sobota, 1 marca 2014

CHĘCI W KOSZU

W zasadzie to nie chciałam już więcej przynudzać o moim zamiłowaniu do słodyczy, ale nie ma rady, znowu muszę.
Muszę ponarzekać na siebie, na swój słaby charakter, dokopać się w tym ostatniego dna i znaleźć oczywiście winnego.
Teraz przerwę na dosłownie tylko chwilę i pójdę zrobić ciasto na muffiny z rodzynkami i czekoladą.
Będę za 10 minut...
..........................................................................

Już jestem...
Babeczki już w piekarniku hi, hi.
Ok, ok.., to dowód na wszystko, ale mam alibi! (Jak zawsze).
Nie zjem ich wszystkich sama, obdaruję nimi jeszcze kogoś, kto mnie zaprosił na smakowity obiad.


Będzie rosół! A rosołowi, to ja się nie potrafię oprzeć.
Aż wstyd się przyznać, mimo, że uważam, że gotuję bardzo smacznie, choć niezdrowo, to nigdy nie ugotowałam naprawdę dobrego rosołu.
Stąd też, ten dodatkowy objaw mojej wdzięczności w postaci babeczek.
Ale miałam się przecież znęcać nad mym słabym charakterem, a nie chwalić się moim dobrym i wdzięcznym serduszkiem.
Miałam się znęcać, ale nie będę.
Wiem, że objadanie się słodyczami szkodzi, ale robię to codziennie.
Chcę i nie chcę...
O co chodzi?
To wszystko wina wieku!
Ostatnio prowadzę bardzo ciekawe rozmowy, dzięki nim mam wiele nowych przemyśleń i spostrzeżeń..., nie tylko na tematy jedzeniowe...
Wydawałoby się, że wiek dojrzały (nie starczy), to wiek konkretny i wiek konkretów. 
Po przeżyciu półmetka swego życia, człowiek powinien nie tylko wiedzieć czego chce, ale i podejmować decyzje w miarę szybko, a nie odwlekać je miesiącami, jeśli nie latami.
Wszak nie ma się już takiej perspektywy czasowej do prób błędów, jak w wieku 20 lat.
Jednak cała nabyta z latami wiedza i doświadczenie, zamiast wyostrzyć postrzeganie, przejaskrawia je, doprowadza do spowolnienia i wręcz niezdecydowania.
Jednocześnie chce się i nie chce - takie życie w rozkroku.
Do życia zaczyna się wkradać nadmierne asekuranctwo, zanika spontaniczność. Pojawia się szukanie przysłowiowej dziury w całym, podejrzliwość.
Po prawdzie niby bardzo dorośli ludzie, a nie wiedzą czego chcą, a czy w ogóle czegoś chcą?
Zadziwiające....
Nie oszukujmy się, człowiek jest jak statek - może pływać po wszystkich morzach i oceanach, ale w końcu musi gdzieś zacumować, inaczej się nie da...
Chyba, że jako wrak - pójdzie na złom...
Pomyślałam w tym momencie o ludziach, którzy z różnych względów rozstali się ze swoimi wieloletnimi połówkami..., a jest ich niestety coraz więcej...
Czują ewidentnie potrzebę bycia z kimś znowu...
Oczywiście potrzeba ta pojawia się z różnych względów i w różny sposób u różnych ludzi...
Są tacy, którzy chcą przeżyć drugą młodość i zerwawszy okowy małżeństwa, rzucają się jak w amoku w wir randek i łatwego seksu, a potem wracają do pustego domu oszukując się,  że wszystko jest w porządku...
Coś tu na mój gust nie gra...
Oczywiście jest też wiele osób, które deklarują, że pragną ułożyć sobie na nowo życie, że pragną stałego związku...
Jednocześnie ta nowa osoba u ich boku powinna mieć tyle cech i spełnić tyle warunków, że staje się nierealna.
Ma się opiekować, być atrakcyjna wizualnie, mieć pełne konto w banku, nie być związana ze swoją rodziną, być na każde skinienie i na wyłączność... 
Ma być to osoba dojrzała, ale jednocześnie młoda, o pięknym ciele i wybujałym temperamencie erotycznym...
I to nie jest opis dotyczący tylko kobiet...
Taki ma być też ten potencjalny, nowy mężczyzna... 
I spotyka się on z nią...
I zamiast cieszyć się sobą, co robią?
Zamieniają się natychmiast w Agatę Christi i Sherlocka Holmesa. 
Szukają, drążą, wynajdują - wszystkie możliwe przeszkody i wzajemne wady.
A potem?
Potem, w końcu się rozchodzą w poczuciu, że dobrze zrobili, bo to i tak by się nie udało.
Czasem zastanawiam się czy w ogóle jest możliwe bycie razem; tak do końca i prawdziwie, jeśli ma się za sobą te kilkadziesiąt lat, wszystkie te dobre i złe doświadczenia, wspomnienia?
Czy wszystkie te podejmowane próby są z góry skazane na porażkę, na wrzucenie do kosza??
Przecież samemu jest źle, mimo, że daje się radę; ale są przecież takie chwile, że naprawdę brakuje tego drugiego człowieka obok; nie dziecka, brata czy siostry..., ale tego bliskiego inaczej.
Aż boję się napisać... 
Tego kogo się miało odwagę znowu pokochać...????
Nie dla czegoś, nie dlatego, że to wygodny dla nas układ, że to przysłowiowa ręka, która poda szklankę wody na starość, ale ot tak, po prostu, bo serce zadrżało.
I to nie był zawał!
Tylko szczere, nie skalkulowane uczucie...

2 komentarze:

  1. Ciekawe spostrzeżenia.
    Mężczyźni chcący ułożyć sobie jeszcze życie, szukają ideału. Czy jednak nie podnoszą poprzeczki zbyt wysoko?
    Niech się zastanowią czy sami potrafiliby ją przeskoczyć.Kryteria które w młodzieńczych poszukiwaniach kobiety życia
    są zaletami na ,,stare lata"stają się wadami??? Żenujące. Bo czyż miłość i nadmierne związanie z rodziną można uznać za wadę???
    Przypomina mi się historia o łodzi ratunkowej z rozbitkami na pełnym morzu. W łodzi jest ON i pozostało tylko jedno miejsce.W morzu jest ONA i jego córka z pierwszego małżeństwa.Dwie kochane kobiety. Pytanie, komu poda rękę i wciągnie na łódź?Jest to pytanie z gatunku retorycznych.Nie ma na nie odpowiedzi.Tak samo jak nie można położyć na jednej szali miłości do życiowej partnerki i rodzonej córki. Dziecko kocha się miłością bezgraniczną i nie można jej porównać z miłością do osoby, z którą chce się spędzić ,,jesień" życia.
    To przecież ONA w razie ,,W" będzie pomocną dłonią. Poda szklankę wody, nakarmi owsianką i ewentualnie zmieni pampersa.....
    Dlaczego ludzie tak sobie komplikują życie? Nie rozumiem. Przecież życie jest piękne, a licznik po 50 kręci się jak szalony.
    Pozdrawiam. RiR

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż... Najlepiej sprawy zostawić własnemu biegowi... Nic na siłę...
    Nigdy się specjalnie nie zastanawiałam, czego tak naprawdę chcą faceci, a jak zaczęłam się zastanawiać, to otwieram oczy coraz szerzej ze zdumienia.
    Starzy kawalerowie są tak zakręceni, że sami siebie nie rozumieją...
    A ci co mieli już żony, wszystkie kolejne kobiety do nich porównują, a z czasem o dziwo, te byłe stają się nagle idealne...
    Chyba najlepszy okazuje się cudzy mąż; kocha, wielbi, obsypuje podarunkami i wiadomo z góry, że nie ma na niego co liczyć..., tyle, że akurat ten gatunek mnie nie interesuje.

    OdpowiedzUsuń