wtorek, 11 lutego 2014

MIŁOŚĆ NIE Z BIBLIOTEKI

Dużo  czytam, można by nawet powiedzieć, że pochłaniam książki i osobiście podnoszę statystyki czytelnictwa w Polsce. 
Doszło do tego, że chyba bym nie zasnęła, gdybym nie przeczytała kilku stron przed snem, otulona ciepłą kołdrą i wtulona w miękkość poduszek.

Przeczytałam w moim życiu również niemało romansów i to nie zawsze tych najwyższych lotów. Przyznaję, że po zaliczeniu kilku, ma się dość, bo prawie zawsze powielany jest w nich ten schemat, ale...
Jak zawsze u mnie, musi być jakieś dodatkowe ale...
Moim zdaniem, tego typu opowieści powinny być lekturą obowiązkową dla panów, choćby tylko w jednym egzemplarzu i choćby tylko raz.
Po przeczytaniu powiedzmy, że takiego harlequina, albo, co już wymagałoby większego poświęcenia, obejrzeniu mydlanej brazylijskiej opery, dowiedzieliby się wreszcie o czym marzą kobiety.
Kobietom, tym zatopionym w książkowych romansach ewidentnie to szkodzi, a im przeciwnie, mogłoby to pomóc.
Z przykrością bowiem należy stwierdzić, że te cudowne, romantyczne historie nie wytrzymują zderzenia z prozą zachowań rzeczywistych  kochanków. 
Nie wytrzymują, a mogą nawet paradoksalnie pogłębić, ledwie co zaczynający się kryzys w związku.
Bo tam, na kartkach; on kocha i wielbi, walczy i pokonuje trudności by zdobyć wybrankę serca, obsypuje kwiatami i czyta w jej myślach, a tutaj...
Tutaj, obok, bliziutko, siedzi ten wybrany, co zamiast kochać i wielbić jak tamten, popija piwo z butelki i ogląda mecz w telewizorze, albo co gorsza, jest pochłonięty tym, co w internecie, miast zająć się swoją kobietą
Ale on, nie ma o tym pojęcia. 
W końcu ona już jest jego, a nawet pozwolił jej się zdobyć.
Czasami spoglądając na nią w przerwie, mignie mu w głowie pytanie;
- O co jej teraz chodzi?
- Naczytała się znowu głupot?
- Jak zawsze robi z igły widły i dramatyzuje?
Przecież jak wrócił do domu pocałował ją w czoło na powitanie, a że nie zauważył nowej sukienki, którą jak twierdzi założyła specjalnie dla niego?
Ano, naczytała się, bo cóż jej innego pozostało?
Miała roztrzaskać mu na głowie jakąś porcelanę albo cisnąć wazonem o drzwi?
Choć może byłby to i dobry pomysł...
Czuje się samotna, niekochana, widzi, że jej oczekiwania i nadzieje stają się z biegiem lat coraz mniej możliwe do spełnienia, dlatego niezadowolona ze swojego związku ucieka w fikcyjny świat.
Świat, który przynosi tylko chwilową ucieczkę, co w perspektywie jeszcze bardziej utrudnia realne życie.
Czy nie lepiej zamiast uciekać w ten nierzeczywisty świat i w rezultacie odsuwać się od partnera, stawić temu realnemu światu czoła, zastanowić się, jak najlepiej zaspokoić swoje realne potrzeby, ożywić to co było w związku kiedyś na początku, a teraz legło uśpione przez rutynę i codzienne sprawy?
Życie iluzjami, nie wytrzymuje niestety próby czasu. Taki jest fakt.
Mimo, że związek wydaje się być z czasem niesatysfakcjonujący i mamy wrażenie, że wybraliśmy niewłaściwą osobę, albo ona zmieniła się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki bywa, że zostały w nas jeszcze jakieś resztki uczucia, wspomnienia, które powodują, że nie chcemy się rozstawać, rozbijać tego co budowaliśmy jakby nie było wspólnie całe lata...
Wtedy nie ma wyjścia, trzeba się wziąć do katorżniczej roboty, która w naszym pojęciu pewnie niewiele ma wspólnego z miłością.
A jak nie wyjdzie, to trudno, życie będzie się i tak toczyć dalej...
Na początek musimy zacząć od nas samych, postarać się przede wszystkim uwierzyć w siebie, i w to, że w pełni zasługujemy na miłość, i że wszystko jest jeszcze przed nami, że wszystko jest jeszcze możliwe - przynajmniej dopóki żyjemy.
Rycerze na białych koniach, w obecnych czasach, galopują już tylko po kartkach książek, a każdy człowiek niestety ma jakieś wady.
W końcu i tak, każdy z nas, nawet z bólem serca, zda sobie sprawę z tego, że miłość to nie tylko uniesienia i namiętność, a przede wszystkim relacja, do której trzeba dwojga.
W pojedynkę, to praca Syzyfa.
Jeśli coś nie gra, kiedy coś zaczyna doskwierać, to nie ma na co się obrażać i brnąc we wzajemne oskarżenia, bo to prowadzi donikąd, no może ewentualnie do sądu...
Po prostu trzeba zdać sobie sprawę z tego, że jeśli nam jeszcze odrobinę na sobie wzajemnie zależy, to coś trzeba z tym zrobić.
Zrobić razem, wspólnie.
Druga rzecz, to to, że w związku nigdy nie ma nic po równo, tak już jest i tyle.
Zawsze ktoś musi zrobić pierwszy krok, ktoś musi pierwszy wyciągnąć rękę do zgody.
Wiadomo, że dajemy z siebie ile możemy, ale jeśli sami chcemy coś dostać, musimy czasem coś dać pierwsi.
Coś za coś, nawet w uczuciach..., zwłaszcza w tych, które już przeżyły błyski hormonów i burzę seksualnych uniesień.
Kiedy kochasz bez granic, szczęście tej drugiej osoby jest ważniejsze niż twoje.
Ale może wystarczy, by to szczęście było równie ważne jak twoje własne?  
To też jest piękne, a może nawet trwalsze; bo mamy wtedy poczucie, że mimo, że potrafilibyśmy żyć bez siebie, to mamy pewność, że wybraliśmy tego drugiego człowieka w pełni świadomie i chcemy z nim iść przez życie, na dobre i złe. Zwłaszcza na to złe...
Lubimy marzyć, to nic złego, marzenia wszak napełniają kolorami nasze dni, ale powinniśmy znać nasze wzajemne możliwości, nasze mocne i słabe strony. Bo mamy i takie i takie.
Najtrudniejsze w drodze do tego wymarzonego szczęścia, w miłości, jest moim zdaniem to, że przeważnie mimo deklaracji, sami nie wiemy czego tak naprawdę chcemy; czego chcemy od życia, od siebie, a nawet od ukochanej osoby.
Stawiamy wymagania, potem je zmieniamy, niejednokrotnie, całkiem bez sensu stawiamy wszystko na jedną kartę, a potem, kiedy doznajemy rozczarowania, nie potrafimy się już z tego wycofać i uparcie, wbrew logice i swoim własnym wewnętrznym pragnieniom, trwamy przy swoim. 
Oby tylko nasze było na wierzchu. 
Bezsensowne działania i to przeciwko sobie.
Nie lepiej zrobić samemu jeden przemyślany krok w tył, by potem już razem zrobić dwa kroki w przód?
Trochę odarłam tę miłość z romantyzmu, ale miłości nie znajdziemy w bibliotece, znajdziemy ją leżącą między nami, wystarczy ją tylko zechcieć ponownie zauważyć, jeśli zdarzyło się nam o niej zapomnieć.
Inna sprawa, i tu będę straszna; tego kwiatu jest pół światu.
Nie martwmy się, że nie wyszło; jak nie to kochanie, to inne..., może lepsze, piękniejsze?
Któż to wie, co czeka na nas za rogiem, za kolejnym kliknięciem w sieci, za ścianą naszej kamienicy, przy stoisku z marchewką w Biedronce czy Tesco?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz