środa, 17 lutego 2016

ŻYCIE JEST OKRUTNĄ ZAGADKĄ

Życie nie jest romansem, przedstawieniem w teatrze, czy działalnością - lecz trudną sytuacją.
Życie jest okrutną zagadką... 


Za oknem Grenlandia, albo inne śnieżne miejsce, a ja wreszcie czuję ulgę...
Przez tę zwariowaną pogodę i ciśnienie atmosferyczne, skaczące niczym biegacz przez płotki, złapała mnie w swoje łapy paskudna migrena. 


Kiedyś była moją częstą towarzyszką, ale od pewnego czasu, miałam wrażenie, że mnie opuściła na rzecz jakiejś innej ofiary, a tu masz, wyskoczyła zza rogu i złapała za "łeb".
Byłam przez nią trochę jak błędna, w głowie miałam chaos; wszystko się tak zapętliło, że już sama nie wiedziałam jak się czuję i kim jestem.
Byłam trochę jak Alicja; w środku króliczej nory, zamiast szukać pomocy, choćby pójść do apteki po prochy, leżałam po prostu pod kocem, mając nadzieję, że usnę bezbolesnym snem...
Być może, gdybym zadzwoniła, ktoś by mi pomógł, ale dla mnie nie jest to łatwe..., bowiem mam głęboko zakorzenione poczucie niepewności i brak wiary w innych ludzi, dlatego trudno mi jest się przyznać, że potrzebuję pomocy...
Ten brak zaufania, siedzi we mnie od dawna i jest mieszaniną chaotycznych reakcji obronnych, na moje przeszłe przeżycia.
Minęło wiele lat, a ja nadal spoglądam wstecz i zastanawiam się jak do tego doszło?
Kiedyś, ktoś postawił mi "ultimatum - Musisz się zmienić, albo...
Wtedy nie uległam szantażowi, uważając, że nie jest to możliwe, a i teraz tak twierdzę; człowiek nie może zmienić się z dnia na dzień.
Po co zresztą miałabym udawać kogoś, kim nie jestem?
Tak w ogóle, to kto powinien się zmieniać?
Chyba ktoś, kto jest złym człowiekiem, a ja za takowego się nie uważam; nie jestem aniołem, ale zła też nie jestem...
Migrena była wszechogarniająca i miałam wrażenie, jakby swoimi łapami wyciskała mój mózg, jak ja co rano, cytrynę..., kiedy minęła, pozostała mi po niej jedna myśl; mój problem - to zagadka.
To ona trzyma mnie w ciągłym niepokoju, który nie pozwala mi odpocząć od zamyśleń; bo ja postrzegam moje życie, a przynajmniej jego najważniejszy, przełomowy fragment - jako zagadkę.
Dlatego, ciągle przerabiam jego wszelkie możliwe warianty i usiłuję wyliczyć wszystkie jego niewiadome - analizując, osądzając, broniąc i oskarżając...
Czasem zastanawiam się, czy mi się to kiedykolwiek uda? Czy jest to w ogóle możliwe?
Bo czy życie jest tak proste, jak cztery - jest wynikiem działania - dwa razy dwa?
Pewnie nie, a szkoda, bo wszystko by było o wiele prostsze...
Prostsze i łatwiejsze, bo przecież mamy tylko jedno życie i jakże pięknie by było móc się nim w pełni cieszyć.
Tymczasem, by tak mogło być, trzeba by odpuścić pewne sprawy, bo takie analizowanie w tym nie pomaga, ale to nie jest łatwe, przynajmniej dla mnie...
Myślę, że rozsądne podejście do przeszłości, pozwala zachować sensowną perspektywę i uniknąć rozczarowań w przyszłości, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że w moim przypadku wymknęło się to spod kontroli - rozwiązanie dręczącej mnie zagadki, stało się celem samym w sobie.
Dzisiaj, kiedy to do mnie tak boleśnie dotarło, zadałam sobie pytanie - jaki z tego wynika dla mnie pożytek, co przez to zyskuję, albo zyskam?
I znowu czarno widzę, choć wiem, że pesymizm prowadzi donikąd...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz