środa, 13 stycznia 2016

NIENAWIŚĆ - AKCJA I REACJA

Łatwa jest tylko droga wiodąca do piekła....

Czy to możliwe, że osoba taka jak ja, bujająca w obłokach, wierząca w bajki, w miłość i wierność aż po grób; może jednocześnie uznawać wpływ praw fizyki na ludzkie życie, a w szczególe na ludzkie reakcje?
Przecież raczej bliższe mi powinno być zrządzenie losu, czy opatrzności...
Los, losem, ale zgadzam się z trzecią zasadą dynamiki Nevtona, mówiącą że oddziaływania dwóch ciał są zawsze wzajemne i mają takie same wartości, i wierzę, że przemoc zawsze rodzi przemoc, a nienawiść wojnę...

Wątpliwość budzi tylko we mnie zdanie, że miłość rodzi miłość, bo do miłości nie można się zmusić, mimo, że ktoś nią nas obdarzy.
Inaczej rzecz się ma z nienawiścią, czy niechęcią, tu bowiem, taka sama reakcja jest w 99% pewna i wprost proporcjonalna w swym natężeniu.
Nikt z nas, chyba nie chce być znienawidzonym przez innych, więc może trzeba zacząć wykorzeniać to uczucie od siebie?
Ale czy można nauczyć nie nienawidzić, albo chociaż nie żywić negatywnych uczuć wobec innych?
Wszak powinniśmy kochać bliźniego...
Przecież jakby się głębiej zastanowić, to wiele sporów jest bezsensownych, a często stają się one takimi w miarę upływu czasu.
Tylko jak zdobyć się na taką refleksję, jak nabyć taką umiejętność dostrzegania tego co ważne, a co może ważniejsze?
Jak przenieść swoje dotychczasowe uczucia w zupełnie inne rejony; jak nagle stać się osobą wielkoduszną?
Łatwe to może się wydawać tylko psychologom teoretykom, bo proza życia wygląda zupełnie inaczej.
Nawet jeśli zdobędziemy się na zrobienie kroku w tak zwaną "dobrą stronę", to nie oznacza, że nagle ogarnie nas amnezja i wszystko zapomnimy, bo tak akurat sobie postanowiliśmy, bo to wydaje się nam po prostu dla nas lepsze i korzystniejsze.
O nie, w naszym wnętrzu i tak będzie nadal istniało gotowe do działania pogotowie konfliktowe. Nie da się tak po prostu postanowić i dotrzymać w pełni słowa, że już nigdy nie będzie sporów o to, co się wydarzyło, o teraźniejszość, czy nawet o przyszłość.
To wymaga czasu i przejścia przez uciążliwy proces walki z samym sobą. Jest to walka tym trudniejsza, że trzeba odrzucić to, w co się dotychczas wierzyło, do czego się dążyło, i co dotychczas było na tyle ważne, że w imię tego postanowiliśmy się odwrócić od innych.
Trzeba w tym procesie zadać sobie wiele pytań, a co ważniejsze, udzielić na te pytania sobie odpowiedzi...
Czy naprawdę warto wiecznie "bić pianę" w tej samej sprawie?
Czy nadal wiemy o co nam chodziło na samym początku i czy nadal jest to aktualne?
A może upieramy się "dla zasady", że moje musi być na wierzchu, bo chcemy mieć rację?
Co nam z tego przyjdzie, że nie tylko znajdziemy winnego (bo on przecież jest nam dobrze znany), ale że inni też go za takowego uznają?
A jeśli tak, to co z tym winnym? Ma zostać ukrzyżowany i wyklęty?
A może lepiej machnąć ręką...?
Myślę, że w głębi serca każdy wie, że jeśli ktoś zrobił nam krzywdę, to nie warto nosić z tego powodu żalu do śmierci.
Wybaczenie nawet jednostronne, daje ogromną ulgę. Przecież nie musimy z tą osobą utrzymać zażyłych stosunków, wystarczy pozbyć się urazy...
Umiejętność wybaczania innym, jest dowodem na to, że mamy do siebie dystans, a przede wszystkim, że potrafimy wybaczać sobie.
Dając "szansę" innym, dajemy wszak szansę sobie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz