wtorek, 25 lutego 2014

PIERWSZY PODEJRZANY

Coś się dzieje, nie ma dwóch zdań...
Szukam na gwałt winnego tego dziania!
W zasadzie, pierwszego podejrzanego to już mam - słońce.
To ono budzi mnie od paru dni; zagląda przez okno do sypialni i nic nie robiąc sobie z niezbyt czystych szyb, łaskocze po policzku, zakrada się bez pardonu pod zaciśnięte powieki.
Co by tu nie mówić, w tym budzeniu słońce ma potężnego wspólnika, bo Neon z jego pierwszym promieniem jest gotowy rozpocząć dzień. Niestety jego gotowość nie jest odosobniona i obejmuje przede wszystkim moją osobę.
I nic nie pomaga chowanie się pod kołdrą, mamrotanie, że jeszcze minutkę, bo chcę dośnić do końca.
Przeraźliwy koci wrzask wciska się pod bety i w najdalsze zakamarki mózgu.
Nie ma rady, jedyną metodą na przerwanie tej kakofonii jest po prostu wygramolenie się z poduch. 
Chcąc nie chcąc wstaję, udając oczywiście obrażoną na tego puchatego terrorystę.
Ale tylko trochę..., tak naprawdę to tylko tak na pokaz stroję te miny, bo muszę pokazać zwierzakowi kto tu w końcu rządzi - znaczy, kto karmi i poi.
Inna inszość to, to, że zaczyna mnie cieszyć to wczesne wstawanie, czuję się ostatnio napełniona jakąś nową energią.
Może kosmiczną?
Bo może to wpływ UFO, tych mały ludzików krążących po nocnym niebie w swoich tajemniczych spodkach?
Diabli wiedzą, co oni tam wyprawiają latając nad moim blokowiskiem.
Faktem jest, że czuję się jakbym była na jakimś dopalaczu.
Dzisiaj, bazując na tym nowym przypływie mocy, po dłuższej przerwie "wykonałam" kilka pozycji jogi. Ten cudzysłów obrazuje niestety stan mojego zastanego ciała.
Kurcze, zaczęłam przecież bardzo delikatnie, a jednak wykończyć dokładnie wszystkich pozycji nie zdołałam, nawet z kontrolą oddechu miałam kłopoty.
Hi, hi, perfekcyjnie wyszła mi tylko pozycja trupa.
Mimo wszystko jestem z siebie zadowolona, że hej, że w ogóle się zmobilizowałam i oderwałam zadek od kanapy. Mam też odrobinę nadziei, że jutro też nie odpuszczę, nawet jeśli obudzę się z zakwasami.
Po tych zgięciach i wygięciach od razu (jak zawsze zresztą) nabrałam apetytu. Niestety ku memu rozczarowaniu, w lodówce czekała na mnie Sahara w połączeniu z Gobi.
Z zapasów to tylko słodycze... i tu powtórzę - jak zawsze zresztą.
Trza mi było iść na zakupy...
Przed tym krótkie resume:
- debet jak zawsze na miejscu
- karta kredytowa w gotowości.
Wniosek:
- Biedronka odpada
- kierunek Tesco.
Na wszelki wypadek zrobiłam spis, coby nie zapomnieć niczego, ani niczego nie ominąć; zwłaszcza, a nawet obowiązkowo zatrzymać się przy stoisku z mrożonymi kurczakami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz