Tło się kręci, pędzi, a ja siedzę...
Pozostaję dzieckiem, mimo że mam magistra wiedzę.
Pokręcona jak precel, na fortuny huśtawce, robię z myśli latawce...
Zaczęłam ostatnio przeglądać moje stare notatki; część przez te moje wielokrotne przeprowadzki zaginęła bezpowrotnie, ale część została...
Na tych pożółkłych kartkach, znajdują się ułamki mojego życia, z których wiele zatarło się w mojej pamięci.
Nie wiem co mnie napadło, że do nich powróciłam, ale postanowiłam je przeczytać i sięgnąć wstecz, bez pomocy lecytyny.
Czytam powoli, systematycznie i układam mozolnie swoją przeszłość, jak obrazek z rozsypanych puzzli.
Kiedy odkładam kolejną kartkę, to sama już nie nie wiem, czy mam się nad sobą litować, czy raczej się cieszyć, z tego jak mi mija życie...
Na razie, mam nieodparte wrażenie, że cały czas kręcę się na jakiejś szalonej karuzeli, gdzie kolejne koniki to unoszą się, to opadają, a wszystko wiruje i nie ma punktu odniesienia, który by wskazywał gdzie znajduje się stały grunt.
Moje uczucia były i nadal są, jak te koniki; raz w górze, raz w dole i krążą, krążą, aż do zawrotów głowy...
Pewnie stąd też, u mnie częste momenty, kiedy muszę być zupełnie sama, by móc wszystko sobie uporządkować.