sobota, 2 listopada 2013

DLA DUSZY

Dzisiaj Dzień Zaduszny i tak mi się z nim skojarzyło pewne zdanie, które pewnie gdzieś, kiedyś usłyszałam, bo to nie jest jedna z moich wydumanych mądrości. Nie powtórzę dokładnie, ale sens jego jest taki;



Więcej dla zmarłych możemy zrobić stawiając w ich intencji znicz, niż budując im marmurowe pomniki.




Co prawda pojechałam wcześnie uporządkować groby moich bliskich i zapalić znicze, ale  było mi w tym roku przykro, że nie będę mogła się pomodlić nad ich grobami 1 listopada.
Mieszkam teraz daleko od Poznania i nie dysponuję samochodem, a wyprawa pociągiem, a potem autobusem, to wieczność, no i nie ukrywam, że dodatkowe koszty, a to, co by tu nie mówić, kolejny wyłom w moim mocno nadszarpniętym budżecie.
Widocznie jednak "chciano" mnie tam znowu zobaczyć i "góra" umożliwiła mi niespodziewanie ten wyjazd.
Okazało się, że mój były mąż (lub aktualny nadal - jeśli popatrzeć na to z innej strony) wybiera się do Poznania na cmentarze i o dziwo nie ma nic przeciwko temu, abym się z nim zabrała.
Mimo wszystko, staram się na niego patrzeć obiektywnie, dlatego doceniam to, że pomimo, że nie jesteśmy od wielu lat razem, odwiedza groby, bądź co bądź, moich bliskich, o co go nie podejrzewałam.
To, że i ja mogłam pojechać, ucieszyło mnie, bo bardzo chciałam się pomodlić szczególnie nad grobem mojego ojca.
Przeżywam od pewnego czasu pewien zwrot ku religii, a raczej ku Bogu; pewnie się starzeję, albo co, bo takie ukierunkowanie w moim pojęciu, było zawsze charakterystyczne dla osób starszych. 
Zaczynam wczuwać się w pewne aspekty wiary, choć nie zawsze bezkrytycznie i na 100%.
Nie wiem czy te wszystkie ogłaszane przez Kościół odpusty działają, czy nie, ale jedno wiem na pewno, że dobrze mi się robi na duchu, gdy usiłuję w nie uwierzyć. To pewnego rodzaju nadzieja, choć nie dla mnie w tym wypadku.
Niestety wiem, że tylko ja mogę wypełnić wszystkie wymagane z tej okazji warunki, bo reszta mojej mikroskopijnej rodziny, żyje w tak zwanym "grzechu" (według Kościoła) i nie może przystępować do Sakramentów.
I tu nasuwa mi się smutny wniosek, że kiedy ja spakuję się i odejdę, to nie będę mogła oczekiwać od moich bliskich odpustowej pomocy.
Gdzieś pod skórą, mam nadzieję, że Kościół się w tym temacie myli, odsuwając ich od siebie z tego powodu.
Przecież miłość to najważniejsze z przykazań..., nie kochają według norm kościelnych..., a może jednak kochają według Norm Boskich?
Któż to wie do końca?
Cóż, za jakiś czas, każdy z nas przekona się  osobiście, kto miał rację i jak jest naprawdę.
I znowu popłynęłam myślami obok tematu...
Do zniczy i pomników wrócę później...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz