wtorek, 24 listopada 2015

PĘKŁO MI SERCE...

- Tylko spokojnie, niech się Pani nie denerwuje..., musimy to jeszcze dokładnie sprawdzić,  to nie zawał, ale efekt leku i rozpaczy, ma Pani prawdopodobnie złamane serce.
- To żart, czy diagnoza psychologiczna? - usiłowałam dość nieudolnie zażartować, starając się jednocześnie złapać więcej powietrza w płuca.

Leżałam w szpitalnej izbie przyjęć, podłączona kabelkami do pykającego monitora, walcząc z bólem w klatce piersiowej i o każdy kolejny oddech.
W zasadzie to było mi wszystko jedno, czy to zawał, czy inny diabeł. W głębi duszy, bo już nie serca, chciałam tylko, żeby to wszystko się już skończyło...
Nie czułam strachu...
Tak prawdę mówiąc, to chyba nie byłam nawet zdenerwowana.
Przynajmniej tak mi się wydawało...
Dlatego nie rozumiałam dlaczego nie mam się denerwować!
- Pęknięte serce, nazywane złamanym sercem, to choroba zwana Takotsubo - kontynuował doktor - jest to dość rzadka choroba, mylona często z zawałem serca, dlatego wymaga pogłębionej diagnostyki.
- Występuje ona u osób bardzo wrażliwych...
- Jest ona o tyle bardziej groźna dla pacjenta niż zawał, że jej atak wywołują emocje; zarówno te złe, jak i te dobre...
- Tak naprawdę, to Pani sercu jest wszystko jedno - ono po prostu nie lubi za dużo adrenaliny i tyle.
- Całkowity zen?
- Można by tak powiedzieć... Musi się Pani nauczyć żyć tak, jakby wszystko po Pani spływało jak po "kaczce" i oczywiście brać leki.
- Nie sądzę by to było możliwe, bo permanentny stres nie opuszcza mnie od lat...
- Więc musi Pani sobie zadać zasadnicze pytanie - Czy chce Pani żyć..?
.....................................................................................................................................
To był fragment rozmowy sprzed trzynastu dni, a ja jeszcze nie odpowiedziałam na to pytanie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz