piątek, 13 lipca 2018

3) NIE ŚWIĘCI GARNKI LEPIĄ - a może jednak tylko oni...

  1. Zrobić w garderobie miejsce
  2. Przenieść buty do garderoby
  3. Rozkręcić stół 
  4. Zwinąć dywan
  5. Przenieść łóżko
  6. Odkręcić karnisz 
  7. Zdemontować półki
  8. Rozkręcić szafę
  9. Przenieść lustra z szafy na nowe miejsce
  10. Zorganizować dobrych ludzi do wyniesienia na śmietnik resztek szafy
  11. Zalepić dziury w ścianach (instrukcji trza mi)
  12. Zeszlifować powstałe nierówności
  13. Demontaż paneli
  14. Okryć lampę
  15. Odkurzyć
  16. Zmyć ściany
  17. Malować!!!
  18. Zamontować karnisz
Jestem nieludzko padnięta i zaczynam tracić resztki wiary w siebie...
Na plecy wskoczył mi zły duszek i złośliwie mówi mi wprost do ucha - Po co Ci to było kobito!?
Minęło 6 dni, a ja wykonałam punkty od 1 do 8, i zaczęłam punkt 11.
Opróżniłam tylko jeden pokój, a reszta mieszkania wygląda jak pobojowisko.
No prawie...
Całe szczęście, że pożyczyłam wiertarkę i drabinę, bo z moim jedynym i jedynącym wkrętakiem nie dałabym chyba rady utrzymać takiego tempa.
Wykręciłam 127 śrub..., w tym 68 w ścianach...
Szaleństwo Co?
Dla własnej satysfakcji je policzyłam.
Ściany po odkręceniu półek i wywaleniu szafy (typ komandor), wyglądają jak szwajcarski ser.
Na klatce schodowej stoją równiutko półki i płyty po tym demontażu czekając na wyniesienie, a chętnych nawet za kasę ze świecą szukać, bo to czwarte piętro bez windy.
Póki co, to co mniejsze i lżejsze postanowiłam stopniowo znieść sama. Na śmietnik powędrowało na początek 5 krzeseł, dwie półki i kilka listew.
Zastanawiam się czy nie zostawić lustrzanych drzwi i gdzieś ich nie zamontować, bo trochę mi szkoda takiego oglądu mego wizerunku.
Nie mogę przecież poprzestać na łazienkowych, bo nie zauważę kiedy i jak mi cztery litery wypączkują!
Zdecydowałam się również na swoją zgubę na zmianę podłogi, bo przecież jak zawsze muszę iść na maksa i po całości. Czeka mnie więc również demontaż obecnej. Firma od paneli, owszem, może zdemontować, ale przy okazji zakurzy mi świeżo pomalowane ściany (jeśli oczywiście w końcu dokonam tego cudu), więc zrobią to moje łapki i to przed zagruntowaniem ścian.
Mam więc czas do 23 lipca aby skończyć ...
Tydzień...
Dzisiaj zaczęłam zalepiać dziury (w ilości 68, o różnej głębokości) i wygładzać ściany. Jak dobrze pójdzie, to może jutro wezmę się za szlifowanie.
A żeby było weselej i przytulniej, to jutro przyjedzie nowy stół i 6 krzeseł do przyszłej jadalni, który to miał być dostarczony w przyszłym tygodniu. Taka to szybka firma..., a co!
Gdzie ja to wszystko pomieszczę, to nie mam pojęcia...
Na razie pot mi się leje po tyłku i swędzi mnie skóra i oczy mi łzawią (mimo kosmicznych okularów ochronnych), bo a jakże, mam przecież uczulenie na kurz..., a tego, że będzie się kurzyło i pyliło oczywiście nie przewidziałam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz