piątek, 5 lutego 2016

O JEDEN ROZMIAR ZA DALEKO?

W okowach zewnętrznego przymusu;
 Sen o ciasnym ubraniu zapowiada, że znajdziesz się w towarzystwie, w którym nie będziesz się czuć komfortowo. Jednak ze względu na pewne zobowiązania lub okoliczności, będziesz musiała spędzać z tymi osobami sporo czasu.

Tak się przejęłam tym odchudzaniem, że aż się zmęczyłam samym tylko o tym myśleniem.
I zamiast się postarać i zaprowadzić odrobinę porządku w moim bocianim gnieździe, a zwłaszcza w jego garderobianych czeluściach, gwoli uspokojenia połączeń mózgowych, zaległam wyczerpana plackiem na kanapie, co od razu, uświadomiło mi boleśnie, że nie jestem już taka hop siup jak kiedyś, i że wszystko analizuję, wynajdując przede wszystkim argumenty przeciw, z pominięciem tych za.
Cały kłopot w tym, że tych "za", dalibóg by ze świecą szukać, co skądinąd mogłoby być nawet niebezpieczne, jeśli się weźmie rozmiary mojej garderoby i panujący w niej ścisk łatwopalnych materiałów.
Bo ja mam dzisiaj deprechę przez telewizyjne pogodynki!
Od rana obwieściły, że za chwilę to będzie jak na luty, ciepłota na całego i w zasadzie to pora chować futra i pelisy, a wyciągać cosik lżejszego.
Co prawda telewizja kłamie, ale przezorny zawsze ubezpieczony, więc od razu zabrałam się za błyskawiczny przegląd ciuchów.
Ostatni, zimny czas przechodziłam głównie w leginsach i wielkich swetrzyskach, dlatego nie dziwota, że zatęskniłam za czymś bardziej kobiecym, i że tak nieśmiało napomknę; bardziej zmysłowym.
Na początek, aby sobie poprawić humor, wydobyłam parę wąskich, mini spódnic, które niezwłocznie zaczęłam przymierzać przed lustrem. W trakcie zasuwania zamków, mina mi nieco zrzedła i doszłam do wniosku, że są one podejrzanie małego rozmiaru; parę razy, musiałam niestety wciągnąć mocno brzusio, aby się w nie wmieścić.
To niemożliwe, że ja miałam jeszcze jesienią taki rozmiar; wstąpiły się od tego wiszenia na drążku, czy co?
W tej sytuacji, na moje ulubione, piaskowe rurki, tylko zerknęłam...
- Nie ma wyjścia - Jęknęłam - Muszę albo stracić kilka kilogramów, albo zakupić nowe ciuchy. Jedno i drugie jest interesujące i kuszące, ale jest niestety mały problem z realizacją.
Najbardziej, to bym była chętna na te nowe zakupy; przynajmniej szybko i radośnie, ale..., wiadomo..., kasa.
Nie ma co, trzeba mi wybrać plan tańszy, acz długofalowy, testujący moją wytrzymałość i silną wolę.
Zniechęcona tymi wnioskami, zaopatrzyłam się w kartkę i długopis, tudzież resztki po wczorajszych pączkach i zaczęłam opracowywać strategię, począwszy od modyfikacji (żeby było po mojemu) - aktualnej piramidy żywieniowej. W ten sposób, przestała ona być może obowiązująca, ale bardziej strawna dla mnie. W końcu nie wszyscy są przecież tacy sami!
Jak widać nie ustaję w wysiłkach w drodze do celu.
Zorganizowałam się; najpierw plan, a potem przyjdzie czas na jego wykonanie - od "poniedziałku" ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz