wtorek, 12 maja 2015

OT TAK, Z PRZEJEDZENIA

Melduję posłusznie, że wreszcie posprzątałam domostwo, zrobiłam pranie, ugotowałam obiad i nawet go zjadłam.
Czuję się teraz obżarta jak bąk po powrocie z łąki, no i nabrałam ochoty na pisanie, ale bywają takie chwile, w których człowiek ma pustkę w głowie i to właśnie taka chwila… 
Może to przez to, że ledwo zginam się w pasie?
Ale jak jest nieumiarkowanie w jedzeniu i w piciu, to kara musi być.
Klepie w te klawisze i podglądam widok poprzez otwarte drzwi balkonu...
Osiedlowe domy tworzą ciekawy krąg, którego wnętrze wypełniają drzewa i krzewy w przepięknych odcieniach zieleni..., a nad tą barwną paletą stada ptaków.
Na mój gust i mój słaby wzrok to wrony…
Rozdzióbią nas kruki i wrony…
Miejmy nadzieję, że nie rozdzióbią.
Przez to ptactwo właśnie mi się skojarzyło, że człowiek po śmierci staje się pożywieniem dla robali i to nie była przyjemna myśl. 
Z drugiej strony, jeśli chcąc uniknąć tej uczty poprosimy aby nas spalono po śmierci, to jak zmartwychwstaniemy z tego prochu?
Nie jestem pewna czy to może się udać.
W sumie kwestia „bycia” po śmierci jest zadziwiająca i przerażająca jednocześnie.
Czasami ogarnia mnie panika na samą myśl o tym, że mnie nie będzie, szczególnie jeśli zdam sobie sprawę z tego nieuniknionego przyszłego faktu nagle, w nocy… 
Wtedy dostaję takiego stracha, że instynktownie łapię się za łóżko jakby sam ten gest miał mnie uratować przed śmiercią, boję się…
Boję się w zasadzie nie wiadomo dlaczego i czego. 
Jeżeli nie ma po śmierci nic, to przecież jeśli mnie nie będzie, to nie będę nic czuła, o niczym wiedziała, będzie to jak spanie bez snu.
Okazuje się, że jednak chcę być, nieważne gdzie; tu czy tam…
Tam…, ale jak tam jest i co mnie tam czeka?

2 komentarze: