wtorek, 15 grudnia 2015

ŚWIĄTECZNA HIPOKRYZJA...


"Zakłamanie" niektórych ludzi, zwłaszcza w święta, osiąga według mnie apogeum...
Ludzie, którzy mówią o sobie źle, unikają się przez cały rok, lub zgoła nawet się nie widują; nagle w święta zaczynają manifestować więzi rodzinne, których tak de facto nie ma.
Dla mnie to niepojęte i nie do zaakceptowania..
Jak można łamać się z uśmiechem opłatkiem i życzyć wszystkiego dobrego osobie, którą się z całą premedytacją skrzywdziło słowem, albo nawet i czynem.
Czy nie są to szczyty hipokryzji?
Czasem zastanawiam się, czy paru osobom ten opłatek nie powinien stanąć w gardle.
Święta to czas wybaczania...
Uważam, że jak ktoś chce wybaczyć, to nie musi czekać do świąt...
Ciekawi mnie tylko, jak czuje się w takiej sytuacji ta druga osoba, ta której się wybacza...
Pewnie uważa, że nic się nie stało..., że łamiąc się opłatkiem i wręczając w wigilijny wieczór swojej ofierze czekoladowego Mikołaja, okazuje jej wspaniałomyślność.
Myślę, że ten dzień w takich okolicznościach staje się dla wielu osób trudnym do przebrnięcia, bo zdają sobie doskonale sprawę, że za chwilę święta miną, no i maski opadną, a wszystko wróci do "normy".
To tyle, jeśli chodzi o tą udawaną, świąteczną zgodę, miłość i jedność.
Moje zamyślenie nad tym świątecznym tematem, spowodowała między innymi, kolejna, "wyciskająca łzy" nad losem samotnych i starszych ludzi reklama telewizyjna.
Być może nie jestem jeszcze wystarczająco samotna i wystarczająco w podeszłych latach, aby to zrozumieć, ale nie chcę, aby moje dzieci przypominały sobie o tym, że mają matkę, tylko z okazji świąt.
Jeśli tak jest, to może lepiej żeby zapomniały, że w ogóle istnieję.

Jeśli nie mogą znaleźć czasu i nie mają ochoty na spotkanie z rodzicem (niezależnie od jego wieku i stanu zdrowia), w lutym, lipcu, czy październiku, to po co im te udawane uściski pod choinką?
Z litości?

Uważam że, litość jest najbardziej upokarzającym dla człowieka zachowaniem, więc dlaczego ma ktokolwiek się na nią godzić; dla kawałka ryby, czy makowca zjedzonymi z tymi, którzy nas nie szanują?
Bo litość to nie szacunek..., a tym bardziej miłość...
A może zaprasza się do świątecznego stołu, bo taka jest tradycja, bo tak wypada, bo co inni ludzie powiedzą, gdy matki, czy ojca zabraknie przy stole?
Dla mnie to sprawia wrażenie, że taki "świąteczny" rodzic, staje się elementem wigilijnej szopki, albo jest jak kolejna świąteczna ozdoba; jak bombka, choinka, czy obrus w gwiazdorki i renifery, które po świętach wkłada się do kartonu i chowa na dnie szafy, aby wyjąć znowu za rok.
Nie mogę tego zrozumieć, dlaczego ludzie decydują się na granie tych fałszywych ról?
Czy nie lepiej te dni spędzić z tymi, których kochamy, z którymi nam jest po drodze, z którymi jest nam po prostu miło, niż męczyć się z kimś tak naprawdę niechcianym, bo tak wypada? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz