niedziela, 27 lipca 2014

WIWISEKCJA BÓLU DUSZY

Jeśli boli, to boli...
Proste? 
Choć być może dotkliwe..., przynajmniej czasami.
Znaczy to ni mniej, ni więcej, że czujemy, że gdzieś nas kłuje, czy rwie.
Jest to oznaka, że nasz organizm domaga się uwagi. I to tak gwałtownie, że musimy zareagować równie ostro jak on i uciec się do środka przeciwbólowego, lub co nie daj Boże, do skalpela.
Kto ma szczęście, temu udaje się wygrać ten pojedynek...
Ale co zrobić w sytuacji gdy zaboli dusza?
Bo ona jest; gdzieś tam, wewnątrz nas...
To, że dusza jest, udowodniono naukowo!
W roku 1901, dr Duncan McDougall, potwierdził jej istnienie, kładąc ją zwyczajnie na wagę.
Teraz wiemy, że dusza jest i waży 21 gram!
Na dodatek wygląda na to, że nie tylko ludzie mają dusze, lecz i zwierzęta! Ale to już zasługa Rosjan, którzy ją wykryli u myszy.
Okazało się, że dusza jest, jakby to powiedzieć - tworem metafizycznym mierzalnym i uniwersalnym, bo czy siedzi w myszy, czy w człowieku, waży tyle samo. 
Jedno jest jeszcze pewne, że niezależnie od wagi; są małe i duże dusze, nie na darmo wszak się mówi, że ktoś jest wielkoduszny, albo małoduszny.
Zastanawiam się, czy naprawdę jest tak, że wielka dusza jest bardziej wrażliwa niż mała?
I jaki to ma wpływ na jej odporność na ciosy, a co za tym idzie na ból?
Bo dusza potrafi boleć!
I nie potrzebuję w tym względzie dowodów przeprowadzonych przez amerykańskich naukowców!
Ja to wiem!
Wiem też, że dusza potrafi boleć w różny sposób i z różnym skutkiem...
Dusza może na przykład boleć przewlekle; dzień, po dniu...
Taki ból , to nie kłucie, ale nieznośny ciężar...
Bo tak obolała dusza, się wtedy koncentruje w sobie, tak jakby zwiększała się jej gęstość, a więc jej ciężar.
Moim zdaniem nie waży wtedy już 21 gram, ale tonę!
Kiedy jesteśmy szczęśliwi, dusza jest jak balon wypełniony helem, śpiewa delikatnym głosem i unosi nas nad ziemią.
Kiedy jest nam źle, ten sam balon co przed chwilą bujał w niebiosach, wypełnia się ołowiem i wczepia się w nas pazurami.
Jeśli jesteśmy na to przygotowani, to jakoś dajemy mu radę, przynajmniej na początku.
Bo z taką duszą, jest jak z ciężarem, który mamy zamiar podnieść.
Najpierw mierzymy go wzrokiem, oceniamy, a potem zabieramy się do dźwigania - sami, lub przy pomocy czegoś, albo kogoś.
I...
I podnosimy...
Mamy go, trzymamy...
W pierwszych chwilach wydaje nam się, że potrafimy..., ale już za moment czujemy, że musimy zmienić pozycję, pogląd na zaistniałą sytuację...
W końcu bierzemy cały ciężar duszy na plecy, z nadzieją, że teraz już będzie lepiej, bo mamy teraz wolne i sprawne ręce. Nogi, które ruszą nas z miejsca i zrobią krok do przodu...
Wykonujemy pewne ruchy, ale ten ciężar na plecach, zaczyna nas przygniatać i schylamy się coraz niżej i niżej...
I nie ma dla nas ratunku...
Chyba, że...
Chyba, że ktoś pomoże nam zdjąć ten ciężar i poda dłoń, byśmy mogli się podnieść...
Ktoś życzliwy, a może specjalista? 
A może są i tacy, co potrafią znaleźć w sobie resztkę sił, by ostatnim rzutem na taśmę zrzucić go z pleców sami...?
To nie jest jednak łatwe, bo ta ciężka, obolała dusza, siedząca nam na karku, z minuty na minutę, zapuszcza w nas coraz mocniejsze korzenie...
Są też takie sytuacje w życiu, w których dusza może zaboleć nagle, uderzyć nas znienacka, gwałtownie i bezwzględnie powalić jednym ciosem!
Wtedy nogi uginają się pod nami i nie wiadomo jak i kiedy, klęczymy z czołem przy podłodze.
Bo taki ból duszy, atakuje w pierwszym momencie przede wszystkim nogi, podcina je w kolanach...
Taki ból to szok dla mózgu. Powoduje w pewnym sensie chęć cofnięcia się w rozwoju, do powrotu do pozycji embrionalnej i zastygnięcia w niej tak jak kiedyś - na "9 miesięcy".
Po pierwszym uderzeniu, dusza przeistacza się w kłębek bólu, umiejscawia się gdzieś głęboko w środku i zaczyna rosnąć jak dławiąca, mordercza kula.
Następne uderzenie wyciska łzy z oczu, a ich kolejne potoki wstrząsają całym ciałem. Chce się jednocześnie szlochać i wyć jak zwierzę.
Potem następuje złowroga cisza i pustka.
Szloch czai się już tylko - w oczach, w gardle, w piersiach... Na dnie emocji...
Czai się, bo przyczyna bólu zaczyna się nam wydawać nierealna...
Najlepiej by było, żeby to co nas boli nigdy się nie zdarzyło...
Głupie wyparcie?
A może samoobrona?
Przecież coś czego nie było, nie może boleć!
Może tak jest dla nas lepiej, jeśli spotyka nas jedno z tego typu zdarzeń, których nie sposób przewidzieć i nie wiadomo, jak sobie z nimi radzić?
Bo płacz wbrew pozorom nie pomaga. Spazmy zamiast przynosić ulgę w bólu, tylko go potęgują. przywołują lawinę wspomnień i to tych nie zawsze najpiękniejszych. Z reguły są to te, od których się uciekało,, które wyrzuciliśmy ze świadomości i które zamiataliśmy dotychczas pod dywan.
Wszystko zaczyna się kotłować; przeszłość i teraźniejszość, tworząc deprymujący chaos, z którego nie widać wyjścia.
Tysiące myśli przelatuje przez głowę, a każda wypala bolesny ślad w umyśle pytaniami;
- Co by było gdyby...?
- I czy...?
- A jeśli...?
A na końcu upiorne - DLACZEGO?
Upiorne, bo bez satysfakcjonującej, uśmierzającej choć na chwilę odpowiedzi...
Tych odpowiedzi nie ma, dlatego serce krwawi i rozpada się w naszej wyobraźni na tysiące kawałków...
W końcu świat zasnuwa czarna kurtyna i nie ma już nic, oprócz odrętwienia i pustki...
Nie czujemy nic...
Wiemy tylko jedno, że nie mamy już sił, aby twardo stawić czoło rzeczywistości, stawić czoło temu, co będzie niósł kolejny dzień i dalsze życie...
A jednak...
A jednak, w końcu nastaje taki dzień, że trzeba przełknąć gulę, która tkwi w gardle, wziąć głęboki oddech i spróbować przywdziać maskę spokoju...
Zaczynamy stwarzać pozory, że jesteśmy silni, dzielni, że jesteśmy nie do zdarcia...
A prawda jest taka, że to zwyczajny blef na rzecz otoczenia...
Bo nie chcemy litości!
Przybieramy taką pozę, a mało uważni ludzie wokół, dają się na nią nabrać, albo jest im tak po prostu wygodnie.
Takie oszustwo, tylko z pozoru wydaje się trudne w realizacji...
Nic prostszego; prostujemy ramiona i plecy, bierzemy kilka głębokich wdechów, które spowodują, że zelżeje napięcie mięśni, a potem wystarczy już tylko na mokrą jeszcze przed chwilą od łez twarz, założyć maskę pod tytułem - "NIC SIĘ NIE DZIEJE, JEST DOBRZE..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz