sobota, 30 stycznia 2016

ZŁO SIĘ UŚMIECHA, ZAKŁADAJĄC MASKĘ DOBRA


Łatwo dostrzec granicę dobra...
A co z granicą zła?
Czy ona w ogóle jest...?




Zło i dobro...

Jest w nas jedno i drugie...
Dobro i zło są w nas, ale są też i w tych "innych"...
Jak je rozpoznać?
Jaką mają twarz?


Tak sobie myślę, że zło się uśmiecha..., jest przyciągające niczym magnes..., jest podstępne i nie pokazuje swego oblicza od razu. To szczwany, przebiegły i mizdrzący się lis
...................................................................................................................
Zaczęłam wczoraj pisać tę notkę, będąc bezpośrednio pod wpływem.(O nie, nie.., nie takim!)
Zmotywowało mnie do tego pewne zdarzenie, a dokładniej mówiąc, pewien człowiek.
Niestety, emocje mają na mnie taki wpływ, że powodują u mnie kaskadę myśli, za którymi trudno mi pogonić i zatrzymać na tyle długo, bym mogła je sformułować w jakie takie zdania, a teraz mam dylemat...
Wiele przemyśleń mi umknęło przez noc, więc cokolwiek w tym momencie napiszę nie będzie już takie samo jak wczoraj...
Czy będzie to mniej szczere, a może pozbawione emocji, będzie bardziej nudne i bezbarwne?
Może lepiej więc nie kończyć...?
Choć z drugiej strony, wszystko co nie jest zakończone kropką, jest źródłem mego niepokoju, do tego stopnia, że wracam do tego po wielokroć...
.......................................................................................................................
Jestem człowiekiem (choć może nie, bo czy kobieta to człowiek?), który jest bardzo ograniczony; wszystko jest dla mnie wyraźnie określone w kategorii zero - jedynkowej, dlatego zło mnie niepokoi, bo się nijak w niej nie mieści.
Z definicji wynika, że zło jest złe, a dobro  jest dobre, jedno powinno być ewidentnie i wyraźnie czarne, a drugie świetliste i białe, a więc dlaczego tak trudno je dostrzec? Zwłaszcza, jeśli chodzi o zło...?
Bo z dobrem jakoś można dać sobie radę, niewielu przecież przy nim się zatrzymuje, zresztą przy ewidentnej pomocy zła, które je obśmiewa, i to do tego stopnia, że dobrzy ludzie stają się niezauważalni, a nawet traktowani z lekceważeniem jako naiwniacy...
Mało się promuje dobro..., no może przy okazji jakiś  medialnych akcji, promujących przy okazji sponsorów.
Coś za coś..., a więc nie tak całkiem bezinteresownie.... Ale "dobre" i to, jeśli dzięki temu, chociaż jedna "potrzebująca" osoba uzyska w ten sposób skuteczną pomoc.
"Potrzebująca", bo nawet w uzyskiwaniu pomocy, są lepsi i gorsi..., a ci lepsi nie zawsze są tymi słabszymi; niestety i tutaj zło macza swoje paluchy...
Stwierdzam z przykrością, że dobro się nie reklamuje i ma swoje granice, które przekraczają tylko wyjątki, takie jak Matka Teresa z Kalkuty. Bo nie jest dobrem (choć oczywiście jest to pozytywne) dawanie tego co zbywa, dobro jest nieodłącznie związane z poświęceniem części siebie dla kogoś innego, odsunięcie swego Ja na drugie, a nawet na trzecie miejsce, co jest raczej sprzeczne z obecnie obowiązującym trendem.
Ze złem jest wprost przeciwnie - ma super public relations (fuj, aż zgrzytnęło obcym językiem), który kształtuje opinie o danym człowieku, czy jego zachowaniu, a nawet jakiejś idei tak, aby wszystko wyglądało pięknie i pozytywnie, tak jak sobie życzy być postrzegana dana osoba, mimo że rzeczywistość jest diametralnie różna, od kreowanego wizerunku i pozorów....
