czwartek, 21 maja 2015

REMIS W CZASIE DECYZJI...

Debata i po debacie...
W zasadzie to jeszcze powinnam dodać - przed debatą, bo dzisiejsza wieczorna debata kandydatów na prezydenta RP w TVN, była poprzedzona dość nachalną reklamą, piastującego jeszcze ten urząd Bronisława Komorowskiego. Zapewne miała to być przygrywka do tego, co ten miał zrobić kandydatem Dudą. Miał być to zapewne ostateczny pogrom...
Prawie we wszystkich wypowiedziach "znawców" polityki, którzy przewinęli się przez ekrany telewizorów po pierwszej debacie obu panów, panowała jedna opinia - Duda przegrywa z Komorowski w bezpośrednim starciu.
Ja również z pewnymi obawami czekałam na dzisiejsze wystąpienie Andrzeja Dudy, który w poprzednim spotkaniu był niestety wyraźnie zestresowany, zbyt ugrzeczniony w stosunku do Bronisława Komorowskiego i pokazał wszystkie swoje słabe medialne punkty. Studio i kamery w oczywisty sposób go deprymowały.
Komorowski natomiast, był lepiej przygotowany i było widać, że ma obycie w takich sytuacjach, choć jak dla mnie sprawiał wrażenie jakby się nałykał jakiś dopalaczy; zachowywał się chwilami niekulturalnie i agresywnie. Sprawiał wrażenie pewnego siebie, wręcz zadufanego w sobie
Być może czerpał tę pewność z festiwalu obietnic jaki zafundował społeczeństwu przez ostatnie kilka dni.
Trochę mi tylko szkoda, że nie udało się nam ich z niego "wycisnąć" podczas pełnienia przez niego przez 5 lat urzędu prezydenta, tylko dopiero teraz...
Ale dobre i to..., bo jeśli uda mu się jeszcze pomieszkać w pałacu jeszcze przez kolejne lata, to zapewne nie będzie już na co liczyć.
Kiedy usłyszałam jacy dziennikarze będą zadawali pytania w debacie, nie za bardzo spodziewałam , się dobrego, obiektywnego dziennikarstwa, najbardziej wyważony z całej trójki prowadzących okazał się, tak jak się zresztą spodziewałam Bogdan Rymanowski. Monika Olejnik, zgodnie z przewidywaniami zadawała pytania z gruntu dotyczące spraw światopoglądowych, z samego zamierzenia i treści uderzające  w Dudę i PiS. 
Natomiast Justyna Pochanke, skupiła się na sprawach zagranicznych; poruszyła między innymi sprawę syryjskich chrześcijańskich uchodźców, których życie jest w obecnej sytuacji w Syrii zagrożone. Była to szansa dla Komorowskiego, której ten nie wykorzystał, albo nie zauważył, gdyż było to pytanie umożliwiające wytknięcie Dudzie jego postawy w tym temacie w Parlamencie Europejskim.
To tyle jeśli chodzi o prowadzących...
Jeśli chodzi o samych zainteresowanych pełnieniem funkcji prezydenta, to już na samym początku, przy podawaniu sobie rąk na powitanie nastąpił pewien zgrzyt; Bronisław Komorowski zamiast wymienić z Andrzejem Dudą tylko te kurtuazyjne, grzecznościowe uściski, nawet w tym momencie nie mógł sobie podarować drobnych złośliwości, co zrobiło na mnie bardzo złe wrażenie.
W trakcie debaty zachowywał się podobnie jak na poprzednim spotkaniu; był pewny siebie, przerywał oponentowi, ciągle wyjmował jakieś kartki, mające być bliżej niesprecyzowanymi dowodami i machał nimi przed oczami. Momentami prezentował agresję na granicy obrazy. Jedno mu jednak muszę przyznać, wypowiadał się płynnie i było widać, że jest dobrze przygotowany.
Co do Dudy, było widać, że odrobił bolesną lekcję; nie był już taki uładzony, ani razu nie użył słów - panie prezydencie (aby nie ustawić się w niższej pozycji jako tylko poseł), był bardziej dynamiczny i przekonujący niż poprzednio. Nie dał się tym razem przytłoczyć, ani zakrzyczeć. Nadal ma jednak kłopot z płynnością wypowiedzi, zwłaszcza jak zaczyna mówić szybko. Za często też, moim zdaniem powtarzał - Powiem jedno, wiem jedno...
Końcowe krótkie wypowiedzi były mniej więcej na tym samym poziomie, choć rozbawiło mnie szczere wyznanie Bronisława Komorowskiego, który stwierdził, że w pierwszej turze wyborów prezydenckich usłyszał sygnały od społeczeństwa.
A ja się tak zastanawiam... - Co się nagle stało!? Może przez ostatnie 5 lat pan prezydent był głuchy? A może go nie było w kraju?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz