wtorek, 18 czerwca 2013

ISTOTA ŻYCIA

Są dni, w których bywam przytłoczona "ciężkimi" myślami, szczególnie kiedy na dworze jest tak, jak dzisiejszego poranka. 
Mam wrażenie, że nie tylko moje myśli są ciężkie, ale całe powietrze.
 
Chmury zasnuły niebo szarą pierzyną i wiszą nisko nad głowami przechodniów, gotowe obmyć ich z potu, kroplami rzęsistego deszczu.
Rozgrzana upałem ziemia paruje wilgocią i mam wrażenie, że czas zaczyna wolniej płynąć, ludzie wolniej chodzić, że wszystko czeka w napięciu na coś, co ma się wydarzyć...

poniedziałek, 17 czerwca 2013

IW W DOMU - DZIEŃ PIĄTY I SZÓSTY

Nie znoszę litości w żadnej postaci, sama też nad sobą się nie lituję, pewnie to uraz sprzed kilku lat, kiedy ktoś, w kogo wierzyłam jak w Zawiszę, w tragicznej dla mnie sytuacji, powiedział mi z ironicznym uśmiechem na ustach - Wiesz... Współczuję Ci - i odwróciwszy się, zostawił zapłakaną...


Wtedy coś we mnie pękło na zawsze...

niedziela, 16 czerwca 2013

IW W SZPITALU - DZIEŃ CZWARTY

Budzą mnie rytualne, szpitalne czynności; to salowe miotają się z mopami. 
Ciekawa sprawa z tym sprzątaniem, przez cały czas mojego tutaj pobytu, nie zauważyłam, aby kiedykolwiek zamiatano sale, rano się je tylko przemazuje na mokro i to wystarcza.


Salowe mażą więc salę, a ja sobie leżę (bynajmniej nie na wybranym dowolnie boku) i myślę.
Myślę, bo mam o czym..., niestety.


 
Niestety, albo i stety, bo jeśli myślę, to widać, że żyję, więc powinnam się cieszyć, a nie narzekać.

sobota, 15 czerwca 2013

IW W SZPITALU - DZIEŃ TRZECI

Leżę spokojnie na wznak i nie otwieram oczu, po uderzeniach szczotki w nogi łózka domyślam się, że jest koło godziny szóstej.
Zaczyna się szpitalny dzień...
Noc przespałam spokojnie, to już coś, ale co dalej?

Moje wewnętrzne JA chce wstać, a ciało stawia opór, mimo to walczę z nim i ze zdrowym rozsądkiem i... pozornie zwyciężam.


Pokrzepiona na duchu (choć nie na ciele), zgięta wpół, człapię do łazienki, ciągnąc za sobą rozwiązany pasek od szlafroka, łapiąc się ścian i wszystkiego co się da po drodze.

piątek, 14 czerwca 2013

IW W SZPITALU - DZIEŃ DRUGI

Nikt nie obiecywał, że będzie przyjemnie, więc bohatersko wyskakuję z łóżka o 6 rano i uzbrojona w specjalny płyn, ustawiam się posłusznie w kolejce do prysznica.
W trakcie kolejkowania, usiłuję odczytać bez okularów (gapa ze mnie nie wzięłam ich do kąpania) instrukcję samoobsługi dezynfekcyjno - przedoperacyjnej.
Posiąwszy odpowiednią wiedzę, włażę do brodzika i zaczynam walkę z tym, co na mnie dotychczas żyło, a co jest groźne. 
Przyznaję, że nie idzie mi to sprawnie, bo nie opanowałam perfekcyjnie sztuki spieniania płynu, wcierania i jednoczesnego jego zmywania, aby nie dopuścić do przysychania. 
Realnie oceniając mój wysiłek muszę stwierdzić, że chyba coś jeszcze na mnie żyje.

czwartek, 13 czerwca 2013

IW W SZPITALU - DZIEŃ PIERWSZY

Idę do szpitala, nie ma rady - godzina zero niestety wybiła. 


Siedzę nieco zadziwiona i wpatruję się w stos rzeczy, które "koniecznie" muszę wziąć ze sobą.
Jest tego tyle, że wygląda to raczej jakbym wybierała się na małą wyprawę, a nie na grzeczne leżenie w łóżku. 



Dobrze, że nie muszę brać ze sobą grzałki i garnków, ale pozostały kuchenno - jedzeniowy osprzęt pacjent musi mieć własny. 
Do tego dochodzi oprawa rozrywkowa - książki, czasopisma, notes i pióro. No i to co najważniejsze, coś gwoli czystości i urody.

MÓZG W STANIE ZERO

Odkąd wróciłam ze szpitala mam wrażenie, że poddałam się dobrowolnie jednej operacji, a było ich nieco więcej. Czuję się tak, jakby podczas narkozy podstępnie zresetowano mi mózg.
Co prawda jeszcze myślę, ale co to za myślenie!?
W zasadzie nie jestem niczym zainteresowana, co u mnie jest sprawą zadziwiającą i nawet do tego wieczornego pisania musiałam się przymusić, bo zaczynam się obawiać, czy jeszcze potrafię formułować jakiekolwiek logiczne zdania.
W tej sytuacji, nie miałabym pewnie o czym pisać, gdyby nie notatki, jakie poczyniłam leżąc na "łożu boleści" - mój własny szpitalny mini serial.
Może znowu wkręcę się w pisanie?
Kto to wie?