.....................................................................................................
Ewidentnie męczy mnie ten tekst..., piszę na raty, wydrapując nędzne resztki z mego kiepskiego intelektu.
"Zło" się przyczepiło i nie chce pozwolić na odkrycie swego prawdziwego oblicza?
Może pomoże wysuszona do obiadu butelka wina?
No cóż..., zobaczymy co naskrobię jeszcze przez najbliższe wolne pół godziny :)
.............................................................................................................
Coś z tym maskowaniem się zła być musi, to nie jest mój wymysł. Od zawsze, instynktownie nie miałam zaufania do ludzi nadmiernie miłych, komplementujących, takich co to usłużnie poklepią po plecach i przyznają w każdej sytuacji rację.
Niby to są z tobą i zapewniają o swojej przyjaźni, ale nie daj Boże, niech tylko obsunie ci się noga, to nie znajdziesz ich obok ani przy świecy, ani przy pomocy najczulszego radaru. Na ogół zresztą, to oni właśnie o kondycję tej nogi skutecznie zadbali.
To fałszywi przyjaciele, a dokładniej ludzie, których bronią i osobistym zadowoleniem jest zło. Nie na darmo mówi się, że są tacy co to się cieszą z czyjegoś nieszczęścia.
Mówi się też, że kto pod kim dołki kopie, sam w nie prędzej czy później wpadnie..., tylko że jak na mój ogląd sytuacji w tych dołach jakoś ich nie widać, jest natomiast tam mnóstwo ofiar ich manipulacji.
Bo co by nie mówić, zło ma się dobrze... i jest silne...
Paradoksalnie, prawdziwie zły człowiek to nie ten kibol z bejsbolem, czy chuligan spod bramy, to tylko ludzie o prymitywnych instynktach, czyniący oczywiście wiele złego, ale nie są oni dla mnie uosobieniem niegodziwości.
Najbardziej boję się właśnie tych uładzonych, inteligentnych..., działających metodycznie i długofalowo...
Gdy ktoś Cię walnie w ciemnym zaułku, to może i będzie to Twój ostateczny koniec, albo i głowa Cię zaboli, ale to tylko chwila, choć niewątpliwie trudna..., ale gdy weźmie się za Ciebie prawdziwie zły człowiek, to szykuj się się na najgorsze i najdłuższe, i nie oczekuj pomocy, bo nikt tego nie zauważy, a jeśli nawet, to nie ty będziesz postrzegany jako ofiara.
Myślę sobie, że dobro jeśli dobrze poszukać, znajdziemy wszędzie, u zwierząt, a nawet wśród roślin, natomiast zło jest tylko w ludziach.
Nie ma istoty na Ziemi, która by tak jak człowiek, czerpała radość z czyjegoś cierpienia, która w pastwieniu się nad innymi nie zna granic... i która, co najbardziej zadziwiające, jest w tym w wielu przypadkach bezkarna, a nawet znajduje aprobatę w oczach innych.
Trumf zła...
Bo zło jest silne, i niestety kuszące...
Przypomniałam sobie własnie zasłyszane kiedyś zdanko, które mi się bardzo spodobało; wszystko co wydaje się nam pożądane i  dla nas korzystne; jest albo niemoralne, albo tuczące.
..................................................................................................................
No i znowu muszę kończyć, ale postanowiłam na tym poprzestać, bo już mi się nie chce dalej myśleć, zwłaszcza jak uprzytomniłam sobie to co tuczy...
Tak, tak, mimo kryzysu oddawałam się ostatnio z zapamiętaniem moim słodkim nałogom i po smukłej talii pozostało już tylko wspomnienie. Od poniedziałku (symbol startu hi, hi) postanowiłam wkroczyć na drogę "dobra", dobra mojego oczywiście i omijać z daleka piekarnik i pobliskie cukiernie; nie kupię nawet mąki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz