środa, 11 marca 2015

HELGI OTWORZYŁY SEZON!

Od paru dni społeczeństwo poczuło wiosnę nosem i nie tylko.
Parę stopni w plusie, spowodowało zrzucenie czapek z głów i epidemię kataru, a co najbardziej ukłuło mnie w oczy, to wysyp polskich Helg w oknach.
Wiem, jestem paskudna i złośliwa!
Helga jest dla mnie synonimem typowej Niemki; takiej co to czyści i pucuje. Nie żebym coś miała przeciwko sąsiadkom zza Odry, o nie; ja je nawet w pewien sposób podziwiam, za to ukochanie ładu i porządku, który skądinąd jest mi obcy.
Umiłowanie szmaty i wiadra jest obce mojej naturze, ale nie moim rodaczkom, o czym miałam się okazję przekonać przez ostatnie kilka dni, kiedy to wracałam sobie spacerkiem do domu po moich zmaganiach klubowych.
Mieszkam na dużym osiedlu; takim zwyczajnym blokowisku, więc nim dotarłam do mojego domeczku, minęłam po drodze sporo okien, a w co drugim, jakąś panią, która pucowała szyby.
Aż mi się śmiać zachciało, bo wyglądało to, jak jakiś zbiorowy obowiązek, czy zapomniany czyn społeczny.
Jak już wdrapałam się na mój szczyt, to oczywiście natychmiast zrobiłam sobie kawusię i z nóżkami wygodnie ułożonymi na poduszkach, popatrzyłam sobie na moje okna na świat...
No i doszłam do wniosku, że jeszcze go widzę, i że nie mam najmniejszej ochoty polepszać sobie widoczności, tylko z tego powodu, że słońce zaświeciło, i że wszystkie moje sąsiadki już to zrobiły.
Kiedy tak zadowolona z siebie siorbałam aromatyczny napar, zatelefonowała do mnie przyjaciółka Anna..., i po moim radosnym - No co tam? - usłyszałam coś co by mnie powaliło, gdybym już nie umościła sobie wcześniej zadka...
- Wiesz, Basia już umyła wszystkie okna (Basia to koleżanka Anny), ja też mam zamiar się do tego zabrać jutro, są straszne po zimie...
- A ja nie mam takiego zamiaru - odpowiedziałam zadziornie - nawet mi oko w tym kierunku nie mrugnie. Czekam aż mi przyjdzie na to ochota.
Bo Bogiem, a prawdą, wcale mnie to nie rusza. Oczywiście nie lubię żyć w bałaganie, ale jakoś nie jestem wielbicielką wszystkiego na wysoki błysk. Nie uważam też, abym musiała się dowartościowywać na polu porządków domowych.
Sprzątam i wykonuję inne prace domowe, wtedy kiedy chcę, a nie bo przypadają akurat święta, czy czyjeś odwiedziny.
Dom jest dla mnie, to mój azyl, a nie coś na kształt muzeum, którym mam się przed kimś chwalić.
Czy to, że okna umyję być może w maju, albo kiedy indziej, spowoduje, że będę gorszym człowiekiem, mniej wartościowym?
Jeśli mam być postrzegana przez innych poprzez pryzmat porządków, to mnie to po prostu nie interesuje.
Zresztą, ja w ogóle zbytnio nie przejmuję się opiniami innych na swój temat, a być może to właśnie mój błąd...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz