czwartek, 17 kwietnia 2014

JAK ZAKOPAĆ PROBLEMY?

Zastanawiam się właśnie, czy każdy ma, przynajmniej raz w życiu taki dzień, w którym po powrocie domu ma  tylko ochotę położyć się do łóżka, zamknąć oczy,  poudawać, że w ogóle nie istnieje i poczekać na lepszy czas?
Że pragnie tylko po prostu przeczekać, aż wszystko w jakiś cudowny, nawet w nie do końca zrozumiały sposób minie albo samo się poukłada...


Ja miałam wczoraj taki dzień...
Dlaczego świat jest taki upierdliwy i nie pozwala człowiekowi zwyczajnie zniknąć, kiedy nie ma się ochoty nawet na pomyślenie o tym, że jest coś poza czterema ścianami mieszkania?



Nie chciałam mieć z nikim kontaktu, choćby przez tylko kilka godzin, ale ten wścibski świat co rusz wyskakiwał z telefonu z wesolutkim uśmiechem i machając głupim kapeluszem mówił:
- Hej, nie bądź smutna. Nigdy nie jest tak źle jakby się mogło wydawać!

- Zaśpiewajmy jakąś wesołą piosenkę, żeby odgonić złe myśli!


Czy to był jakiś spisek w stylu Kubusia Puchatka, nie wiem, ale nie jestem do cholery tygryskiem. A mówiąc wprost i szczerze, to raczej bardziej w tym momencie byłam jeżem.

Bo nie ma dla mnie nikogo, kto może jeszcze bardziej popsuć mi samopoczucie, niż ktoś, kto mówi żebym się rozchmurzyła, bo życie nie jest wcale takie złe, a nawet jest piękne.
Jeśli o mnie chodzi, jest właśnie dokładnie "takie złe", przynajmniej na teraz.
Czasem wydaje mi się, że niektórzy ludzie (a szczególnie ja), są zaszczepieni jakąś specjalną odmianą wirusa, który sprawia, że potrafią każdą trudną sytuację zmienić na jeszcze gorszą.
Jak dorwę tego, kto mi to wkłuł w żyłę, kiedy spałam, to nie odpowiadam za siebie!
-Wrrrr...
Jestem zwolenniczką radykalnych rozwiązań, więc aby nie słuchać więcej słów wątpliwej pociechy, manifestacyjnie odłączyłam się od całego Kosmosu wyłączając telefon.
Następnie wgramoliłam się pod kołdrę w wielkie, fioletowe grochy z mocnym postanowieniem odpłynięcia w niebyt.
Niestety sen nie przychodzi na zawołanie, przynajmniej do mnie..., tym razem pewnie głównie dlatego, że wciąż rozpamiętywałam to co się wydarzyło i usiłowałam wymyślić coś, co pozwoliłoby mi wybrnąć z tej trudnej sytuacji.
- Wystarczy! Pomyślisz o tym jutro! - skarciłam siebie w duchu, przyjmując mój ulubiony styl Scarlett - Teraz śpij!
Nie pomogło...
Poczłapałam więc do kuchni, żeby napić się wody i tam nieopatrznie zerknęłam w kalendarz - wciąż zaznaczona była na nim feralna środa. Zmieniłam więc datę, aby choć w ten sposób trochę wpłynąć na los. Szkoda, że nie cofnęłam, bo może to byłby dobry patent.
Wróciłam do sypialni...
Kompletne wariactwo - zakopywanie problemów w pościeli!
Od wieków nie byłam tak wcześnie w łóżku.
Mimo to, znowu w nim byłam. Tym razem położyłam się na drugim boku, ale wcale mi nie było wygodniej niż na poprzednim.
Spróbowałam dla odmiany położyć się na plecach, ale i ta pozycja nie zdała egzaminu, bo nagle zaczęła mnie uwierać sprężyna materaca.
Mimo wiercenia się i moszczenia, wciąż nie mogłam zasnąć...
Uderzyłam parę razy w poduszkę, coby ją zmiękczyć i wyładować emocje, a przede wszystkim złość na siebie, bo przypomniałam sobie właśnie, że kiedyś przeczytałam w mądrym piśmie, że to pomaga na wyluzowanie się. 
Ale nie pomogło!
Psychologiczne bzdury!!!
Na wszelki wypadek uderzyłam w poduchę jeszcze mocniej. Wreszcie uklękłam i porządnie ją wytłukłam.
Gdybym miała broń, pewnie w tym momencie przyjechałaby policja wezwana przez sąsiadów i aresztowałaby mnie za zamordowanie poduszki.
Póki co, dałam jej jeszcze pożyć i tylko zrzuciłam ją na podłogę, a sama znów próbowałam przywołać sen.
Mam parę metod na bezsenność; przeważnie, gdy nie mogę zasnąć i żeby odsunąć od siebie to co niechciane, zaczynam wymyślać różne historie lub recytuję w myślach wiersze, ale tym razem nic nie skutkowało.
Problem mnie przerósł, a nawet przycisnął...
W końcu poddałam się i zrezygnowana usiadłam na łóżku;
_ O matko i córko - jęknęłam - Dłużej nie wytrzymam, muszę w końcu zasnąć, mieć chwilę wytchnienia, bo inaczej tego nie ogarnę!
Nie było wyjścia, sięgnęłam po procha...
Kiedy dzisiaj rano obudziłam się z bólem głowy, okazało się, że problem nadal jest, nie zniknął podczas nocy, a chowanie się przed nim pod kołdrą i ucieczka w sen nie pomogły niestety...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz