poniedziałek, 28 grudnia 2015

ZAMKNIĘCI W BECZCE ZDARZEŃ

W każdym z nas jest potwór i w każdym z nas jest święty...
- Któremu damy pierwszeństwo?
- Który z nich, pokona tego drugiego?
I co wydaje się być najważniejsze;
- W jakim momencie nastąpi to przebudzenie mocy?
Przed chwilą, spojrzałam w dół z mojego bocianiego gniazda; tysiące świateł, z tysiąca okien tego miasta i ani jedno nie wydało mi się bliskie, ani znajome...
Ot, wieczorna iluminacja, stworzona przez ludzi stłoczonych w osiedlowych ulach.
Ten bezosobowy, industrialny widok, jest jak niemy krzyk w pustce..., który słyszałam już tak wiele razy...
Chciałam poprawić sobie nastrój, a wyszło jak zawsze...
Przypomniał mi się Nietzsche i jego idea wiecznego powrotu... 
Wszystko już było i znowu będzie... 
Zgadzam się z nim, że ta nieskończona powtarzalność i niemożność skasowania pewnych zdarzeń, jest dla człowieka, a w jego rozumieniu dla ludzkości; najcięższym brzemieniem, które przyciska do ziemi z tak wielką siłą, że uniemożliwia podniesienie się z upadku. 
Na mój własny użytek, przetransponowałam tę teorię; ze skali makro, na skalę mikro.
Odniosłam ją do wewnętrznego świata, świata, który jest w każdym z nas, bo ja wierzę w taki świat.
Czy to nie cudowne, że w ten sposób odkryć można miliony nieznanych światów, całe tajemnicze galaktyki?
A w każdym z tych światów, z których każdy, jest osobistą własnością tylko jednego człowieka, człowiek ten wznosi się na te same szczyty i upada w te same przepaści swoich indywidualnych emocji i przeżyć, nieskończoną ilość razy.
Stajemy się Syzyfami, przemierzającymi w naszych głowach ciągle tę samą trasę; znów i znów..., i tak aż do śmierci.
A na plecach targamy wór wypełniony wspomnieniami, który nie chce się dać opróżnić, ani odrzucić na pobocze drogi...
Nigdy nie wiadomo, kto się w nas obudzi w danej chwili; potwór, czy święty? 
Który z nich weźmie na plecy ciężar i zacznie wspinaczkę znajomą ścieżką interpretacji?
Z jednej strony, jest to ciągle rozpoczynanie tego co już było, a z drugiej strony, powrót do rozpatrywania: "sedna i sensu", które zdają się być niezmiennie i nie chcą bez walki poddać się pozytywnej ewolucji.
W mojej wyobraźni, świat i jego byty jawią się jako wielka, tocząca się nieustannie beczka, ze stałą ilością zdarzeń.
Tylko czas jest niezmierzony...
Tylko on zostanie i będzie biegł nadal, nawet wówczas gdy beczka się rozpadnie.
Czas to wieczność...
Człowiek w swej istocie ma zakodowane pragnienie wieczności...
Czy czas, to właśnie Bóg; istota doskonała, niezmienna i nie mająca końca?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz