poniedziałek, 17 czerwca 2013

IW W DOMU - DZIEŃ PIĄTY I SZÓSTY

Nie znoszę litości w żadnej postaci, sama też nad sobą się nie lituję, pewnie to uraz sprzed kilku lat, kiedy ktoś, w kogo wierzyłam jak w Zawiszę, w tragicznej dla mnie sytuacji, powiedział mi z ironicznym uśmiechem na ustach - Wiesz... Współczuję Ci - i odwróciwszy się, zostawił zapłakaną...


Wtedy coś we mnie pękło na zawsze...
To taka mała dygresja, ale oczywiście doceniam chęć pomocy.
Staram się tylko nie narzekać i radzić sobie ze wszystkim sama; po prostu mówię, że jest mi lepiej, a jeśli nawet tak nie jest i upadam na duchu i ciele, zaciskam zęby i mówię sobie - Wstań, nie poddawaj się...
Walcz!
Walcz..., choćby i z wiatrakami...
Nie potrafię prosić o nic, nawet kiedy tego bardzo potrzebuję, a jak wiadomo już z Biblii; tylko wtedy będzie nam dane...
Czasami jednak robię wyjątek i modlę się o coś. Wiem, że jeśli zrobię to z odpowiednim zaangażowaniem, to zadziała, bo raz mi się udało...
Poza tym, nie proszę i udaję, że jest wszystko dobrze, ale tak naprawdę to oszukuję na potęgę, nawet sama siebie.
Ot, wieczna głupota (to chyba z Orzeszkowej).
Fakt jest taki, że kiepsko ze mną, ciężko mi cokolwiek robić, nawet chodzenie po mieszkaniu mnie męczy, pewnie to dodatkowy wpływ diety.
Ale dzisiaj będę miała prawdziwą wyżerkę, pełen wypas; na śniadanie kawa zbożowa z odrobiną chudego mleka, a do tego kleik ryżowy, za to na obiad, przetarta zupa warzywna, a na kolację lekki kisiel.
Staram się być dzielna i samodzielna; zmieniłam sobie opatrunki i nawet zrobiłam pranie (oczywiście w pralce), ale już samo wywieszenie prania na balkonie, było wyczynem nieomal heroicznym.
Teraz leżę i zbieram siły...
..........................................................................
1 czerwca, czuję się tak, jakbym to ja miała dzisiaj święto, dorosłe dzieci wszak też mogą świętować.


Więc świętuję; słońce za oknem, na balkonie kwitną czerwone pelargonie i begonie, a po drewnianej kratce wspinają się zielone gałązki winobluszczu.
Siedzę podparta poduszkami w fotelu, popijam miętową herbatę, czytam "Jeźdźca miedzianego" i co chwilę spoglądam z uśmiechem, na bukiet cudownych róż w wazonie.
I co tu dużo mówić...
Chce mi się żyć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz