niedziela, 15 czerwca 2014

DUMA I PRZERAŻENIE

Po raz kolejny czytam, że rodzina Małgorzaty Braunek prosi o wsparcie finansowe, w leczeniu chorej na raka aktorki.
Czytam to i jest mi smutno...
Bo jeśli tak znana osoba, która zapewne do najbiedniejszych nie należy, musi prosić o pomoc, aby móc żyć, to jakie szanse mają ci , którym nie starcza do pierwszego, a którzy są w podobnej sytuacji?
Rzecz jasna, pod takim apelem wpisano dziesiątki niepochlebnych komentarzy.
Ludzie są oburzeni...
Ludzie są oburzeni, że tak bogate osoby wyciągają rękę po pieniądze do tych, którzy mają ich o wiele mniej.
Są oburzeni tym, że tamci mogą się ratować w zagranicznych klinikach, gdy tymczasem zwykły, szary człowiek, bez znajomości, kontaktów i pieniędzy, niestety mówiąc brutalnie i wprost, może tylko czekać na śmierć.
Komentujący zarzucają synowi pani Braunek brak honoru i wstydu...
Zamyśliłam się nad tym...
Czy honor i wstyd mają tu swoje zastosowanie?
Przecież wobec choroby i śmierci wszyscy jesteśmy tacy sami. Równi w bólu, strachu... i w bezradności...
Reagujemy podobnie...
Chcemy żyć..., czasami za wszelką cenę...
Człowiek, czując, że uchodzi z niego życie, nie skupia się na swojej dumie i wstydzie, tylko na chwili, w której aktualnie trwa. Być może swojej ostatniej chwili...
Pewnie są od tego wyjątki, ale one moim zdaniem nie czynią reguły.
Zresztą co człowiekowi na granicy śmierci po tej dumie?
Weźmie ją ze sobą do grobu, jako deser dla robactwa, kiedy ono się już nasyci jego cielesną powłoką?
Inna rzecz, że nie każdy ma takie możliwości, taką siłę przebicia, taką rodzinę, czy znajomych, którzy poruszą niebo, ziemię i media, aby tylko uratować bliską im osobę.
Tak już bowiem w tym kraju jest, że mimo, że płacimy przez całe nasze dorosłe życie obowiązkowe składki na NFZ, to na skuteczną pomoc, kiedy ona jest nam naprawdę potrzebna,  liczyć nie możemy. Przynajmniej niewielu z nas...
I nie chodzi tu nawet o tak skrajne przypadki, o których losie decyduje specjalistyczny sprzęt, czy wyjątkowa terapia, niedostępna w naszej ojczyźnie, ale o pomoc nawet w początkowych stadiach choroby, kiedy to można wszystko jeszcze odwrócić, czy zatrzymać.
Przypomniał mi się właśnie taki przypadek.
Tyle się mówi o profilaktyce, wczesnym wykrywaniu i badaniach...
Pani A, wierząc w te hasła, zrobiła sobie takie badania, ale wynik niestety okazał się niepozytywny. Lekarz rodzinny skierował ją natychmiast do specjalisty.
I tu zaczęły się schody i ukazał się prawdziwy obraz naszej rodzimej opieki zdrowotnej...
Czas oczekiwania do poradni specjalistycznej, mimo obietnic kochanego pana premiera Tuska i nie mniej kochanego (przez pana premiera) ministra zdrowia, pana Arłukowicza, wynosi kilka miesięcy..., a to co wstępnie wykazały analizy - przerażające...
Pani A wysupłała więc ostatnie pieniądze i udała się z nadzieją na prywatną konsultację, gdzie kolejek oczywiście nie było.
Tyle, że mimo wydanej kasy nadzieja przygasła, ponieważ lekarz przyjmujący prywatnie, nie tylko pobiera słone opłaty, ale również kieruje na kolejne badania i zapisuje leki płatne w 100%.
Następny krok pani A, aby zastosować się do zaleceń lekarza, kosztowałby ją kilkumiesięczne dochody, a potem byłyby zapewne i kolejne wydatki...
Więc zrezygnowała... 
A przecież pieniądze, których potrzebuje na leczenie, to zaledwie kropelka tego, czego potrzebuje pani Braunek.
Ale ona nie ma nazwiska, bogatych przyjaciół, nie ma do kogo wyciągnąć ręki po pieniądze...
Pewnie też i nie za bardzo potrafi...
Bo aby prosić, to trzeba to umieć zrobić... i trzeba mieć jeszcze odwagę, aby znieść odmowę i niemiłe słowa...
Ale czy z tego powodu pani A ma złorzeczyć aktorce?
Przecież to nie jest wina, ani pani Braunek, ani pani A, ale całego systemu służby zdrowia w Polsce.
Czasami mam wrażenie, że w tym zakresie jest gorzej, niż przed tymi "dwudziestoma-pięcioma  latami wolności"...
Syty głodnego nie zrozumie, tak jak i zdrowy, chorego...
Może w tym tkwi sedno?
W tym, że ci, od których to zależy, są zdrowi, mają dostęp do wszystkiego w najlepszej jakości, i to bez czekania?
Nie życzę im oczywiście źle, ani żeby zachorowali, o nie!
Ale może zdobyliby się na odrobinę empatii, a odłożyli na bok biurokrację i liczenie kasy, gdy chodzi o ludzkie życie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz