niedziela, 17 listopada 2013

CIAŁO MISS I PILOT TV

Jestem jedyną właścicielką telewizyjnego pilota, mam więc ten luz, że nie muszę z nikim się nim dzielić i wykorzystuję ten fakt ponad miarę i potrzeby.

Łapię się często na tym, że po prostu przeskakuję bezmyślnie z kanału na kanał. Czasami zdarza się jednak, że coś przykuje moją uwagę o dziwo na dłużej.
Wczoraj wieczorem, a w zasadzie późno w nocy, zatrzymała moją pilotową gimnastykę zachęcająca reklama, można by nawet powiedzieć; oferta nie do odrzucenia, szczególnie w mojej sytuacji; podupadającej na wszystkich frontach urody.
Jedna z komercyjnych stacji ogłosiła eliminacje dla tych co to nie czują się dobrze w swoim ciele (a może ze swoim ciałem?) i chcieliby co nieco w tymże ciele sobie zmienić.
- O! To coś dla mnie -  rozmarzyłam się na głos i o mało nie podniosłam ręki do góry jak szkole. 
Natychmiast też zaczęłam przemyśliwać co by tu sobie poprawić...
Dawno już doszłam do wniosku, że fasada mi się sypie, co nie wprawia mnie samozachwyt, szczególnie jak rano oglądam się w lustrze.
Wtedy z niechęcią odwracam wzrok i skracam swój ogląd do niezbędnego minimum, czego konsekwencją jest unikanie przez resztę dnia swego odbicia.
- Hm... To by była szansa dla mnie, aby odjąć sobie parę latek i oszołomić jeszcze paru osobników nadspodziewaną urodą - kontynuowałam fantazjowanie.
Od figury modelki dzielą mnie całe lata świetlne, więc może by coś sobie odessać? - pomyślałam głaszcząc moje pełne udko. 
Tak, tak... - żadne tam udo, tylko udko, bo nagle mi się go zrobiło okropnie żal, kiedy wyobraziłam sobie drążące go brutalnie w poszukiwaniu tłuszczu metalowe rury.
- Brrr... - otrząsnęłam się - Nigdy czegoś takiego sobie nie zrobię, to nie na moje nerwy.
- Ale może by coś z biustem... 
Nie żeby go zaraz powiększać, bo Pamela to nie mój ideał, ale może by zmniejszyć?
- Takie małe, zgrabne, sterczące B?  
- To by było kuszące, ale czy dla tej jednej, wydumanej literki mam odcinać zaraz kawałek siebie?
- O nie!
Przezwyciężywszy antypatię do swego oblicza, przysunęłam je bliżej do lusterka powiększającego i bacznie zaczęłam wypatrywać wszystkich skaz i zmarszczek.
- Kurczę..., Są skubane... - mruknęłam, bo nawet moim ostatnio osłabionym okiem wyraźnie zobaczyłam te spustoszenia na gładkości.
Na próbę nowego wyglądu, naciągnęłam moje kurze łapki i zrobiło się od razu jakby gładziej. Tylko, że jakoś tak po chińsku, a perspektywa przerobienia się na białą Azjatkę też mnie nie zachwyciła.
Powykręcałam się jeszcze trochę przed lustrem i wyszłam z łazienki zezłoszczona na siebie samą, trzaskając przy tym drzwiami i o mało nie przycinając nimi ogona memu kotu, który ze ślepiami okrągłymi jak spodki obserwował z niepokojem moje poczynania.
Taka okazja, żeby przerobić się się na miskę przejdzie mi koło nosa, też zresztą mało doskonałego, a ja nim jeszcze kręcę!
Krecę, bo wychodzi na to, że czuję się chyba dobrze w moim felernym ciele i nie dam się za żadne skarby pokroić, aby uzyskać tabloidową urodę.
A żeby się o tym wszystkim przekonać, potrzebny był mi nie psycholog, tylko pilot do telewizora... 

2 komentarze:

  1. Witaj! Jesteś kochana. Miałam "doła" ale gdy przeczytałam Twoje zamyślenie, w dodatku pasujące do mnie, to wrócił mi nastrój - dziękuję :) Po 50-tce trudniejsza jest walka z wyglądem fizycznym, to dbam teraz bardziej o pragnienia duchowe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Pragnienia , pragnieniami..., ale po tych wykręcaniach przed lustrem pozostał mi obraz "felernego" ciała przed oczami, więc dzisiaj powykręcałam się na dywanie w pozach jogi.
    Efekt?
    Jest.
    Mam zakwasy.
    pozdrawiam
    iw

    OdpowiedzUsuń