niedziela, 26 kwietnia 2015

TYLE ŻYCIA, ILE PAMIĘCI

Człowiek jest jedyną istotą na Ziemi, która zdaje sobie sprawę z własnej śmiertelności, a mimo to, większość z nas żyje tak, jakby nie miała o tym pojęcia.
Choć może nie tak..., może źle to ujęłam...
Żyjemy jakbyśmy mieli trwać wiecznie, bo to pragnienie w nas tkwi; tkwi jak jakiś relikt pozostawiony w naszych genach przez Adama i Ewę.
Pamięć o utraconym Edenie?

Nie ma co ukrywać, w każdym z nas tkwi pragnienie życia wiecznego i to "dobrego" życia wiecznego. 
Pewnie stąd też towarzyszący temu pragnieniu lęk przed śmiercią. 
Bo kto się nie boi śmierci?




Chyba tylko ten, kto ma nadzieję, że Jezus poprzez swoje zmartwychwstanie, otworzył dla ludzi ponownie cudowny, mityczny raj...
Nie boi się ten, kto wierzy w bezgraniczne miłosierdzie Boga...
Albo samobójca, dla którego śmierć wydaje się być wyzwoleniem od problemów...
Ale to i tak trudne, mimo najgłębszej wiary...
Czujemy bunt przeciw śmierci  i w jego ramach, utwierdzamy sami siebie na rożne sposoby, że mamy w sobie zarodek nieśmiertelności...
Tak to człowiek już ma; a wszystkie kultury i religie go w tym utwierdzają, mówiąc o egzystencji po śmierci. Nawet rytuały pogrzebowe, mają przecież w sobie coś z tymczasowego, a nie z ostatecznego pożegnania.
Świadomie lub nie, przez całe nasze życie, każdy z nas na swój własny sposób, stara się stworzyć osobistą nieśmiertelność.
Jedni ograniczają się do ciała; rozumiejąc wieczność w kategorii długiego doczesnego życia w dobrym zdrowiu i upatrując go w młodym wyglądzie wbrew upływającemu czasowi, inni stawiają na duchowość, jako drogę do życia po..., a wielu, widzi nieskończoność swego bytu, po prostu we własnych dzieciach i wnukach...
W sumie to bardzo ciekawe zagadnienie, ten nasz stosunek do przemijania...
Co by jednak nie mówić, wszyscy biegniemy do tej samej mety, choć każdy we własnym tempie. I jest to jedyny wyścig, w którym nikt nie odpada, nie wycofuje się przed metą i w którym każdy pokonuje całą trasę...
Okazuje się, że wszyscy jesteśmy sportowcami, tylko szkoda, że nie wszyscy w tym biegu zachowują zasady fair play...
Tak długo żyje człowiek,
 jak długo żyje pamieć o nim...
Takie zdanie kołacze mi się w głowie od jakiegoś czasu; pewnie je gdzieś przeczytałam, lub usłyszałam, a ono utkwiło we mnie jak zadra.
Jak zawsze w takich powiedzeniach, coś w tym jest; tyle że pamięć ludzka na dłużej utrwala na ogół skrajności; dobro lub zło... Podobnie jest też z ludźmi; bo kogo pamiętamy choćby z historii?
Świętych i zbrodniarzy!
Przecież nawet teraz; 70 lat po ostatniej wielkiej wojnie, gdzie zginęły miliony ludzi, kogo będziemy głównie wspominać, o kim mówić?
O Adolfie Hitlerze i Józefie Stalinie!
Reszta wraz z ogromem doznanych cierpień pozostanie bezimienna...
Może wzorem starożytnych Egipcjan, którzy niszczyli posągi złych władców i wymazywali ich imiona z papirusów, fresków, czy kamiennych tablic, powinniśmy zrobić to samo?
Nie uniewinnić, nie szukać wytłumaczenia i przyczyn; ale wymazać z kart historii..., unicestwić na zawsze...
Taka śmierć po śmierci, całkowite zniszczenie całej ich spuścizny; typu Main Kampf, czy innych tego typu publikacji , paradoksalnie może przynieść o wiele więcej dobrego, niż coroczne celebrowanie zwycięstwa, przy okazji którego ci wielcy zbrodniarze ludzkości znowu zostają wskrzeszani w naszej pamięci.
Co gorsza, dla niektórych, ludzie tacy jak Hitler, czy Stalin urastają ponownie do rangi bohaterów, stają się niebezpiecznym wzorcem, symbolem potęgi narodu...
Budzą dumę i poczucie, że zwykły szary człowiek, człowiek znikąd, może stać się wielkim przywódcą, przed którym zadrży świat...
To może być..., to jest pociągające..., i co gorsza, to jest nadal możliwe!
Dowodem na to jest Władimir Putin, który zdaje się być takim właśnie człowiekiem, i co przerażające, za to kocha go prawie każdy Rosjanin!
Putin wkroczył właśnie na niebezpieczną ścieżkę i nim świat to zauważy i się opamięta z szoku, może już być niestety za późno...
Ale cóż z tego?
Władimir Putin zdąży się zapisać jako następny na liście tych, o których się będzie pamiętać...
Wychodzi na to, że zgodnie z wyżej cytowanym powiedzeniem, na wieczne życie zasłużą wielcy zbrodniarze, no i może święci i prorocy....
Wyjątkowe dobro i perfidne zło, okazują się jedynymi przepustkami do wieczności...
A reszta?
Oczywiście reszta pójdzie też do piachu i też rozsypie się w proch, tyle, że w przeciwieństwie do tamtych, rozsypie się w proch niepamięci...
Chciałabym żyć wiecznie..., ale patrząc z tej perspektywy, marne mam na to szanse, więc zrobiło mi się smutno.
Wygląda na to, że tylko dobiegnę do mety, ale już przekroczyć jej nie zdołam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz