piątek, 11 kwietnia 2014

CZEKAM NA KRÓLEWICZA

Nie spodziewałam się, że spotkam się aż z taką dezaprobatą czytających mojego bloga, za moje, wypisywane tutaj opinie. Inna rzecz, że rzadko myślę o tym, co inni myślą w reakcji na moje poczynania.

Kurcze, zmartwiłam się; bo wyszło na to, że jestem mało kobieca, kobiety wszak zawsze wiedzą o czym inni myślą, nawet lepiej i dokładniej od nich samych.
Przykro mi (ale tylko trochę), że moje opinie o mężczyznach, latających na swobodzie, a którzy już nie są najmłodsi, tak zbulwersowały - zwłaszcza hi, hi - ich "równolatków".
Ale tak ich postrzegam i nie ma na to rady.
Dodam ku sprawiedliwości, że opieram się jedynie na własnych doświadczeniach i zasłyszanych od zaprzyjaźnionych pań wypowiedziach.

Jeszcze raz niemiło podsumuję;

  • są to sfrustrowani panowie
  • ganiający za "nowymi: w ich pojęciu, bardziej atrakcyjnymi spódniczkami
  • ponoć żony ich nie rozumiały, albo co gorsze - nie rozumieją obecnie
Ciekawe, co na to powiedziałyby, te ich wstrętne, zatruwające im życie Ksantypy?
Być może, właśnie w tej chwili przecierają oczy ze zdumienia i rozglądają się wokół, bo jakoś nie mogą dojrzeć obok facetów, co się kiedyś o nie tak usilnie starali, mieli różne fajne pomysły, przynosili bukiety, stęsknieni ich głosu telefonowali po kilka razy dziennie, mówili im jakie to są piękne i wyjątkowe, i jak to żyć bez nich nie mogą.
Cóż, być może one podupadły trochę na urodzie, ale większość, to jak na moje oko, całkiem jeszcze fajne babeczki (o sobie, w swej skromności wielkiej tu nie wspomnę).
Zresztą, że powiem niecenzuralnie - Do cholery jasnej, oni też wcale nie odmłodnieli. I to im na ogół porosły brzuszyska, które z czułością nazywają mięśniem piwnym, pojawiły się im zakola, czy posiwiały włosy - i nie tylko na głowie, ale i na klacie.
Aaaa... i tu jeszcze, oczywiście bez złośliwości, dodam -  że plecy porosły im jakąś dziwną sierścią!
Tu im strzyka, tam ich boli, tu im nie staje..., a tam jeszcze coś!
Oczywiście! - Na plaży, kiedy przechodzi obok młoda laseczka, brzuchy mają wciągnięte i krzyż nie boli!
Ale to tylko taki teatrzyk. W końcu ile można wytrzymać na bezdechu????!!!
Oj! Znowu czuję, że mi się za to oberwie!
Bo i tak przeczytałam wczoraj, że to chyba ze mną jest coś nie tak...
W sumie, to nie potwierdzam tego, ale hi, hi..., i nie zaprzeczam.
Faktem jest, że mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, że zachowuję się niezbyt racjonalnie i mało przewidująco, bo siedzę w wieży jak ta Roszpunka i tylko czekam beznadziejnie na swojego królewicza.
Ale co mi pozostało?
Bo czy taki gościu, co to już przeżył pół wieku (młodszych ze smutkiem sobie już odpuściłam), będzie wstanie pokonać te wszystkie stopnie, bez trwałego uszczerbku na zdrowiu, nie dostanie zadyszki  i nie zrezygnuje, albo co bardziej prawdopodobne, nim dotrze na szczyt zejdzie na zawał?
Wychodzi na to, że ten mój królewicz musi nadal pozostać w sferze marzeń, na kartach książek lub w filmach romantycznych.
Ale czy nie jest miło, choć czasami tylko, popatrzeć na taką iluzję?
Nie mówię już nawet, że to ma być Richard Gere z "Pretty Woman", ale może choćby Jack Nicolson z "Lepiej późno, niż później"?
Póki co, ani królewicza, ani nawet żaby, żeby się poświęcić do odczarowywania...
Dobrze, że mam choć tę swoją wieżę z bocianim gniazdem!
Już dawno doszłam do wniosku, że na królewicza nie ma co liczyć, ale marzyć chyba jeszcze mogę?
Niestety ci co ostatnio kręcą się wokół mojego zamku, mnie w tym utwierdzają. Może nie są z mojej bajki?
Kurcze! Nie chciałabym jednak tak w czambuł i do końca skreślać wszystkich - dlatego postanowiłam hi, hi, zostawić sobie margines błędu!
Bo a nuż, gdzieś na świecie, jest jakiś tylko mnie pisany królewicz, tylko jeszcze się nie objawił?
Trzeba się trochę asekurować, no nie?
Któż to może wiedzieć?
Przecież nowe życie można zacząć w najbardziej nieoczekiwanym dla siebie momencie i w każdym wieku.
Najważniejsze i podstawowe, to zbudować sobie własne szczęście, zależne tylko od siebie. Wtedy jest się bezpiecznym. Można nawet wchodzić w tę nową miłość.
A jeśli nie wypali, to już wtedy tak nie będzie bolało.
Na wszelki wypadek wystosuję apel do potencjalnego królewicza, lub hi, hi hrabiego.

"Kimkolwiek jesteś włóż na siebie coś i rusz 
Od stołu wstań, z imienin wyjdź, zrezygnuj z dań i przyjdź" 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz