- Zrobić w garderobie miejsce
- Przenieść buty do garderoby
- Rozkręcić stół
- Zwinąć dywan
- Przenieść łóżko
- Odkręcić karnisz
- Zdemontować półki
- Rozkręcić szafę
- Przenieść lustra z szafy na nowe miejsce
- Zorganizować dobrych ludzi do wyniesienia na śmietnik resztek szafy
- Zalepić dziury w ścianach (instrukcji trza mi)
- Zeszlifować powstałe nierówności
- Demontaż paneli
- Okryć lampę
- Odkurzyć
- Zmyć ściany
- Malować!!!
- Zamontować karnisz
Na plecy wskoczył mi zły duszek i złośliwie mówi mi wprost do ucha - Po co Ci to było kobito!?
Minęło 6 dni, a ja wykonałam punkty od 1 do 8, i zaczęłam punkt 11.
Opróżniłam tylko jeden pokój, a reszta mieszkania wygląda jak pobojowisko.
No prawie...
Całe szczęście, że pożyczyłam wiertarkę i drabinę, bo z moim jedynym i jedynącym wkrętakiem nie dałabym chyba rady utrzymać takiego tempa.
Wykręciłam 127 śrub..., w tym 68 w ścianach...
Szaleństwo Co?
Dla własnej satysfakcji je policzyłam.
Ściany po odkręceniu półek i wywaleniu szafy (typ komandor), wyglądają jak szwajcarski ser.
Na klatce schodowej stoją równiutko półki i płyty po tym demontażu czekając na wyniesienie, a chętnych nawet za kasę ze świecą szukać, bo to czwarte piętro bez windy.
Póki co, to co mniejsze i lżejsze postanowiłam stopniowo znieść sama. Na śmietnik powędrowało na początek 5 krzeseł, dwie półki i kilka listew.
Zastanawiam się czy nie zostawić lustrzanych drzwi i gdzieś ich nie zamontować, bo trochę mi szkoda takiego oglądu mego wizerunku.
Nie mogę przecież poprzestać na łazienkowych, bo nie zauważę kiedy i jak mi cztery litery wypączkują!
Zdecydowałam się również na swoją zgubę na zmianę podłogi, bo przecież jak zawsze muszę iść na maksa i po całości. Czeka mnie więc również demontaż obecnej. Firma od paneli, owszem, może zdemontować, ale przy okazji zakurzy mi świeżo pomalowane ściany (jeśli oczywiście w końcu dokonam tego cudu), więc zrobią to moje łapki i to przed zagruntowaniem ścian.
Mam więc czas do 23 lipca aby skończyć ...
Tydzień...
Dzisiaj zaczęłam zalepiać dziury (w ilości 68, o różnej głębokości) i wygładzać ściany. Jak dobrze pójdzie, to może jutro wezmę się za szlifowanie.
A żeby było weselej i przytulniej, to jutro przyjedzie nowy stół i 6 krzeseł do przyszłej jadalni, który to miał być dostarczony w przyszłym tygodniu. Taka to szybka firma..., a co!
Gdzie ja to wszystko pomieszczę, to nie mam pojęcia...
Na razie pot mi się leje po tyłku i swędzi mnie skóra i oczy mi łzawią (mimo kosmicznych okularów ochronnych), bo a jakże, mam przecież uczulenie na kurz..., a tego, że będzie się kurzyło i pyliło oczywiście nie przewidziałam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz