niedziela, 16 czerwca 2013

IW W SZPITALU - DZIEŃ CZWARTY

Budzą mnie rytualne, szpitalne czynności; to salowe miotają się z mopami. 
Ciekawa sprawa z tym sprzątaniem, przez cały czas mojego tutaj pobytu, nie zauważyłam, aby kiedykolwiek zamiatano sale, rano się je tylko przemazuje na mokro i to wystarcza.


Salowe mażą więc salę, a ja sobie leżę (bynajmniej nie na wybranym dowolnie boku) i myślę.
Myślę, bo mam o czym..., niestety.


 
Niestety, albo i stety, bo jeśli myślę, to widać, że żyję, więc powinnam się cieszyć, a nie narzekać.
Trochę mnie poboluje, jestem słaba, ale to normalne; jak to stwierdził wczoraj lekarz, który "chyba powinien" się na tym znać, więc się tym nie martwię, przynajmniej nie przez najbliższe trzy tygodnie.
Z takim postanowieniem wyczołguję się spod koca i idę do łazienki, coby choć na chwilę skupić na sobie uwagę podczas obchodu.
Po zrobieniu wszystkiego co możliwe, wracam do łóżka, żeby co?
A jakże, żeby czekać!
Na korytarzu w końcu zaszumiało, zafurkotało i rozpoczął się poranny, obchodowy bieg po salach, tym razem dla odmiany, w świątecznym nastroju (toć to Święto Bożego Ciała).
- Dobre nowiny - radośnie obwieszcza mi lider biegu - Dzisiaj wyciągamy dren i wysyłamy panią na procesję. 
- Rozumiem, że pieszo i do wszystkich czterech ołtarzy - podchwytuję konwencję.
- Na początek do domu, na transmisję w telewizji.
- No to mi ulżyło - śmieję się - Bo już myślałam, że w ramach rekonwalescencji mam sypiać kwiatki. Co prawda strój jakby już mam, ale martwiłam się co z wiankiem na głowę.
- Tacy okrutni to nie jesteśmy - stwierdza ordynator, wyraźnie w dobrym humorze.
- Ale teraz, oszczędzać się proszę i jeszcze raz oszczędzać - kontynuuje poważniejąc - No i dieta, nie dźwigać, nie biegać i nie... - chichocze.
- Wszystkiego nie obiecuję na pewno, ale będę się starać - odpowiadam z poważną miną i dwoma palcami w górze.
Przed rozpoczęciem transmisji procesji Bożego Ciała w telewizji, jestem już w domu, w moim własnym, bocianim gnieździe, na które wdrapałam się napędzana wyłącznie czystą adrenaliną.
W nagrodę za ten wyczyn zjadam kleik ryżowy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz