wtorek, 13 maja 2014

DOŁĄCZYĆ DO ORKIESTRY

Życie w bloku, zwłaszcza w bloku z wielkiej płyty, to chcąc nie chcąc, przebywanie wewnątrz wielkiego, dźwiękowego perpetum mobile.

Działanie tego nieustannie grającego instrumentu, dociera nawet do najdalszych porów betonu. 
Z każdą chwilą dnia potężnieje i wzmaga się z każdym otwarciem drzwi, czy choćby okiennego lufcika. 
Dźwięki płyną zewsząd. 

Czasem mam wrażenie, że wszyscy wszystkich mogliby podsłuchiwać. Gdyby tylko chcieli oczywiście.
- Ty to masz dobrze, mieszkasz sama; masz ciszę i święty spokój.- usłyszałam niedawno.
- A guzik prawda!
Może raz, czy dwa, byłam w sytuacji, że otoczyła mnie kompletna cisza, ale i wtedy wydawało mi się, że ta cisza wcale nie jest cicho, ale wprost krzyczy.
Tak naprawdę, to od kilku dni, codziennie, już od bladego ranka, gdy porządna kobieta i porządny kot jeszcze smacznie śpią, budzi mnie, to znaczy ją; odgłos wiertarki i młota.
To sąsiad spełnia marzenia swej żony, która zapragnęła przestrzeni.
Kochający maż, więc nie tylko rozwala ściany, ale przy tym klnie na czym świat stoi (podobno to mu pomaga).
Był nawet moment, że już się ucieszyłam (oczywiście tylko dlatego, że miałam nadzieję, że wreszcie spełniło się marzenie sąsiadki), bo ustał łomot..., ale...
Ale nie ma tak dobrze hi, hi.
Stadło na dole bowiem, zaczęło się kłócić, a decybele wrzasków pobiły rekord wiertarki.
Wszyscy mieszkańcy mieli okazję dowiedzieć się, jak żona w wybuchowy sposób zakwestionowała fachowość męża. W sumie trudno jej się dziwić, podobno zlikwidował nie tę ścianę co trzeba...
Mam nadzieję, że nie była to ściana do wc (hi, hi - zwłaszcza podczas jej tam bytności).
Koło południa, nie muszę nawet włączać radia, aby posłuchać hejnału z wieży mariackiej, bo mam swój własny hejnał - na 4 psie głosy.
Mieszkam w bardzo porządnym bloku, w którym działa domofon i którego dźwięk, wyraźnie i głośno dociera do wszystkich mieszkań, co skrzętnie wykorzystuje pan listonosz i każdy dostarczyciel ulotek (ale ten to już w godzinach popołudniowych).
Żeby skrócić sobie czas oczekiwania na otwarcie drzwi, panowie ci od razu, z punktu, tak na wszelki wypadek, radośnie naciskają wszystkie dzwonki, tym samym obwieszczając blokowym Burkom swoje przybycie.
Co ciekawe, nie spotyka się to z ich strony miłym przyjęciem, a wręcz przeciwnie i zaczyna więc rosnąć i potężnieć psi jazgot, od pierwszego piętra w górę, coby doręczyciela skutecznie przegnać od naszych skrzynek na listy.
Wracając do wc, które winno być naszym azylem, to stwierdzam, że jest ono nie tylko nad wyraz akustyczne, ale i przenosi doskonale wszelkie zapachy, więc działa nie tylko na zmysł słuchu ale i na węch.
Na szczęście im się robi ciemniej, tym jest przyjemniej, to znaczy dźwięki stają się bardziej wysublimowane i bardziej działające na wyobraźnię.
Jeszcze niedawno miałam sąsiadów przez ścianę, którzy baaaaardzo działali na moją wyobraźnię. Niestety wyprowadzili się, teraz czekam na rozpoczęcie podobnej działalności przez nowych lokatorów.
Wieczorami bywa naprawdę fajnie, szczególnie w okresie grzewczym, bo w kaloryferach płynie muzyka, nie jest to co prawda Warszawska Jesień, ale coś w tym jest.
I to wszystko tylko dzięki temu, że osiedlowy majster od wszystkiego, nie ma czasu przyjść dopuścić wody do pionu, bo "zarobiony jest".
Najbardziej polecam szum wodospadów, choć traci on nieco na uroku zwłaszcza po godzinie 24, połączony z tam tamami wirujących pranie pralek, włączanymi przez oszczędne panie domu - podobno w nocy jest taniej.
Ostatnio zbyt wiele czasu poświęcam na myślenie o rożnych sprawach (bo niby myślenie ma przyszłość) i tak się w to czasami wkręcam, że długo nie mogę po tym zasnąć. Dlatego pewnie słyszę te wszystkie dźwięki ze zdwojoną siłą.
Kiedy w końcu udaje mi się zasnąć, wszystko zaczyna się od nowa...
Od świtu włączają się alarmy nastawione na różne melodyjki, które są  wygrywane niezmordowanie aż do skutku. 
Potem, po chwili względnej ciszy, przerywanej tylko gwizdkiem czajnika na wodę, rozlegają się trzaskania drzwiami i tupot stóp na schodach - znak, że siła robocza ruszyła budować naszą ojczyznę i powiększać jej dochód narodowy.
Czasem śmieję się, że jakby jakiś psychiatra zapytał mnie czy przypadkiem nie słyszę jakiś głosów, to nie mogłaby zaprzeczyć.
A przecież takie słyszenie głosów to dziwne jest....
Mieszkanie samej z pewnością ma swoje zalety i wady - faktem jest, że poprawia, a raczej wyostrza słuch, a to nie byłoby korzystne gdyby ktoś chrapał na poduszce obok.
Kiedy mieszka się samemu, nie trzeba gnać zaraz po obudzeniu do łazienki, aby stwierdzić swój stan oglądalności, bo nikt nas przecież nie zobaczy, więc możemy się spokojnie snuć w roli Samanty cały ranek.
W końcu jednak nie o to wszak w życiu chodzi. Chciałoby się też dołączyć parę swoich nutek do blokowej orkiestry.
Chciałoby się z kimś głośno porozmawiać, pozakłócać nocną ciszę, czy nawet posprzeczać się na cały regulator ku oburzeniu sąsiadów.
Najlepiej z kimś przystojnym i wysokim, z kimś pięknym nie tylko zewnętrznie. Z takim kimś, kto lubi sztukę, sport i podróże.
Taki ktoś najwspanialszy na świecie..., ale niekoniecznie. 
Najważniejsze żeby nie tylko był, ale żebym i ja chciała żeby był.
Taki ktoś, kto nie zdradza żony, dotrzymuje słowa, nie jest brutalem, ani materialistą, ani zbytnim pedantem.
Na jedno muszę jednak zwrócić szczególną uwagę z racji mojego eks; na imię Leszek - jest ono jednak mocno podejrzane... ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz