzystencjalnie....
Ostatnio często się oglądam, coby sprawdzić czy jestem kobietą, czy jak to mówi mój znajomy - samicą rodzaju ludzkiego..., czy czymś tylko podobnym.
Z pozoru, czyli z anatomicznego spojrzenia na ciało, wszystko wskazuje, że tak, ale jak wiadomo z telewizji, anatomia to nie wszystko i nie takie dziwy świat widział i się pomylił.
A wszystko przez to, że dowiedziałam się, że ze mną jest coś nie tak!

W zasadzie, to miałam już od pewnego czasu, pewne przeczucia w tym względzie, ale nie dawałam się im zwieść.
Dopiero siła zewnętrzna, w postaci samca rodzaju ludzkiego, w pełni mi to uświadomiła, a kropkę nad i, postawił wikary ( prawdopodobnie też samiec) w niedzielnym kazaniu.


Kazanie było długie i zapewne umoralniające, ale przyznaję się ze skruchą, że zapamiętałam z niego tylko jedno zdanie, no może dwa, ale to drugie nie pasuje mi do dzisiejszych zamyśleń,..
Człowiek nie został stworzony przez Boga, aby żyć sam..., w przeciwnym wypadku Bóg poprzestałby tylko na Adamie...

sobota, 6 czerwca 2015

JESTEM JAK GOLIAT

Nic mi się nie chce, albo inaczej..., chce mi się, ale na tym koniec.
Stałam się specjalistką od wynajdywania usprawiedliwień i konstrukcji wygodnych alibi.
Lista spraw i czynności, które powinnam wykonać, jest długa niczym rolka papieru Velvet Classic i tak jak ona, zajmuje niewiele miejsca w moim planie dnia.
Jeśli tu jakimkolwiek planie może w ogóle być mowa.
Na dodatek, muszę sobie podarować moją ukochaną szesnastkę na co najmniej dwa tygodnie, bo chirurg założył mi wczoraj 4 szwy na stopie. To zadziwiające, bo wyciął mi półcentymetrowy pieprzyk, a rozharatał przy tym jej połowę. 
W zasadzie to miał mi jeszcze usunąć odcisk na pięcie, ale zostawił go sobie na deser, jak przyjdę do wyciągnięcia szwów. Taki był litościwy!

wtorek, 2 czerwca 2015

NOŻEM W MĘSKI RÓD

M mi tyle nawkładała do głowy z tym swoim "coś", że zaczęłam się nad tym z braku konkretnego zajęcia zamyślać.
Zamyśliłam się i zrobiłam, czyli zgłupiałam po raz kolejny!
Zaczęłam "szukać" faceta!
Nie wiem czy mam teraz śmiać się, czy płakać!
Chciałam żeby było pięknie, chciałam zrobić dobre wrażenie i to takie, aby być postrzegana wedle charakteru, a nie według na przykład rozmiaru ud, czy wielkości miseczki biustonosza.
Coś jednak musiało być z tym wrażeniem nie tak...
Ale nic to..., spokojnie, postanowiłam się mimo wszystko skupić na pozytywach, chociaż na razie, było niestety tak, jak przewidywałam.
Mój adorator, okazał się nad wyraz przenikliwy, bo już po pół godzinie wymiany spojrzeń ponad czerwonym obrusem zaścielającym restauracyjny stolik i po kilku wypowiedzianych przeze mnie zdaniach, doszedł do wniosku, że jestem elastyczna jak radziecka gimnastyczka, i że mam wyobraźnię gwiazdy porno, a co za tym idzie, muszę być seksbombą w łóżku.