wtorek, 2 czerwca 2015

NOŻEM W MĘSKI RÓD

M mi tyle nawkładała do głowy z tym swoim "coś", że zaczęłam się nad tym z braku konkretnego zajęcia zamyślać.
Zamyśliłam się i zrobiłam, czyli zgłupiałam po raz kolejny!
Zaczęłam "szukać" faceta!
Nie wiem czy mam teraz śmiać się, czy płakać!
Chciałam żeby było pięknie, chciałam zrobić dobre wrażenie i to takie, aby być postrzegana wedle charakteru, a nie według na przykład rozmiaru ud, czy wielkości miseczki biustonosza.
Coś jednak musiało być z tym wrażeniem nie tak...
Ale nic to..., spokojnie, postanowiłam się mimo wszystko skupić na pozytywach, chociaż na razie, było niestety tak, jak przewidywałam.
Mój adorator, okazał się nad wyraz przenikliwy, bo już po pół godzinie wymiany spojrzeń ponad czerwonym obrusem zaścielającym restauracyjny stolik i po kilku wypowiedzianych przeze mnie zdaniach, doszedł do wniosku, że jestem elastyczna jak radziecka gimnastyczka, i że mam wyobraźnię gwiazdy porno, a co za tym idzie, muszę być seksbombą w łóżku.
Nie wiem skąd mu się to wzięło, może to sprawił kolor obrusa, a może sałatka szopska?
Bóg raczy wiedzieć ! (choć może Najwyższego nie wypada w tym wypadku wzywać).
Kiedy go wyprowadziłam z błędu, rozczarowany, że jego inwestycja w obiad z deserem poszła na marne, i że nie sprawdzi swoich "wniosków" w praktyce, oświadczył, że ze mną jest coś nie tak.
Hm..., może i tak, może ze mną jest coś nie tak!
- Może nawet, to coś poważnego! - zamartwiałam się zażywając po tym wszystkim espumisan na wzdęcia.
- Może powinnam coś z tym zrobić, iść na terapię, czy "coś"! - (udzieliło mi się od M).
- Ale dobrze jest - pomyślałam - Przynajmniej mam diagnozę, a to pierwszy krok ku ozdrowieniu.
Zrobiłam więc ten krok, przyznałam, że jest problem. Ale czy do końca mój, tego to już nie wiem.
Z jednego w końcu zdałam sobie sprawę; z tego, że moi ostatnio poznawani "meni" są przede wszystkim zainteresowani sprawdzaniem, czy ich uciekająca w siną dal męskość jeszcze zadziała, a nie związkami.
Cóż, andropauza ma u nich boleśniejszy przebieg niż  u kobiet menopauza...
Współczuję, ale...,
Mówiąc prawdę, mało mnie to obchodzi!
Jednakże, zadziwia mnie ichnia zgodność w tym względzie poglądów. Wiec może to jest jednak "ta" normalność?
Niech więc będzie, to ja jestem dziwna i powinnam się zmienić!
To ja jestem dziwna, że chcę najpierw pogadać, że chcę pójść razem na spacer, może do kina, czy teatru, po prostu poznawać się nawzajem, a nie od razu wskakiwać do łóżka.
Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że nie potrafię sobie jakoś poradzić właśnie z ta zmianą!
Wkurzyłam się przez to na siebie nie żarty, a że jak jestem wkurzona to sprzątam lub gotuję, więc zaczęłam szaleć w kuchni.  
Wyciągnęłam największą deskę do krojenia i największy nóż i z żądzą mordu w oczach rzuciłam się na kawał wieprzowego mięcha, które pocięłam w mig na paseczki.
Kolejnymi moimi ofiarami były cebula, marchewki i ziemniaki, które bez najmniejszej litości zostały równie błyskawicznie poćwiartowane.

Najmniej delikatnie postąpiłam z czosnkiem, którego kolejne ząbki z lubością rozgniotłam na miazgę.
Na rozgrzany olej wrzuciłam warzywa, oprószone mąką mięso, przyprawy i miód.
Na koniec wlałam do gara puszkę pomidorów rosół i wino. Nałożyłam pokrywkę i nadal wściekła, usiadłam  przy stole popijając resztę wina (coby się nie zmarnowało) i próbując zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. W związkach oczywiście, nie w kuchni.
Mówiąc szczerze, nie udało mi się tego zrozumieć, widocznie zbyt ograniczona jestem, ale udało mi się  przy tej okazji obalić jeden z mitów.
Mówi się, że najpyszniejsze są potrawy gotowane z miłością, gotowane z myślą o kimś kogo się kocha, nic bardziej mylnego; mój mięsno-warzywny misz-masz, przygotowywany "w nienawiści do rodzaju męskiego" był o wiele lepszy niż zazwyczaj, Był po prostu pyszny!
Jakiś pozytyw jednak jest!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz