sobota, 10 maja 2014

UCIEC DO NIEBA.

Pozytywne myślenie, wiara we własne siły, no i te sakramentalne - "chcieć to móc". Moim zdaniem to psychologiczne bzdury. Jeśli już posługiwać się powiedzeniami, to mam na to - " z próżnego i Salomon nie naleje".
To wcale nie pesymizm, to realizm. Bo takie rzeczy to tylko w snach. 
Kiedyś było hasło, że takie rzeczy to tylko w Erze, ale chyba też się nie sprawdziło na dłuższą metę.
Z tymi snami to też nie jest tak na 100%, bo różnie w nich bywa.
Dzisiaj miałam jeden z moich powtarzających się snów, który mógłby być doskonałą ilustracją tego, że nawet w nich, nie zawsze chcieć, to móc. 
W tym śnie, wracam zawsze do scenerii z dzieciństwa.
Jestem w moim dawnym mieszkaniu, które mieści się na najwyższym piętrze, w starej, poznańskiej kamienicy - studni.
Wszystkie jego okna wychodzą bezpośrednio na szare podwórze i zaglądają w okna sąsiadów z wejścia znajdującego się naprzeciw naszego.
Śni mi się zawsze, że bardzo chcę się wydostać z mojego domu, a jedyną drogą jest wdrapanie się na dach, ale tylko z mieszkań, które znajdują się  vis a vis.
Stoję na parapecie i spoglądam w dół; jest bardzo wysoko...
Pode mną ponure, pokryte popękanymi, betonowymi płytami podwórze...
To dziwne, że jedyną możliwością ucieczki jest okno, a nie drzwi, które wydawałyby się w tej sytuacji o wiele prostszym, bardziej oczywistszym rozwiązaniem.
Ale ludzie z mieszkań na tym samym piętrze, na moich oczach wychodzą właśnie przez okna i po napowietrznych liniach, wyglądających jak wielobarwne, świetliste promienie lasera swobodnie przemykają nad ciemną, niebezpieczną czeluścią podwórza pod nimi.
Nie mają żadnych problemów, są silni i pewni tego co robią; linie po których się poruszają są wytworem ich siły woli.
Dają mi do zrozumienia, że jeśli się czegoś bardzo chce, to można to urzeczywistnić.
Patrzę na nich i myślę sobie, że człowiek ma w sobie niezbadane moce. 
I zaczynam wierzyć w to co widzę...
Zbieram się w sobie i moja noga zawisa nad przepaścią, prawie czuję fizycznie pustkę pod stopą...
Już mam zrobić pierwszy krok na mojej własnej linii, ale jej nie widzę...
Boję się, że albo jej nie ma, albo mnie nie utrzyma, że stracę oparcie i runę w dół...
Ten brak pewności (lecz nie strach) powoduje, że cofam nogę i wracam na parapet.
Jestem zrozpaczona i wewnętrzne zniewolona... Nie potrafię tego zniewolenia pokonać.
Wiem, że to możliwe, bo innym się udało, ale jednocześnie czuję, że jeśli zrobię choć jeden krok do przodu, runę w dół, wprost na te betonowe płyty...
Sen ten powtórzył mi się wielokrotnie i zawsze kończy się tak samo; jestem małą dziewczynką i stoję na parapecie kuchennego okna z poczuciem kompletnej bezsilności.
Co ciekawe, przynajmniej dla mnie, to to, że sny powiązane z  obrazami z mojego dzieciństwa, są zawsze czarno - białe.
Mam jeszcze trzy inne sny, które do mnie wracają, ale może o nich napiszę kiedy się powtórzą.
Zastanawiam się, dlaczego sny się powtarzają?
Zwłaszcza tak irracjonalne, nie mające swego odzwierciedlenia w rzeczywistości, bo przecież nigdy nie stałam na parapecie i nie miałam zamiaru przeskakiwać do sąsiadów, czy wdrapywać się na dach.
Skąd takie projekcje?
Fascynuje mnie ta niezależna od mojej świadomości twórcza praca umysłu.
Kiedyś wyśniło mi się całe opowiadanie, tak jak bym je czytała kartka po kartce. Choć oczywiście swoim zwyczajem zapisałam je, nie mogę do niego wrócić, bo zagubiło się gdzieś przez to moje cygańskie życie, a sen ten niestety się już nie powtórzył. Szkoda...
Takie senne majaki mają zapewne jakiś związek ze stanem emocjonalnym, ale nie będę się w to tutaj zagłębiać, bo mogę naprawdę zrobić o jeden krok za daleko.
Wracając do dzisiejszej nocy i możliwości swobodnego pokonywania powietrznej przestrzeni, pomyślałam sobie właśnie, że mimo iż dawno wyrosłam z wieku dziecięcego i od tego czasu zmieniłam wiele miejsc, to gdzieś, w jakimś zakamarku duszy, pozostałam na swój sposób tamtą dziewczynką ze starej, poznańskiej kamienicy, która chciałaby dotknąć nieba, a tymczasem stoi na środku ciemnego podwórza, otoczona zewsząd wysokimi murami... i tylko nieśmiało spogląda w górę, tam gdzie chyba powinno być słońce...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz