piątek, 24 czerwca 2016

PYTANIA BEZ ODPOWIEDZI

Człowiek doświadcza siebie samego, swoich myśli i uczuć, jako czegoś odrębnego od reszty – jest to rodzaj złudzenia optycznego świadomości.
To złudzenie jest dla nas rodzajem więzienia.
Naszym zadaniem jest wyzwolić się z tego więzienia poszerzając obszar naszego zrozumienia i współczucia, aż ogarnie on wszystkie żyjące istoty i całą naturę w jej pięknie.
Nikt nie jest w stanie tego w pełni osiągnąć, ale wysiłek w tym kierunku jest sam w sobie częścią wyzwolenia i podstawą wewnętrznego bezpieczeństwa.


Lubię pisać, a w zasadzie podsumowywać pisaniem to, co mi się tłucze aktualnie po głowie. Pisanie jednak stanowi dla mnie zaledwie ułamek całego procesu, reszta to tasiemiec złożony z rożnych, czasami całkiem sprzecznych względem siebie myśli i rozważań.
W ten sposób, staram się uporządkować emocje jakie mnie czasami dopadają pod wpływem wydarzeń jakie mnie dotykają lub interesują.



Bywa, że napisanie czegoś jest dla mnie niczym umycie rąk, czuję się po tym lepiej, ale też bywa i tak, że jestem zbulwersowana tym co powstało..., i wtedy wszystko analizuję od nowa.
Na ogół jednak, staram się ochronić sama siebie przed kłopotliwymi myślami, a także niewygodnymi sytuacjami.
Taka samoobrona..., niestety nie zawsze skuteczna...
Naciśnięcie w głowie guziczka z napisem delete, jest może i wygodne, ale niczego nie rozwiązuje i nie wyjaśnia, jest też kosztowne..., bo wypieranie ze świadomości niewygodnych spraw, ma niestety zawsze swoją cenę..., a wysokość tej ceny, zależy od wagi tego, co chcę zignorować...
Jeśli to dotyczy na przykład życia zawodowego, ceną może być utrata pracy, lub ból głowy, ale jeśli zignoruje się pojawiające się kłopoty w życiu osobistym, płaci się wówczas cenę najwyższą, jaką jest utrata rodziny, bliskich osób...
Niby jestem osobą w miarę rozumną, ale dokonuję często, a może prawie zawsze, wyborów, których konsekwencje mają niestety przykre (i to nie tylko dla mnie) skutki..., szczególnie dzieje się tak wówczas, gdy działam pod wpływem presji, strachu, czy nawet (co najczęściej) zwykłego zaniechania...
Zaniechanie bowiem to mój podstawowy grzech...
Odpuszczam prawie wszystko...
Lubię się jednak usprawiedliwiać, mówiąc sobie, że każdy człowiek jest przecież inny; jedni są zorganizowani, uporządkowywani, a inni, tak jak ja, po prostu i zwyczajnie zagubieni...
Myślę sobie, że inną moją wadą, jest to, że stawiam za dużo pytań.
Ludziom, którzy biorą świat taki, jakim jest, bez zbędnych dywagacji, żyje się moim zdaniem lepiej, są zadowoleni ze swojego przewidywalnego życia, w którym wszystko jest z grubsza znane i powtarzalne. Na ogół, znają też wszystkie potrzebne im do egzystencji odpowiedzi, a nawet odpowiedzi na temat zakończenia tej egzystencji.
Nie mają potrzeby poznawania świata spoza ich najbliższego otoczenia, ani nie stawiają sobie przyprawiających o ból głowy pytań typu - Jakim człowiekiem jestem? Jaki jest sens mojego życia? - I wielu innych dręczących po nocach pytań z serii - Dlaczego?
Zamiast tego mętliku, który ja sobie funduję, mają pewność we wszystkim; w tym co dotyczy ich samych i ich świata. Mają pewność co do tego; co jest  dla nich dobre, a co złe...
To normalni ludzie, którzy pracują, chodzą co niedzielę do kościoła, mają rodziny i czasami się upijają u cioci na imieninach...
W porównaniu z nimi, jestem zagubiona niczym Alicja po drugiej stronie lustra. Wiecznie nad czymś się zastanawiam, szukam nie wiadomo czego. Zamęczam się rożnymi teoriami, no i chcę ciągle oglądać ten świat na nowo...
Czasami mam wrażenie, że kwestionuję nawet swoje istnienie; bo na pytania jego dotyczące, nie znalazłam jak dotychczas satysfakcjonującej odpowiedzi.
To, że aż do dnia mojej śmierci mogę nie otrzymać odpowiedzi na wszystkie pytania, które zadaję, napawa mnie przerażeniem...., bo ja chciałabym wiedzieć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz