wtorek, 5 stycznia 2016

WYGLĄDAĆ NA BIEDNEGO

Jedzenie na porcelanie i koronkowych serwetkach, daje złudzenie, że świat jest cywilizowany, a za oknem jest zawsze tęcza.



Oto ja - w każdym szczególe; łącznie z warkoczykiem :)
A rączki, zgodnie z radą, za pleckami...


Biedny, czytaj - będący w potrzebie, chory, czytaj leczący się..., muszą nie tylko mieć deficyt finansowy, czy przypisany numer statystyczny choroby, ale przede wszystkim - "muszą wyglądać"!
Nie masz odpowiedniego wyglądu, nie masz co liczyć na pomoc!
Do tego, oczywiście należy dołożyć niezbędne dodatki; w przypadku biedy - w postaci zrujnowanego mieszkania, którego jedynym wyposażeniem są butelki po rozgrzewających od wewnątrz płynach, a w przypadku chorości - konieczny jest pobyt w szpitalu, albo wózek inwalidzki.
Tak czy inaczej, bez uznanych społecznie atrybutów się nie obejdzie...
Zamyśliłam się nad tym tematem, nie tylko, że mnie on osobiście dotyczy, bo prawdopodobnie sama bym na taką konstatację nie wpadła, ale usłyszałam w minionych dniach kilka "ciekawych" zdań, które mnie do tego skłoniły...
Święta, święta..., zbiórki na potrzebujących, wydawanie paczek..., co by nie powiedzieć, coroczny powiew szczodrości wobec tych, co to mają mniej...
To piękny odruch serca i to się chwali; przecież w obliczu tego świątecznego obżarstwa, a co za tym idzie, wyrzucanego jak co roku po świętach jedzenia, to przecież nawet nie tak wiele, gdy tylu z nas, nie ma w tym samym czasie co do garnka włożyć.
Tak się niestety może zdarzyć każdemu..., nie tylko tak zwanym patologiom...
Mnie zdarzyło...
Zdarzyło się, ale jakoś przeżyłam, i co najważniejsze żyję nadal...
Ale ja nie o tym...
- Teraz będzie chodził ksiądz po kolędzie, to mu powiedz jaką masz sytuację, może dostaniesz jakieś wsparcie z kościoła - poradziła mi pewna życzliwa osoba, ale zaraz zmieniła zdanie i dodała - Chociaż lepiej nie, bo kto ci uwierzy, jeśli nawet twoja rodzina tego nie zauważa... 
No tak...
Nikt tego nie tylko nie słyszy, bo nigdzie nie chodzę i się nie skarżę, ale co najistotniejsze, nikt tego nie widzi.
- Sama jesteś sobie winna - kontynuowała Życzliwa - zawsze jesteś zadbana, dobrze ubrana i masz pomalowane paznokcie... No i w domu, to też nie wygląda za ubogo...
W tym miejscu omal nie parsknęłam śmiechem, ale postanowiłam to zapamiętać i w przyszłości, jeśli już będę miała lakier na paznokciach, to przynajmniej nie ściągnę rękawiczek, albo schowam ręce za plecy.
Chociaż może rękawiczki, to luksus?
Zaniepokoił mnie też trochę telewizor i dywan na podłodze, o komputer to się nie martwię, bo stary i zdobyczny, ale co z lodówką i odkurzaczem?
Serce co prawda mam chore i trudno mi się oddycha, ale jakoś jeszcze sama chodzę, więc...?
Podobnie jest z jedzeniem; może nie zawsze jem homary na obiad (mówiąc szczerze, to nigdy) i popijam dobrym winem, ale nawet jeśli jest to tylko kawa zbożowa z mlekiem, to w moim ulubionym porcelanowym kubeczku i na koronkowej serwecie. 
Więc wygląda na to, że nie wyglądam na taką co to jej warto pomóc..., i tyle.
I pewnie tak będzie aż do śmierci...
Co do śmierci; to może komuś wydać się śmieszne, albo nienormalne, ale czasami jak leżę w nocy i nie jestem pewna czy będzie następny dzień, myślę sobie, że dobrze by było zrobić coś przed położeniem się do łóżka z twarzą... i przygotować jakąś fajną kieckę w razie co...
A tak, bo ja nawet po śmierci, w trumnie, nie chciałabym wyglądać biednie, lecz ładnie i "bogato", coby robali nie straszyć, a zachwycić!
Wieczna pozorantka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz