piątek, 7 sierpnia 2015

SĄ TAKIE DNI

Czas leczy rany?
Gówno prawda!
Co jakiś czas ta gówniana prawda niestety do mnie dociera, choć ja z uporem maniaka staram się ją od siebie odganiać...
Bywa, że na kilka dni, kilka tygodni, mi się to udaje...
A udaje mi się wiele; między innymi nauczyłam się tego, że ból istnieje i to nie tylko ten fizyczny,  i że tego bólu nie da się ani skutecznie wyleczyć, ani zignorować, ani uśmierzyć wmawianiem sobie, że wszystko będzie dobrze.
Bo to, że wszystko będzie dobrze, wygadują tylko ludzie, którym się w życiu udało.
Ci sami ludzie chętnie też częstują kolejnym banałem, że niby rozmowa o tym co nas dręczy i smuci pomaga.
A już najbardziej wkurzają mnie ci, którzy lubią dawać dobre rady typu - Weź się w garść! Spróbuj żyć normalnie!
Skąd u nich ta niecierpliwość, ta nietolerancja?
Ano stąd, że ludzie nie tolerują żadnych odchyleń od "normalności", to znaczy czegoś co w ogólnie przyjętym postrzeganiu innych wydaje się być normalnością.
Tyle, że takie bycie normalnym, czytaj akceptowalnym przez innych, oznacza, że wszystko jest cacy, a przynajmniej na takie ma wyglądać.
Dlatego musiałam znaleźć swój sposób na egzystowanie wśród ludzi...
Jeśli nie może się skutecznie kontrolować ani smutku, ani swego życia, ani prawie niczego, trzeba nauczyć się kontrolować swoje emocje...
Dlatego stałam się uważna i staranna w ich kontrolowaniu i "prawie" zawsze mi się to udaje.
Przypominam rozbity wazon, który udało się jakoś posklejać, i który wygląda dobrze na półce w kącie pokoju, ale gdy go postawić na stole i chcieć napełnić wodą i kwiatami, od razu widać jaki jest nieszczelny i jak łatwo może się rozpaść na kawałki przy czyimś nieuważnym dotknięciu.
Nauczyłam się też, że aby trzymać się jako tako "w kupie" muszę rygorystycznie trzymać się określonego planu działania. Jeśli jakiś dzień nie ma tego planu, wszystko natychmiast zaczyna się rozłazić i w efekcie nie robię nic...
Ot lista czynności; obudzić się, umyć zęby, zaparzyć kawę, sprawdzić pocztę, zapłacić rachunki, kupić mleko... Potem może jakiś film, a może książka...
Tak mijają kolejne godziny dnia; trzeba też się uczesać, umalować, starannie ubrać. Trzeba po raz kolejny przygotować się profesjonalnie, aby odegrać swoją rolę...
Gdybym tego nie zrobiła, być może ktoś by na mój widok uniósł ze zdziwienia brwi, a może z udawaną litością i bez chęci na uzyskanie szczerej odpowiedzi zapytał - Czy u ciebie wszystko w porządku?
Lepiej wyglądać na zadbaną i zadowoloną, ta taktyka się sprawdza przez większość dni...
Ale są dni takie jak dzisiaj, kiedy żadne udawanie nie tworzy tarczy obronnej...
Są dni takie jak dzisiaj, kiedy czyjeś bezmyślne zdanie rozbija ją na drobne kawałki... i to co boli znowu wyłazi niechciane na wierzch.
Wyłazi to, przez co stałam się w środku pusta, przez co straciłam wszystko, nawet chęć malowania, a w szczególności zdolność odczuwania czegokolwiek.
To jest okropne i to mnie przeraża; to że jest mi wszystko obojętne, to że nie czuję już nic poza wewnętrznym bólem -  to, że nie potrafię już kochać i to, że nie potrafię już nienawidzić...
I to, że czasem o tym piszę... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz