piątek, 12 czerwca 2015

TRUSKAWKI NA DESZCZ

Siedzę i zażeram się truskawkami.
Obrodziło dzisiaj w moim kuchennym koszyku owocem - 3 kg; patrzę i nie wierzę.
Miałam przez chwilę jakby przebłysk, coby część przerobić wzorem gospodyń wiejskich na konfitury, ale szybko zgasł.
Postanowiłam w ramach nie marnowania żywności, bo przecież gdzieś tam ludzie głodują (mówię w tej chwili całkiem poważnie), wszystko zjeść na surowo.

Na suro jest zdrowo, zwłaszcza, że przed momentem przeczytałam, że jakoby dieta truskawkowa jest to dieta odchudzająca, bo owoc ten ma wspaniały enzym, który pomaga spalać tłuszcze i węglowodany.
Ma niski indeks glikemiczny, mało kalorii i dużo wody.


Więc zjem wszystko choćbym miała pęknąć, zwłaszcza są tam duże ilości witaminy C, które nie mogą się zmarnować. Podobno w truskawce jest więcej witaminy C niż w cytrynie, a także więcej substancji hamujących choroby i niszczących bakterie niż w czosnku, a ja po dzisiejszym muszę się ratować.
Na razie dietetycznie i ku zdrowotności wsunęłam pół kilograma, ale nie poczułam się jeszcze zdrowsza, natomiast musiałam poluzować spodnie w pasie.
Ale coś za coś i nie mam tutaj na myśli powiększającego się obwodu talii.
Pokarało mnie bowiem piątkowo!
Wszystko przez to, że mam zakodowane, że telewizja kłamie i nie uwierzyłam w przepowiednie pogodowe z telewizora.
Jak to mówią w moich okolicach; wystroiłam się dzisiaj jak do ośpic i pomaszerowałam zadawać szyku na mieście.
Kiedy wychodziłam  z domu, wszystko było jak trzeba; lazur i złoto na górze, na dole suchutka kostka chodnikowa, a ja w bieli i beżach.
I tak miało być!
Ale jakoś nie było...
W jednej chwili zrobiło się szaro, buro i ponuro; zaczęły walić pioruny, a z nieba lunęły potoki wody.
Ludność wyparowała w jednej chwili, a ja stanęłam jak ta rozdarta sosna na środku placu, bo w nagłym przebłysku świadomości dotarło do mnie, że zostawiłam salon otwarty na przestwór, czyli na bocianie gniazdo, w bocianim gnieździe fotel i poduchy, a pod podłogą salonu, mieszkanie sąsiadki.

Zrobiłam więc strategiczny w tył zwrot i nie bacząc na pozszywaną stopę ruszyłam sprintem ku domowym pieleszom, zaklinając chmury coby je ominęły. 
Jezdnie, w jednej chwili zamieniły się w rwące strumienie, więc nie byłam zbyt zaskoczona, gdy samochód zrobił mi w ramach urozmaicenia błotny prysznic.
Było mi wszystko jedno, choć nie do końca, bo parę razy strach mnie obleciał; pioruny waliły jeden za drugim. Starałam się zachować maksymalną odległość od mijanych drzew, ale miałam pełne majtki strachu, no i wody.
Zmokłam do gołej skóry!
W domu zastałam mały potop; dywan w salonie mokry, a poduchy na balkonie wessały wodę jak gąbka. 
Nie było rady, szybko zrzuciłam wszystkie ciuchy i jak ta Wenus, co to dopiero wyłoniła się z morza, zamiast wstydliwie okryć się włosami, zabrałam się za szmatę i wycieranie podłogi.
A za oknem?
A za oknem..., pojawiło się wesolutkie słoneczko...
...............................................................................................................................................
Na razie, nie kicham!
Czyżby truskawkowy lek działał?
No patrzcie, tyle w jednym; i leczy i odchudza!
Nic, tylko jeść truskawki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz