wtorek, 6 maja 2014

USTA SIĘ ŚMIEJĄ, A CO Z DUSZĄ?

Kilka dni temu stuknął w kalendarz kolejny rok mojego życia, teraz to już mam, jak to się mówi - z górki.
Kiedy byłam dwudziestolatką sądziłam, że osoby mające tyle lat co ja teraz, są już jedną nogą w grobie. Teraz, z perspektywy moich zamyśleń uważam, że nogę do grobu wsadzamy zaraz po wynurzeniu się z łona matki.

Śmierć jak sprawiedliwość, jest ślepa i kiwa palcem na kogo popadnie, niezależnie od wieku.
Póki co, jeszcze dycham, a czasami nawet czuję, że żyję; szczególnie wówczas gdy dopadnie mnie migrena.
Bóle napięciowe - diagnoza z kapelusza pana doktora.
Nie chce mi się dochodzić skąd takie i dlaczego, bo i po co?
Może to taki okres w moim życiu?
A może to menopauza?
W końcu, jak sobie wyliczyłam po tych moich ostatnich urodzinach, mam prawo ją mieć.
W zasadzie to mi się to nawet podoba; nareszcie mogę, co prawda nie do woli i bez grzechu, ale do woli i bez poczęcia!
Inna sprawa, że móc to może i mogę, ale jakoś nie ma z kim.
Ostatnia oferta jaka mi się trafiła w tym temacie, dotyczyła seksu przez internet.
Okazuje się, że coś za mało nowoczesna jestem na takie onanizowanie się przy kamerze i oglądanie przez szybkę męskiego przyrodzenia, a dokładniej rzecz ujmując - nie interesuje mnie to.
- Ale jesteś tchórzliwa - usłyszałam po mojej kategorycznej odmowie obnażania się w sieci. Stwierdziwszy to, pan strzelił focha i zniknął jak kamfora w wirtualnych czeluściach, poszukując bardziej wyzwolonej z konwenansów pani.
Najciekawsze jest w tym to, że focha strzelił on, a to w końcu ja otrzymałam niemoralną propozycję. Propozycję za którą nic szło, nawet marny milion - hi,hi. Ale muszę być sprawiedliwa - w końcu to nie był Robert Redford, tylko Amerykanin polskiego pochodzenia, no i ja też nie przypominam Demi Moore.
To drugie to wiem na pewno. Przynajmniej dzisiaj, jestem od niej tak daleko jak gwiazda z innej konstelacji (ale zawszeć jakaś tam gwiazda hi, hi).
Co prawda nie nastawiam budzika wieczorem, ale i tak obudziło mnie dzisiaj budzikowe brzęczenie o nieludzkiej jak na mnie porze. Alarmował telefon.
Po moim zachrypniętym - Hallo... - głos po drugiej stronie zapytał - Śpisz?
Cudowne wyczucie sytuacji, nieprawdaż?
Potem bardzo chciałam jeszcze zasnąć, ale nic z tego...
Z niezbyt zadowoloną miną wstałam i wzięłam gorący prysznic żeby zmyć z siebie resztki pragnienia snu.
I to był błąd (nie prysznic, ale jego temperatura).
Po przetarciu zaparowanego lustra, nieopatrznie przysunęłam do niego swoją twarz i na widok własnego oblicza natychmiast zapragnęłam je zaraz zachuchać. Przynajmniej do czasu, jak wyłączę część oświetlających je reflektorków.
Stanowczo postanowiłam ograniczyć ich ilość. Bo po co mi te widoki? Tylko psują mi poranny nastrój.
Kurcze - kiedy pojawiły się te kurze łapki? 
Nigdy przed tym  ich nie widziałam.
Zresztą nie chodziło tylko o nie, ale cała reszta była według mnie - nie halo - tak jak ten ranny telefon.
Miałam wrażenie, że jeszcze przed tygodniem było o wiele lepiej, a raczej o wiele mniej wszystkiego, no i gładziej.
Ech! - westchnęłam - Sterały mnie przeżyte lata...
Dotąd nie myślałam specjalnie o swoim wieku, uważając, że jestem jeszcze całkiem, całkiem.., ale stojąc przed tym pomazanym lustrem, ostro skorygowałam swoje mniemanie o sobie.
Wyglądało na to, że mam więcej lat niż mi się wydaje...
Może to dlatego, że wszystko spadło na mnie w tak krótkim czasie?
Jakby nie było dość tego, przyszła kolejna klęska, równie miażdżąca jak poprzednie. Utraciłam młodość...
No dobra, to nieuchronna kolej rzeczy.
Ale na ogół coś dostajemy w zamian, coś nam tę utratę rekompensuje; dostajemy w zamian wnuki, mądrość, spełnienie, czas dla siebie...
W tej chwili jednak nie czuję żadnego spełnienia!
Nie otrzymałam również, żadnej innej satysfakcjonującej gratyfikacji!
Jeśli chodzi o moje zdanie, to los po prostu wystrychnął mnie na dudka. Poniosłam same straty, nie otrzymawszy nic w zamian.
Oj! Bo za chwile wpadnę w dołek i zacznę się użalać nad sobą, a to nie jest w moim stylu.
Nigdy nie pozwalam sobie na opłakiwanie własnej osoby.
Jestem przekonana, że na moje niezadowolenie, przykry stan ducha, częściowo wpływa brak drugiej połowy.
Jestem za to zła na siebie, ale taki jest fakt.
Często mówię, że faceci mnie nie obchodzą, że doskonale daję sobie radę bez nich, ale to nie jest całkowicie prawdziwe stwierdzenie.
To wręcz grube niedopowiedzenie - obchodzą mnie, inaczej bym przecież w ogóle o tym nie pisała.
Czy zamierzam coś z tym zrobić, zawalczyć o swojego mężczyznę?
Chyba nie...
Po pierwsze, ostatnio czuję się jak kobieta drugiej kategorii, kiedy widzę te wszystkie młode i piękne istoty. 
Bo cóż ja? 
Ja jestem o wiele starsza, mądrzejsza i mam zmarszczki, więc odpadam w przedbiegach.
Po drugie, chyba nie potrafię dokonywać właściwych wyborów, albo mam pecha. Więc odpuściłam (przynajmniej na razie).
Owszem, podjęłam kilka prób, ale pomijając amatora wirtualnego seksu, jak dotąd poznawałam osoby, które tak naprawdę nie szukały poważnego związku.
Byli zainteresowani, podobałam im się więc chyba powinno mi to schlebiać i podnosić samoocenę...
Byli też tacy, którzy również mi się podobali, jednak było to dla mnie bardzo niekomfortowe, bo ich oczekiwania rozmijały się z moimi. Nie ukrywali, że zależy im przede wszystkim, jak nie wyłącznie, na spędzaniu ze mną czasu, ale... w łóżku. I nie chodziło tu o wspólne drzemki.
A na taki układ po prostu mnie nie stać.
W moim życiu ta sfera była zawsze połączona z uczuciem i nie zwiążę się z kimś, kto szuka jedynie seksu.
Musiałoby to być coś więcej niż kilka godzin przyjemności.
Jestem głupia i naiwna, bo nie mogę uwierzyć, że mężczyźni tylko tego oczekują.
Wolę myśleć, że tylko ja przyciągam takie osobniki, co mnie z drugiej strony dziwi, bo żadna ze mnie seksbomba.
A może jestem niedzisiejsza i takie zachowanie to teraz normalka?
Niech i tak będzie; jestem niedzisiejsza i cóż - nie zamierzam się zmieniać w tym względzie.
Moja strata. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz